Rozdział 33 - Kodeks Warellów

232 14 20
                                    

Aurora i Alexander wyściskali Latonę pomimo jej protestów, gdy rano przybyli na pole namiotowe Weasleyów. Pan Weasley użył magii, aby zwinąć i spakować namioty, i jak najszybciej opuścili kemping. Alexander załatwił im szybsze odebranie świstoklika u Bazyla, strażnika świstoklików, co bardzo nie spodobało się tłoczącym się wokół niego czarodziejom. W następnej chwili znaleźli się z powrotem na wzgórzu Stoasthead, przeszli przez zamgloną wioskę Ottery St Catchpole i polną drogą ruszyli ku Norze.

Pani Weasley na ich widok zalała się łzami i Aurora musiała zaparzyć jej mocnej herbaty, aby się uspokoiła. Wszyscy usiedli w salonie, myśląc tylko o śniadaniu, które, ku zaskoczeniu Latony, podała jej własna skrzatka domowa, Zmorka.

— A więc wy też macie skrzata — powiedziała Hermiona z bardzo niezadowoloną miną.

— To takie dziwne? — zadziwiła się Latona.

— Panno Granger, doskonale rozumiem twoją opinię na temat skrzatów domowych, ale zrozum, że służba rodzinom czarodziejów to ich wymarzone życie — powiedziała uprzejmie Aurora, choć w jej głosie wybrzmiała nuta kpiny. — Zdaję sobie sprawę, że w świecie mugoli płaci się komuś takiemu za wykonywaną pracę, ale to chyba czas, abyś zaczęła spoglądać na życie z perspektywy czarownicy, nie mugola.

Hermiona spojrzała na Aurorę i oblała się rumieńcem. Harry i Ron zachichotali. Aurora utkwiła swoje spojrzenie w czarnowłosym chłopcu i westchnęła. Jeszcze tylko rok, pomyślała, i nasze dzieci wszystkiego się dowiedzą. Obiecuję ci, James. Ja się tym zajmę.

Warellowie szczodrze podziękowali Weasleyom za gościnę. Latona pozbierała wszystkie swoje rzeczy, pożegnała się ze swoimi rówieśnikami, najpiękniej uśmiechając się do Billa i Harry'ego i razem ze swoimi rodzicami zniknęła z Nory z cichym pyknięciem.

Latona pojawiła się w wysłanym obrazami korytarzu i odetchnęła z ulgą. Nie zdążyła jednak zrobić kroku w ani jedną stronę, gdy jej ojciec złapał ją za ramię i powiedział bardzo uroczystym tonem:

— Latono, masz już czternaście lat i razem z mamą stwierdziliśmy, że jesteś już wystarczająco dojrzała, aby coś zobaczyć.

Latona zdjęła swoje obcasiki i nie wiedząc, czego może się spodziewać, podążyła za swoimi rodzicami. Aurora i Alexander odeszli od niej zaledwie na kilka kroków i zatrzymali się przed obrazem wiecznie śpiącej babki Elviry, którego rama ozdobiona była dziesiątkami mniejszych i większych kluczy.

— Wiesz, kto jest na tych wszystkich obrazach, wiszących w naszym domu? — zapytał Alexander. Latona pokręciła głową. — Te wszystkie postacie to twoi i moi przodkowie. Oczywiście nie ma tu prawie żadnych kobiet, jeszcze przed czternastoma laty cała nasza rodzina była przeklęta.

— Ale babcia tutaj jest i ma się dobrze — zauważyła Latona, wskazując podbródkiem portret przed sobą.

Za życia Elwira musiała zachodzić za piękność, gdyby nie długa blizna na jej twarzy. Staruszka była pulchna, miała upięte w niski kok blond włosy i błyszczące, niebieskie oczy, takie same, jak Alexander. Oczywiście Latona widziała je tylko na magicznych zdjęciach, ponieważ od czternastu lat Elwira i inne postacie zmożone były we śnie, która zdawał się trwać jeszcze kilka dobrych lat.

— Och, tak, sam zawiesiłem tutaj ten obraz — powiedział Alexander. — Moja matka była niezwykle tajemniczą kobietą. Ona i dziadek nigdy nie byli pełnym czułości małżeństwem i czasem zastanawiam się, czy oni w ogóle się kochali. Ale wiem, że kochali mnie i Johna. Mnie może trochę bardziej, bo strasznie mnie rozpieszczali — parsknął, a Latona zaśmiała się. 

— Szkoda, że nigdy ich nie poznała, babci i dziadka — westchnęła z utęsknieniem. 

— Moja matka zmarła we śnie, kiedy byłem w trzeciej klasie — odrzekł Alexander. — To dziwne, bo zostawiła na szafce nocnej list, jakby spodziewała się, że umrze.

Lesser evil || Harry Potter fanfictionWhere stories live. Discover now