Rozdział 24

157 8 0
                                    

Kolejny zwykły dzień w szkole. Serio, jak dla mnie ostatnimi czasy są tu straszne nudy. Mamy już czwartek. Peter, tata i reszta wyjechali w niedzielę, a ja niestety nie mam z nimi kontaktu. Z tego co mówiła mi mama tata raz do niej zadzwonił, podobno powiedział, że wszystko u nich w porządku. Nic więcej nie wiem, przynajmniej są bezpieczni.

Jeśli chodzi o mnie to jestem jakąś taka nieobecna. Niby wszystko jest tak jak zawsze, ale czegoś mi brakuje. Ze szkołą nie mam problemów, dostaje same piątki, no oczywiście nei licząc chemii. Codziennie gdy wracam do domu odrabiam szybko lekcje, a potem coś oglądam. O 19⁰⁰ chodzę ze Stevem biegać i muszę przyznać, że nawet mi się to podoba. Na początku miałam straszną zadyszkę, ale powoli wraca mi kondycja. Mama w końcu ma mniej pracy i spędzamy razem wjęcej czasu, naprawdę mnie to cieszy. No jeszcze jest Morgan, tą to energia wręcz rozpiera. Ciągle śpiewa, tańczy lub dokazuje. Czasami się z nią bawię i wtedy dopiero zajmuje się jakąś mądrzejszą rozrywką. Układamy z klocków duplo jakieś domki, lecz ona ciągle narzeka, że te klocki są strasznie dziecinne.

Wracając jednak do rzeczywistości, trwa przerwa obiadowa, gwar rozmów i śmiechów. Na moją bolącą głowę raczej to nie pomaga. Kończyłam jeść moją sałatkę, a raczej grzebałam w niej widelcem, gdy nagle do naszego stolika podeszła szybko blondynka:
- Za tydzień jest bal! - prawie krzyknęła i na środku stołu położyła ulotkę. Ned od razu pochylił się i przeczytał ogłoszenie, MJ zrobi to samo, ale trochę wolniej i z bardziej skwaszoną miną. Ja natomiast dalej siedziałam w tej samej pozycji i tyłu oobserwowałam całe zdarzenie.
- To super! Już nie mogę się doczekać! - zawołał Ned.
- Bal walentynkowy. Pełno obściskujących się par równa się pełno śmiechu. Chętnie obejrzę te nieudane próby zalotów. - zaszydziła MJ.
- Jako liderka przewodniczących szkoły będę musiała zając się jeszcze zająć się organizacją. Ned będziesz chciał mi pomóc? - spytała.
- No jasne, z wielką chęcią.
- A ty Mia cieszysz się na bal? - zwróciła się do mnie MJ - Jesteś ostatnio jakąś nieobecna. - podniosłam na nią wzrok.
- Nie wiem czy się cieszę czy nie i tak raczej nie idę. - wzruszyłam ramionami.
- Żartujesz sobie? Oczywiście, że idziesz. - zarządziła brunetka.
- Jeszcze to przemyślę, dobra?
- No okej. - pokiwała głową.

Reszta przerwy minęła nam w spokoju, tak jak kolejne lekcje. Pisaliśmy kartkówkę z biologii i chyba poszło mi całkiem nieźle. Ze szkoły wróciłam na piechotę, więc mogłam ma spokojnie przewietrzyć mój umysł. Nie wiem czemu, ale od kilku dni jestem jakaś taka markotna.

Gdy wróciłam do Avengers Tower nikogo nie zastałam, zapewne mamy i Morgan jeszcze nie ma, Vision coś robi, a Steve pewnie jest na siłowni. Stwierdziłam, że jako iż nie mam nic zadane to najzwyczajniej w świecie odpocznę. Rzuciłam plecak obok biurka, przebrałam się w wygodne, domowe rzeczy i z hukiem padłam na łóżko. Byłam jakaś taka bez energii.

Gdy zdałam sobie sprawę, że po prostu czuję się gorzej niż zazwyczaj zaczęłam się nad tym zastanawiać. Próbowałam zrozumieć przyczynę lub przyczyny mojego gorszego samopoczucia, przecież nic mi nie jest, mieć mnie nie boli, wszystko jest w porządku. Próbowałam przeanalizować wszystkie moje uczucia i zachowania. Po tych wnioskach stanęłam w miejscu, nie miałam pomysłu jak jeszcze mogłabym rozwinąć moje przemyślenia. Chwilę leżałam pusto wpatrując się w sufit. Szybko jednak zrezygnowałam, ponieważ uznałam, że nie ma w tym żadnego sensu. Chwyciłam mój telefon i go odblokowałam. Chwilę wpatrywałam się w ekran startowy myśląc co właściwie mogłabym zrobić. Bez konkretnego powodu kliknęlam ikonkę galerii. W niej oczy od razu rzuciło się zdjęcie z Peterem, które zrobiłam na wycieczce w Paryżu. Chłopak słodko się uśmiechał i delikatnie obejmował mnie ramieniem. Przęsunęłam trochę w dół i trafiłam na kolejne zdjęcia. Na jednym z nich Peter podsypiał na lekcji historii. Gdy tak oglądałam jego zdjęcia zdałam sobie sprawę, dlaczego czuję się gorzej niż zwykle. Po prostu bez niego jest tak pusto, a ja czuję się niekompletnie. Parker dużo wprowadzał do mojego życia, codziennie się dzięki niemu uśmiechałam oraz miałam chęci do życia. Z nim obok wszystko sprawiało mi radość, ale bez niego obok jest cicho, pusto, nostalgicznie. Zrozumiałam, że cholernie tęsknię za moim uroczym Peterem Parkerem.

Fate is not a coincidence / Peter ParkerWhere stories live. Discover now