Rozdział 17

184 7 0
                                    

~~~Pov Peter~~~
- Więc jesteś Spidermanem? - zapytała jakby sama siebie śmiejąc się z niedorzeczności tych słów, ale to była prawda.
- Tak. - odparłem.

Nie mógłbym lepiej wymarzyć sobie tej chwili, co prawda musiałem ratować ją, bo spadłaby z mostu, ale to nie istotne. Nie dość, że nie była zła, to jeszcze mi podziękowała za zaufanie. O to nie musi się martwić, ponieważ mam do niej bezgraniczne zaufanie. Najlepsze jednak było to jak się do niej przutuliłem. Czułem się wtedy na właściwym miejscu z właściwą osobą. Nasz uścisk był całkiem długi, byliśmy tak blisko siebie, a jej dotyk wywoływał przyjemne dreszcze na całym moim ciele. Jej głowa schowana w moim ramieniu, a ja swoją opierałem na wgłębieniu jej szyi. To było zdecydowanie jedno z piękniejszych przeżyć jakie dotychczas miały miejsce w moim życiu.

- Jak zrobiłeś taki świetny kostium? - zadała kolejne pytanie. Z tego co wiem ma ich długą listę, ale ja z przyjemnością odpowiem na każde z nich.
- Nie zrobiłem, dostałem od twojego taty. - odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Jak poznałeś się z moim ojcem? - kontynuuje.
- W zasadzie to pewnego dnia wróciłem do domu ze szkoły, a on był w moim mieszkaniu i jakoś tak wyszło, że teraz wspiera moją działalność. Szczerze liczę na to, że kiedyś zrobi ze mnie Avengera, to zdecydowanie jedno z moich największych marzeń.
- Fajnie, a znasz ich? W sensie Avengersów.
- Spotkałem ich kilka razy. - stwierdziłem kiwając głową.
- O cholera! No oczywiście! - wykrzyknęła nagle blondynka, a ja zmierzyłem ją zdziwionym wzrokiem.
- O czym mówisz?
- Po wycieczce wprowadzam się do Avengers Tower, a skoro jesteś Spidermanem to ty też się wprowadzasz. Co oznacza, że zamieszkamy razem! - wypowiedziała szybko, była zdecydowanie podekscytowana. Wtedy dotarło do mnie, o co tak właściwie jej chodzi. Mogłem przysiąc, że w moim oczach tańczyły teraz iskierki radości.
- Nie mogę się doczekać. - stwierdziłem.
- Ja też. - pisnęła mi nad uchem. Była bardzo szczęśliwa co udzieliło się również mnie.
- Ciekawe czy będziemy mieć pokoje blisko siebie.
- Fajnie by było.
- Racja, a tak w ogóle to skąd ty bierzesz te sieci i jak robisz, że są takie wytrzymałe?
- Tak szczerze to sam wynalazłem jak zrobić sieć, zaprezentowałem sposób twojemu ojcu, a on stworzył jakąś maszynę, która sama ją produkuje. Więc jeśli mi jej brakuje to po prostu odwiedzam pana Starka i uzupełniam zapasy.
- Napewno magicznie musi być tak latać sobie między budynkami. - westchnęła rozmarzona. Na co ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- To bardzo magiczne. Chcesz się przekonać? - zapytałem lekko ją szturchając.
- Wiesz, może nie dzisiaj. - powiedziała z powątpiewaniem.
- Jasne. Może być kiedy indziej.
- Dobra, Pete. Mam jeszcze ostatnie pytanie. Tylko jest trochę głupie...
- Śmiało. - zachęciłem.
- Składasz jaja? - spytała i widać, że było jej głupio.
- Nie no co ty. - zaśmiałem się - Ale spokojnie, nie jesteś pierwszą osobą, która o to zapytała.
- Okej. - nastolatka również wybuchła śmiechem, który jest bajeczny, chciałbym żeby ten dźwięk towarzyszył mi do końca życia.

Nie zauważyłem nawet kiedy doszliśmy pod hotel. Weszliśmy do budynku i w miarę możliwości, jak najciszej skierowaliśmy się w stronę pokoi. Gdy znaleźliśmy się już przy drzwiach spojrzałem z żalem na Mię. Strasznie nie chciałem, jej zostawiać, było mi z nią tak dobrze. Ona chyba również patrzyła na mnie ze smutkiem, może chciałaby żebym został. Nie niemożliwe.. tylko przyjaciele... Powtarzałem to sobie ciągle w głowie, chodź zdawałem sobie sprawę, że zabujałem się w niej bezgranicznie.

- To pa Pete. - powiedziała cicho.
- Pa. - odpowiedziałem markotnie. Lecz ona zamiast odejść, wpatrywała się w moje oczy. Wyglądała jakby toczyła jakąś wewnętrzną walkę. Nagle zrobiła kilka szybkich kroków w moją stronę, złaapała moją twarz w swoje drobne dłonie i złożyła ciepły pocałunek na moim prawym policzku. Szybko jednak oderwała się ode mnie.

Fate is not a coincidence / Peter ParkerWhere stories live. Discover now