1.3 || Skrytobójca i strażnicy

60 1 0
                                    

Tak, wiem, trochę mnie nie było, bo spadło mi na głowę trochę problemów rodzinnych, a potem, nie ukrywam, miałam małego lenia do pisania. Ale spokojnie, mnie się stąd tak łatwo nie da pozbyć :D 

***


- Więc Straż dzieli się na cztery oddziały. Lśniąca Straż koordynuje pozostałe, dowodzi nią Miiko. Absynt to głównie alchemia, ale zajmują się też planowaniem strategii. Im przewodzi Ezarel, co raczej wiesz. Synonimy Cienia to dyskrecja i zwinność. To bardzo dobrzy szpiedzy. Ich liderem jest Nevra. A Obsydian musi mieć wiedzę o broni i właściwym użyciu jej w walce. Przewodniczy im Valkyon. Nadążasz?

Kero ciągle zapominał, że Erian owszem i umiał pisać, ale potrzebował nieco więcej czasu, żeby jego zdania nie leciały po równi pochyłej przez całą kartkę. I jeszcze narzucał takie tempo, że chyba tylko Ykhar go przeganiała. Był dopiero przy drugim zdaniu swojej notatki (swoją drogą miał dziwny system, sam tekst mu się raczej potem nie przydawał, ale uczył się przez ruchy ręki jakie wykonywał przy pisaniu. Po prostu zapamiętywał jak zapisywał dane zdanie i potem odtwarzał je w głowie).

- Tak...

- Dobrze. To teraz omówimy skróconą historię Straży...

Erian w ostatniej chwili powstrzymał się przed jęknięciem. W sumie lubił historię, ale dopiero, gdy poznawał ją sam. Słuchając czyichś wykładów, szybko zasypiał.

Wtedy ktoś wszedł.

- Kero? – rozpoznał głos Leiftana. – Nie obrazisz się jak zabiorę Eriana? Jakoś nie było okazji do lepszego zapoznania się.

- Dobrze, dokończymy jutro.

,,Albo wcale", pomyślał elf, upychając zwój pod płaszcz.

***

Erian nie wiedział, co sądzić o lorialecie. Z jednej strony wydawał się taki miły i pomocny, niemal do rany przyłóż. Idąc z nim korytarzami Kwatery niemal, co chwila słyszał przyjazne powitania od pozostałych Strażników. Można byłoby pomyśleć, że mężczyzna nie miał żadnych wad, a kobiety powinny się do niego ustawiać w kolejce. Ale z drugiej strony... było w nim też coś tajemniczego i nieco... przerażającego. Jakby pod maską przyjaciela ukrywał mnóstwo mroku niosącego ból i destrukcję. Nie tylko fizycznie, ale też i psychicznie. Matka wiele razy mu mówiła, że nikt nie mógł być idealny i, że każdy ma w sobie jakąś wadę, z którą ciężko wygrać. I zgadzał się z nią. Gdy tak teraz o tym pomyślał to zawsze lepiej dogadywał się z nią niż z ojcem. To ona wyciągała do niego pomocną dłoń i uspokajała szczerą rozmową, gdy miał chwile załamania i bał się samego siebie czy własnych mocy. Prawie każdy Ultimate dziedziczył moc po swoich przodkach, więc elf czasem myślał, że to ktoś z jej strony miał takie umiejętności (sama kobieta na pewno ich nie miała). Ale nigdy nie miał odwagi o to spytać. I czasem bardzo tego żałował, bo dobrze wiedział, że w jego stronach prawie nikt nie traktował go poważnie (niestety miał wrażenie, że tylko Ez i mama szanowali jego zdanie w jakiejkolwiek kwestii).

- Wyglądasz na zamyślonego – nagły tekst Leiftana sprawił, że elf aż podskoczył. – Spokojnie, przecież cię nie zabiję.

Erian rozmasował nieco obolały kark. Przyjechał wczoraj, a jeszcze na własnej skórze doświadczał, że sen na siedząco na drewnianym wozie nie był najlepszym pomysłem.

- Wybacz, czasem w głowie mam zdecydowanie za dużo rzeczy. I chyba jeszcze czuję się trochę... obco.

- Dopiero, co przyjechałeś. To normalne.

Never Fade Away || EldaryaWhere stories live. Discover now