1.2 || Jak Kodeks przykazał

90 1 0
                                    

Statek płynął całą noc i przybił do portu wczesnym rankiem, o szóstej rano, jeśli Erian dobrze usłyszał rozmowę kapitana z którąś z pasażerek. Jeśli, więc udałoby mu się złapać zaraz potem powóz do dojechałby do Kwatery około południa.

,,Dojechać do Kwatery. Poddać się kontroli. Zgłosić do Ykhar lub Keroshane. Poczekać do zebrania Lśniącej Straży. I znaleźć tego kretyna", powtórzył sobie główny plan jego wizyty. Ostatni punkt, oczywiście, sam sobie dopowiedział. ,,Najważniejsze to zrobić pierwsze dobre wrażenie jak Kodeks przykazał, czyli ładny uśmiech, proszę, przepraszam, no i dziękuję, palnąć jakąś formułkę i modlić, żeby nie kazali siedzieć, jakbym miał kij połknąć".

Wziął torbę i zachwiał się pod jej ciężarem, choć w sumie nie miał dużo: zapasowy płaszcz, szczotka, kamień do ostrzenia miecza i sztyletów, jakiś ręcznik i zapas jedzenia dla Friena. Największą część jego torby zajmowało pięć książek o historii Zakonu, po ponad dziewięćset stron każda. To był prezent dla Straży jako ,,znak nawiązania współpracy".

Erian włożył dwa palce do ust i gwizdnął głośno, wyciągając przedramię. Frien był dość niezależny od swojego pana i większość podróży spędził szybując tam i z powrotem. Potem wyciągnął z kieszeni mały przedmiot, który jednym machnięciem rozwinął się w długą laskę. Początkowo był obrażony, gdy koledzy z frakcji dali mu ją na jego piątą rocznicę przybycia do Świątyni, ale szybko odkrył, że ta mu pomagała w nieznanych mu miejscach. Dobra, moc ziemi pozwalała mu na rozesłanie niewidzialnej fali, która w jego głowie tworzyła wierny obraz otoczenia, ale nie ostrzegała jednak o zagrożeniach na drodze. Elf wzdrygnął się na wspomnienie, gdy jako młodziutki adept wpadł w jakieś stoisko z owocami, których zapachu nie mógł z siebie zmyć przez trzy kolejne dni (może dlatego niektórzy na niego mówili ,,Erian z łazienki"). Zaśmiał się na tą myśl.

Z tej chwili wyrwał go świat, a konkretniej jego dźwięki. Powozy, rozmowy, kłótnie. Dla kogoś z jego słuchem, były niezwykle wyraźne. Na przykład sprzeczka dwóch kobiet o to, która powinna jako pierwsza wejść na wóz. Jedna broniła się swoim podeszłym wiekiem i słabymi kośćmi, a druga, że dopiero, co urodziła, czemu zaraz zawtórował płacz owego dziecka. Erian poprawił opaskę i poszedł dalej. To stąd większość faery rozjeżdżała się, by szukać schronienia po rozbiciu Kryształu, którym wszyscy żyli kilka tygodni temu. Erian sam też to odczuł: dziwne uczucie, gdy w pierwszej sekundzie coś rozdzierało mu serce, a w następnej wszystko było po staremu, jedynie czuł się potem lekko osłabiony. Na szczęście w Zakonie obyło się to bez ofiar śmiertelnych, choć podobno złapano niektórych, gdy chcieli zeskakiwać z wysokich murów. Ale to usłyszał do Mistrzyni Zanii, która miała dziwną tendencję do koloryzowania swoich wieczorów.

- Wóz do Kwatery Głównej Straży Eel odjeżdża za dziesięć minut! – krzyknął ktoś na jednym tchu.

,,Wyrocznia mnie lubi", pomyślał elf, podchodząc do źródła dźwięku i wyciągając dokumenty.

- Lumino? – mruknął mężczyzna.

- Tak... Jakiś problem?

- Ależ skąd – głos aż ociekał ironią. – Wsiadaj.

***

W trakcie jazdy pozwolił sobie na ,,krótką drzemkę", gdy Frien go obudził, gdy wóz się zatrzymał. Erian wyskoczył z wozu, prawie się przewracając przez głupią torbę. Ktoś za nim się zaśmiał. Nie wnikał.

- Wszyscy przyjezdni są zobowiązani do kontroli bagażu – powiedział jeździec, gdy miał odjechać, żeby odstawić wóz.

Z pomocą Friena, doszedł do jakiegoś osobnego pokoiku, a końcem laski wyczuł stół.

Never Fade Away || EldaryaWhere stories live. Discover now