Rozdział 28 - Lot na Hardodziobie

230 16 21
                                    

Pettigrew wił się błagalnie przed każdym z nich, płacząc i zaklinając się na swoją niewinność, aż w końcu Black i Lupin podeszli do niego, złapali go za ramiona i cisnęli na środek pomieszczenia.

— Sprzedałeś Lily i Jamesa Voldemortowi, tak czy nie? — powiedział Black, który też cały się trząsł.

Trudno było patrzeć na płaczącego Petera, który wyglądał tak paskudnie, że Latona pomyślała, że zaraz zwróci kolację; spojrzała na profesora Snape'a. Nadal się nie ruszał.

— Nic nie mogłem poradzić! — wypiszczał Pettigrew. — Czarny Pan władał bronią... ty sobie nie możesz wyobrazić... Bałem się, Syriuszu... Nie chciałem tego... ale on mnie zmusił...

— PRZESTAŃ MI TU GADAĆ JAKIEŚ FARMAZONY! — ryknął. — SZPIEGOWAŁEŚ DLA VOLDEMORTA... JAK CIĘ ZARAZ TRZASNĘ, TERAZ SIĘ BOISZ?!... CAŁY ROK, ZANIM ZDRADZIŁEŚ LILY I JAMESA!

— Ach, Syriuszu! Gdybym odmówił on by mnie zabił!

— A WIĘC POWINIENEŚ UMRZEĆ! LEPIEJ UMRZEĆ, NIŻ ZDRADZIĆ SWOICH PRZYJACIÓŁ! WTEDY WSZYSCY ZROBILIBYŚMY TO DLA CIEBIE!

— Powinieneś był wcześniej o tym pomyśleć — rzekł Lupin, wyciągając swoją różdżkę. — Jeśli Voldemort cię nie zabił, my to zrobimy. Teraz. Do widzenia, Peter.

Latona z trudem nie odwróciła wzroku.

— NIE! Nie możecie go zabić! — wrzasnął Harry i zasłonił Petera własnym ciałem.

— Oszalałeś?! — krzyknęła ze wzburzeniem Latona. — Ten człowiek... to coś zdradziło twoich rodziców! To przez niego nie żyją!

— Niech rozprawią się z nim dementorzy — zaproponował Harry. Pettigrew zaszlochał i rzucił się chłopcu do nóg, ale Harry odtrącił go czubkiem stopy. — Spadaj! Robię to tylko dlatego, że mój tata i mama Latony nie chcieliby, aby ich przyjaciele zostali mordercami.

Lupin zabandażował nogi Latony i Rona, a Black wyczarował ciężkie kajdany, którymi przykuł Petera do siebie i Lupina. Prowadzeni przez beztroskiego Franka aka Krzywołapa. Black prowadził Snape'a na niewidzialnych noszach, później szli Harry i Hermiona, a na końcu Latona, której głowa z tego wszystkiego bolała jeszcze bardziej, niż rozszarpana noga.

Mozolnie szli przez tunel, pocąc się przy tym i pojękując z wycieńczenia.

— Nie chciałem cię tak mocno ugryźć — powiedział Latonie Black. — Jakoś wyszło... kurczę, tak mnie kopnęłaś, że chyba naruszyłaś mi kieł.

— Idź, a nie gadaj — warknęła. Nie rozumiała, jak Harry tak szybko mu zaufał. Wiedziała, że teraz, kiedy wszystko się wyjaśniło, Black mógł ubiegać się o bycie jego pełnoprawnym opiekunem, gdy tylko zostanie oczyszczony z zarzutów, co nie zmieniało faktu, że dosłownie kilka minut temu ten człowiek chciał zamordować kogoś na ich oczach.

Nie, żeby Latona nie miała w planach tego samego... chociaż teraz nie wiedziała już, czy naprawdę byłaby do tego zdolna.

W końcu wszyscy znaleźli się na zewnątrz. Szli w milczeniu przez błonia, kierując się w stronę zamku. Pettigrew czasami popiskiwał, ale Lupin posyłał mu wtedy mrożące krew w żyłach spojrzenie. I nagle...

Chmura minęła księżyc, całą ich grupę skąpało blade światło księżyca. Lupin zatrzymał się powodując, że wszyscy powpadali na siebie. Black zamarł i zatrzymał dłonią Latonę, Harry'ego oraz Hermionę.

— O nie! — zawołała Latona. — Dzisiaj jest pełnia! Lupin nie wypił eliksiru, może być niebezpieczny!

— Uciekajcie stąd! — szepnął Syriusz. — Biegiem!

Lesser evil || Harry Potter fanfictionWhere stories live. Discover now