Rozdział 20

170 6 0
                                    

Przetarłam delikatnie oczy do których wpadały jasne promienie słoneczne. Ziewnęłam i przeciągnęlam się. Chciałam sprawdzić, która godzina, ale jak się okazało zapomniałam wczoraj wieczorem podłączyć telefon do ładowania. Wtedy do głowy wpadł mi pewien pomysł.

- Jest tu jakaś sztuczna inteligencja? - odezwałam się wyraźnie.
- Witam panno Stark. Jestem Friday sztuczna inteligencja w Avengers Tower. - odpowiedział mi znany głos ze ścian. Fajnie, że tata nie zamienił Friday, bo naprawdę ją lubiłam.
- Świetnie. Powiedz mi proszę, która jest godzina?
- 09²³.
- Dzięki.
- Do usług.

Stwierdziłam, że to odpowiednia pora, aby udać się na śniadanie. Podniosłam się z łóżka i podreptałam w stronę garderoby. Nie planowałam dzisiaj nigdzie wychodzić, więc ubrałam wygodne, szare dresy, granatową koszulkę i czarną rozpinaną bluzę. Następnie poszłam do łazienki się odświeżyć.

Ogarniając się zastanawiałam się czy Parker już wstał i przez chwilę myślałam, że mogłabym nawet do niego zajrzeć, ale szybko wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Nie chcę być natrętna. Po niedługiej chwili pokonywałam schody prowadzące do salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Gdy przekroczyłam próg ujrzałam Wandę siedzącą przy stole, która sprawdzała coś na swoim tablecie, obok niej siedział Steve, który popijając herbatę czytał jakąś gazetę.

- Hej. - przywitałam się, a oni na mni3 spojrzeli.
- O hej Mia. - odpowiedziała Wanda.
- Cześć młoda. - odparł Steve.
- Gdzie wszyscy? - zapytałam podchodząc do ekspresu do kawy.
- Większość odsypia chyba wczorajszy wieczór. - kapitan wzruszył ramionami.
- Aż tak zabalowaliście? - zaśmiałam się.
- Powiedzmy, że niektórzy po prostu lubią zakłady kto więcej wypije. - skomentowała Wanda.
- Rozumiem. - skierowałam się do lodówki - Robicie systematycznie zakupy prawda? - zażartowałam przed otworzeniem lodówki.
- Oczywiście. - zadeklarował Rogers i posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Nie musisz nic sobie robić, zostały świeże kanapki po pajęczaku. - poinformowała mnie rudowłosa kobieta.
- To nie ma go tu? Nie śpi?
- No nie ma. Chwilę przed 08⁰⁰ przyszedł do kuchni, aby się czegoś napić. Zaproponowalam mu kanapki, które wcześniej zrobiłam, a on chwycił tylko jedną, rzucił szybkie "dziękuję" i wybiegł w stronę windy. Wyglądał jakby się gdzieś spieszył.
- Wiecie gdzie to wywiało tak wcześnie?
- Bóg wie gdzie on jest, ale przypuszczam, że huśta się właśnie na swoich sieciach. - stwierdził blondyn.
- Możliwe. - pokiwałam głową i wpakowałam do ust kanapkę z szynką.
- A wy coś że sobą kręcicie, że się tak nim przejmujesz? - spytała Maximoff, a ja automatycznie się spięłam. 
- Nie no co ty. - zaśmiałam się sztucznie - przyjaźnimy się tylko. - machnęłam reką w geście zniewagi. W odpowiedzi usłyszałam wyraźne "mhm". Czułam, że mi nie uwierzyła.

~~~Pov Peter~~~
Skakanie, latanie, wiatr na całym ciele. Stęskniłem się za tym. Niby tylko tydzień, ale jednak. Uwielbiam te zajęcie. Mógłbym tak latać przez cały czas, aż ograniczeń, jak wolny ptak. Wspaniałe uczucie.

Wstałem dzisiaj dosyć wcześnie jak na weekend, gdyż już przed 08⁰⁰ wybiegałem przed Avengers Tower, aby tylko zaczepić o cokolwiek moją sieć i wznieść się w górę. Oczywiście bujając się rozglądałem się również czy ktoś nie potrzebuje pomocy, jednak był to naprawdę spokojny dzień.

Robiłem przeróżne skoki, salta i obroty skacząc jakieś 40 metrów nad ziemią. Postanowiłem wpaść do cioci, aby się z nią przywitać i trochę poopowiadać jej co u mnie. Ku mijemu zdziwieniu nie była niechętnie nastawiona co do mojej wyprowadzki tak jak myślałem, a ona była w zasadzie nawet szczęśliwa. Wiadomo, że miała obawy, ale z całych sił wspiera mnie i to co robię w sesnie co robi spiderman, dlatego szybko zgodziła się na wyprowadzkę do Avengers Tower. Mam jej tyle do opowiedzenia! Wiedziałem, że w wieczność nie będę się tak bujał i w końcu będę musiał się zbierać, ale może jeszcze tak z godzinkę sobie poskaczę...

Fate is not a coincidence / Peter ParkerWhere stories live. Discover now