1

336 15 2
                                    

   Z jego oczu, nosa i uszu leci krew. Czarna. Wzrok ma wbity pusto w przestrzeń. Z mojego gardła niekontrolowanie wydobywa się krzyk. Głośny i przeszywający krzyk. Widzę go jak przez mgłę, bo w oczach pojawiły mi się łzy.
-Delilah.-słyszę, jak ktoś szepcze moje imię. Patrzę w lewo, w prawo, wszędzie. Nikogo tu nie ma, nigdzie. Jestem tylko ja i trup. W jakimś opuszczonym, blaszanym budynku.-Delilah.
Znowu ten szept, zaczyna się nasilać. Słyszę go z każdej strony, a raczej ich. Jest ich wiele, teraz już nawet nie wiem, co szepczą. Łapię się za głowę, próbuję jeszcze raz się rozejrzeć. Jeszcze bardziej się nasilają, zamykam oczy i upadam na ziemie. Nie ustają, więc zaczynam krzyczeć. Znowu.
-Delilah!
   Otwieram oczy i biorę głęboki haust powietrza. Rozglądam się dalej przerażona dookoła, ale oddycham z ulgą. Znajduję się w swoim nowym pokoju, to był sen. Obok na łóżku siedzi mój wujek i patrzy na mnie z ukrywaną troską.
-Że też nie mogłaś być po prostu wilkołakiem.-posyłam mu rozbawione spojrzenie i go przytulam. Nie mogę powiedzieć, że się z nim nie zgadzam. Wtedy byłoby prościej, ale nie możemy tego zmienić.-Wstawaj, dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole.
   Odsuwam się od niego z jękiem niezadowolenia. Wychodzi z pokoju, żebym mogła się ogarnąć. Nienawidzę być nowa i nienawidzę pierwszych dni. Jesteśmy tu tydzień i przez ten tydzień nie wychodziłam z domu.
   Pochodzę z rodu Elspeth, rodu wilkołaków. Jestem pierwszą, rodzoną Elspeth, która nie jest wilkołakiem. Mój pradziadek związał się z Banshee i w ten sposób wprowadził jej krew do naszej rodziny. Nie uważam, że zrobił źle. Jeśli naprawdę się kochali, to nie jest żadna przeszkoda. Jednak nie ukrywam, że zdecydowanie łatwiej żyłoby mi się jako wilkołak. Może moja rodzina by żyła. Moja moc nie jest taka prosta i nie pojawia się od urodzenia. Trzeba ją w sobie znaleźć, mi się to udało dopiero niedawno. Moi rodzice od początku wiedzieli, kim jestem. Dwa lata temu moja banshee zaczęła się odzywać. Byłam przerażona, kiedy znalazłam pierwsze ciało. Wtedy zaczęli mi wszystko tłumaczyć. Ukrywaliśmy to, ale nieudolnie. Znaleźli się tacy, co chcieli mnie porwać. Potrzebowali mnie do jakiegoś eksperymentu, a moi rodzice mnie nie oddali. Więc przyszli, żeby sami sobie wziąć. Tylko mi i wujkowi udało się uciec. Moja mama, mój tata i mój brat nie żyją. Chcieli walczyć, w końcu mieli pazury i kły. Poczucie winy dalej we mnie siedzi, ale teraz już trochę rzadziej o tym myślę.
   Zmienialiśmy z wujkiem miasta, kraje. Teraz czas na Beacon Hills. Ten sen dzisiaj, to było wspomnienie. Ostatnie ciało jakie znalazłam w poprzednim mieście. Tylko że go znałam i dlatego musieliśmy się wyprowadzić. Był moim nauczycielem fizyki, nie potrafiłam wrócić do szkoły. Pierwszy raz wyprowadziliśmy się nie uciekając, a ze względu na moje uczucia.
-Gotowa?-moje rozmyślenia przerwał Luke, mój wujek. Pokiwałam głową i zbiegłam z nim na dół. Podwiózł mnie do szkoły. Pod samym budynkiem zaczęłam się stresować, co zauważył. Mimo tak wielu pierwszych dni, dalej nie przywykłam.-Dasz radę. Jesteś wspaniała i piękna, na pewno kogoś poznasz.
   Posyłam mu zirytowane spojrzenie. Dobrze wie, że to nie najlepszy pomysł. Biorę głęboki wdech i wysiadam. Skupiona na chodniku i dalej lekko zestresowana kieruję się w stronę drzwi wejściowych. Nawet nie zauważam dyrektora i brunetka, którzy pojawili się obok mnie.
-Delilah Elspeth?-kiwam głową i patrzę na dziewczynę obok.-To jest Allison Argent, zaprowadzę was do klasy.
   Allison posyła mi ciepłe spojrzenie i uśmiech, wygląda na miłą. Ciekawe czy wie kim jestem albo czy myśli, że wie. Argent to nazwisko łowcy, jeszcze żadnego z nich nie miałam okazji poznać. Nie było ich w rejonach, w których mieszkałam. Nie wygląda na zdystansowaną ani ostrożną. Może jeszcze nic nie wie, a może nie zna mojego nazwiska. Nieważne, nie muszę się ich bać. Szybko zdadzą sobie sprawę, że nie jestem wilkołakiem. Dyrektor otwiera drzwi od klasy i wpuszcza nas pierwsze.
-Dzień dobry, to jest Allison Argent i Delilah Elspeth. Przyjmijcie je ciepło.-uśmiecham się patrząc w podłogę i kieruję się jak najszybciej na wolne miejsce. Znajdujące się obok miejsca, które zajęła dziewczyna i za chłopakiem o krótko ściętych włosach. Odwraca się, unosi brwi i posyła mi uśmiech. Śmieję się cicho i go odwzajemniam.

   Po lekcji podchodzę do swojej szafki odłożyć wszystkie rzeczy. No cóż, pierwsza lekcja nie minęła tak źle. Może uda mi się jakoś zaaklimatyzować.
-Hej.-podskakuje na głos Allison.-Chyba lubisz bujać głową w chmurach.-śmieje się, a ja razem z nią. Dziwne, w ogóle nie zachowuje się jak łowca. Jest bardzo miła i wesoła.-Delilah, prawda? Skąd jesteś?
-Z Gatlinburgu, ale dawno mnie tam nie było. Często się przeprowadzam.-posyła mi pełne zrozumienia spojrzenie, na co uśmiecham się jeszcze szerzej. Brunetka otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale przerywa jej jakaś rudowłosa dziewczyna.
-Masz absolutnie zabójczą kurtkę.-mówi te słowa do Allison, po czym kieruje wzrok na mnie.-Za to ty masz świetne buty.-dziewczyna posyła mi uśmiech. Jest pewnie tą najbardziej znaną w tej szkole, nigdy z takimi nie trzymałam. Nie lubię zwracać na siebie uwagi.-Mam dwie nowe, najlepsze kumpele.
   Do rudowłosej podszedł jakiś chłopak, pewnie kapitan drużyny sportowej. Zaczęli się całować, a ja i Allison posłałyśmy sobie zdziwione spojrzenia. Po chwili się oderwali i zaprosili nas na imprezę, ale obie odmówiłyśmy. Nie wiem czy Allison mówiła prawdę, czy po prostu nie chciała tam iść. Ja na pewno nie chcę się tam wybierać. Będzie dużo obcych, pijanych ludzi, wśród których nie będę czuć się dobrze. Okazało się, że rudowłosa dziewczyna to Lydia, a jej chłopak to Jackson. Chcieli zaciągnąć nas na mecz lacrosse, cokolwiek to jest. Mając nadzieję, że nie zauważą mojej nieobecności odwróciłam głowę w drugą stronę. Spotkałam się wzrokiem z chłopakiem z ławki przede mną, który posłał mi uśmiech. Teraz zrobił to samo, wydaje się zabawny. Obok niego stał chyba jego znajomy, który patrzył się bardzo zahipnotyzowanym wzrokiem w naszą stronę. Tak jakby... Moje serce zaczęło szybciej bić, a ja miałam ochotę stamtąd uciec. Chłopak jakby usłyszał moje tętno, bo spojrzał na mnie marszcząc brwi. Zrobiłam to samo i już chciałam szybko się oddalić.
-Delilah, chodź!-odwróciłam się w stronę Allison i Lydii, które na mnie czekały. Spojrzałam ostatni raz w ich stronę i z wahaniem poszłam za dziewczynami.
   Usiadłyśmy na trybunach, zaraz miały się zacząć eliminacje. Chłopaki mieli długie kije z siatkami do łapania piłki na końcu. Brunet, którego podejrzewam o bycie wilkołakiem, stoi na bramce. Teraz będę mogła się upewnić, chyba że dobrze się kryje. Jeśli mam rację, muszę koniecznie poinformować o tym Luke'a. 
-Kto to?-wzrok Allison jest skierowany właśnie na chłopaka, którego obserwuję.
-On? Nie mam pojęcia, a co?
   Brunetka pokręciła głową, dając znać że to nieważne. Rozniósł się dźwięk gwizdka, a chłopak w bramce złapał się za głowę. Chyba mam rację. Jest niedoświadczony i nie kontroluje swoich umiejętności albo czegoś właśnie słuchał. Dostał piłką w głowę i wszyscy zaczęli się śmiać. Szybko jednak stanął w gotowości. Złapał kolejną piłkę i kolejną. I każdą po kolei.
-Jest dobry.-stwierdziła Allison.
-Nawet bardzo.-przyznała Lydia
-Nadzwyczajnie dobry.-lekko się spięłam, ale starałam się tego nie pokazać. Teraz już nie mam żadnych wątpliwości.

-Luke!-weszłam do domu i od razu zaczęłam go wołać.-Luke, gdzie jesteś!?
-Tutaj, co się stało, Del?-wyszedł z kuchni z szerokim uśmiechem na twarzy. Podbiegłam do niego i spojrzałam na swoje trzęsące ręce. Wujek to zauważył i złapał mnie za nie. Wziął głęboki oddech pokazując mi, że mam zrobić to samo. Zrobiłam to i zwróciłam ku niemu swoje piwne oczy.
-Tu są wilkołaki, nie możemy tu zostać.-zaśmiał się. Zaśmiał się na moje słowa. Odrzuciłam jego dłonie i posłałam mu wkurzone spojrzenie.
-Domyślałem się, że tu będą. Nie musisz się tym martwić, to nie przed nimi uciekamy, prawda?-jego słowa mnie nie przekonały. Ustaliliśmy na początku, że trzymamy się z dala od świata nadprzyrodzonego. Nie mogę uwierzyć, że nawet tego ze mną nie przegadał. W ogóle nic mi nie powiedział.-Słuchaj, mam tu bardzo dobrego znajomego. Wie od nas więcej o wszystkim. Możemy na niego liczyć w razie potrzeby. Poza tym dostałem się do policji, będę miał dostęp do różnych spraw. Jak wydarzy się coś niepokojącego, od razu się dowiem. Nawet jeśli nas tutaj znajdą, w co naprawdę wątpię, będziemy krok przed nimi.-dalej mnie nie przekonał, muszę to przemyśleć. Może i ma rację, ale ja się boję. Nie wszystkie wilkołaki są przyjazne, w dodatku ci łowcy. Jego decyzja o Beacon Hills odbiega od wszystkiego, czego się do tej pory trzymaliśmy.
-Idę się przejść.
-Delilah.-kręcę głową i wychodzę.

Whispers | Stiles StilinskiTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon