1.1 || Zawsze masz przechlapane

73 1 0
                                    

Erian zacisnął pobielałe dłonie na koszu, oddychając szybko i płytko. Bolały już go palce, ale też nie puszczał. Ramiona nieco mu drżały. Nagle pochylił głowę, kaszlnął i zwrócił całą kolację. Teraz trząsł się jak na mrozie, a on, by wyszedł w zbyt lekkim ubraniu. Wyciągnął dłoń do stojącej niedaleko buteleczki z eliksirem przeciwwymiotnym, nową recepturą Medyków. Nie wziął nawet łyka, nie ukrywał, że był wrażliwy, ale w żadnym stopniu nie tolerował tego, że frakcja nie raz go wykorzystywała do testowania swoich specyfików. Jak był młodszy to nawet zdzielił jakiegoś chłopaka pięścią w nos, ale potem musiał się solidnie tłumaczyć przed Najwyższą Radą i przez następny miesiąc w pojedynkę sprzątać stołówkę po każdym posiłku, kosztem jego ulubionych sesji medytacyjnych. Czasem dopiero wtedy mógł się całkowicie uspokoić i wyciszyć.

Odsunął miskę z wymiocinami w kąt i podszedł do kolejnej z czystą wodą, żeby opłukać usta. Trochę wtedy żałował, że nie widział swojego odbicia, chociaż... może tak było lepiej? Gdzieś słyszał, że grupka młodych dziewczyn się za nim oglądała, ale sprawy sercowe były daleko na jego liście powinności.

Sięgnął za plecy do włóczni, którą zastąpił jeden z mieczy, którego w sumie coraz mniej chętnie używał. Oczywiście, pokazał znaleziska Radzie, ale ta przyglądała im się może z jakieś pół godziny, po czym dosłownie mu je rzuciła z tekstem, że może je sobie zachować.

,,Dać ślepemu książkę? Geniusze", pomyślał wtedy, ale nic nie powiedział, bo perspektywa kolejnego miesiąca porządków naprawdę mu była nie na rękę. Skinął wtedy tylko głową i pospiesznie opuścił salę, korzystając z resztek dnia wolnego, który mu dali, gdy wrócił z misji. Skupił się, więc na broni. Była w sumie dość lekka, a drzewiec, choć prosty, zdawał się idealnie leżeć w jego dłoni. Jedynie będzie musiał pójść do kuźni i poprosić, żeby zabezpieczyli ułamany koniec. Miał ją ledwie kilka godzin, a już zdążył sobie powbijać kilka drzazg w dłonie. A mimo to, polubił ją. Żadna inna broń, nawet sztylet, który otrzymał wstępując do frakcji Infiltratorów i chyba używał najczęściej, jej nie dorównywał.

Szybko oczyścił brudną miskę i wyszedł z łazienki, wpadając na kogoś na korytarzu.

– Erian? – doszedł go głos Mistrza Nortona, najmłodszego stażem w Najwyższej Radzie, był w niej od jakichś trzech miesięcy, gdy jeden z Mistrzów opuścił szeregi Zakonu, podobno dla jakiejś faery mieszkającej na południu, ale to nie była potwierdzona plotka.

– Ja.

– Wszystko dobrze?

– Oczywiście, że tak. Niech Mistrz patrzy jak promienieję.

– Jak słoneczko. I takie, które brzmi, jakby przed chwilą rzygało.

Erian zacisnął usta w wąską kreskę.

– Bo się porzygałem. Ze stresu.

Norton położył mu dłoń na ramieniu. Elf wiedział, co go przez to czeka. I powoli mu się zaciskała pięść. Uważał się za raczej kogoś spokojnego, ale, gdy ktoś przekroczy jego granicę to trzeba było uważać na latające przedmioty, które w założeniu powinny stać na ziemi.

– Erian, dobrze wiesz, jaka jest sytuacja. Ultimate'y nie mogą...

– Złościć się, popadać w paranoję, tłumić płaczu i wszystkich negatywnych emocji. Wiem, wiem. Gdy dzieciaki śpiewały ,,Wlazł brownie na płotek", ja już na pamięć znałem Kodeks Ultlimate'a.

– Ja nawet nie o tym. Chodziło mi, że w Zakonie z tą mocą jesteśmy tylko my dwaj, a ja jestem zdania, że powinniśmy sobie pomagać.

Erian skrzyżował ręce na piersi.

Never Fade Away || EldaryaWhere stories live. Discover now