𝐈𝐧𝐭𝐞𝐫𝐥𝐮𝐝𝐞

124 17 14
                                    


Drobne płatki śniegu leniwie spadały w dół, okrywając ulice Paryża białym kocem. Całe miasto zostało przyozdobione kolorowymi światełkami, które tworzyły świąteczną aurę.

W dole dało się zaobserwować pojedyńczych ludzi, którzy biegali jeszcze od sklepu do sklepu, by na ostatnią chwilę kupić jakiś upominek swoim bliskim.

Na nocnym niebie już dawno zagościła pierwsza gwiazdka, co u wielu rodzin symbolizowało rozpoczęcie kolacji wigilijnej.

Ona jednak stała i wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Ubrana była dość elegancko, ale skromnie. Stała bardzo blisko barierki na swoim tarasie, szczelnie opatulona czerwonym kocem. Uważnie czegoś lub kogoś wypatrywała, lecz gdy po upływie kilku bądź nawet kilkunastu minut, nie dostrzegła nieczego, tudzież nikogo, spuściła wzrok.

Z głębi jej mieszkania co chwile rozbrzmiewał odgłos dzwonka, symbolizujący przybycie gości, a chwilę później radosne głosy powitania oraz donośny śmiech.

Ona również uśmiechnęła się pod nosem gdy usłyszała nawoływania swojej matki, oznaczające, że za parę minut zasiadają do stołu.

Dziewczyna weszła do środka, ostrożnie zamykając klapę, by przypadkiem żaden niepotrzebny powiew chłodu nie przedostał się do pokoju. Zrzuciła z siebie koc, po czym odłożyła na swoje biurko niewielkich rozmiarów pakunek, zawinięty w czerwony papier prezentowy w czarne kropki. Całość była obwiązana złotą wstążeczką, do której również przyczepiona była karteczka z imieniem adresata.

Ostatni raz przejrzała się w lustrze wkrótce potem zeszła na dół, by dołączyć do reszty swojej rodziny. Jej mama rozdała każdemu po kawałku opłatka by kolejno każdy mógł złożyć sobie nawzajem życzenia.

Gdy dziewczyna wymieniała się życzeniami ze swoim dziadkiem od strony ojca; Rollandem, pomieszczenie ponownie wypełnił dźwięk dzwonka. Wszyscy spojrzeli na siebie nawzajem, zdając sobie sprawę, że nikogo nie brakuje, co tym bardziej zaintrygowało rodzinę.

Ona jako iż stała najbliżej drzwi, zaoferowała, że otworzy, a reszta niech sobie nie przeszkadza. Szybko znalazła się przy frontowym wejściu i usiłowała odkluczyć zamek. Niepewnie nacisnęła na klamkę i delikatnie uchyliła drzwi, wyglądając przez niedużą szparę, którą w ten sposób stworzyła.

Jej wzrok szybko skrzyżował się ze spojrzeniem przybysza, a jej serce znacząco przyspieszyło swojego tępa. Uchyliła drzwi nieco szerzej pozwalając mu tym samym zajrzeć do środka. Chłopak zrobił kilka kroków w przód po czym uśmiechnął się łagodnie.

- A-adrien... - wyszeptała ze zmieszaniem.
- Wiedziałem, że to musisz być ty. - odpowiedział. - Wesołych świąt- Kropeczko.

Jej twarz momentalnie pokryła się rumieńcem, którego nie była w stanie zachamować, jednak w oczach widać było zmieszanie. Tyle pytań cisnęło jej się na usta, lecz ona sama nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Wskazała jedynie przybyłemu ruchem ręki by również przyłączył się do jej rodzinnej, wigilijnej kolacji, na co chłopak z chęcią przystał i po chwili zajął swoje miejsce przy stole.

Wszyscy zajadali się pysznościami przygotowanymi przez parę piekarzy, rozmawiając przy tym na przeróżne tematy i śmiejąc się z własnych żartów.

Po kolacji dziewczyna złapała blondyna za rękę i pociągnęła w stronę swojego pokoju. Zamknęła za nimi klapę na kłódkę by mieć pewność, że nikt z gości nie wpadnie na pomysł by do nich zajrzeć.

- Jak się domyśliłeś? - wydusiła z siebie w końcu na co on zaczął się głośno śmiać, co dodatkowo ją zestresowało.
- Przepraszam. - powiedział po chwili wciąż przez śmiech, wycierając rękawem swojego świątecznego swetra łezki z kącików oczu. - Fakt, że nie było to proste, ale tylko dziewczyna jak ty mogłaby poukrywać dwadzieścia cztery karteczki w różnych zakamarkach Paryża, w miejscach że tak powiem "wysokolotnych". - Ostatnie słowo wziął w cudzysłów, po czym znowu zaczął się śmiać. - Twoje podpowiedzi doprowadziły mnie na właściwy trop, a po ostatniej wiadomości nie miałem już żadnych wątpliwości gdzie mam się udać.

- A to ciekawe, bo treść ostatniej, dwudziestej czwartej karteczki brzmiała: "Gdzie zapach świeżych wypieków leci aż do chmur, spotkasz mnie opartą o marmurowy bruk." - zacytowała treść własnego listu.
- Trochę mi nie pasował ten bruk, ale twoja klatka schodowa jest z marmuru więc po prostu zapukałem do drzwi. - wzruszył ramionami.
- Aż do chmur. - powtórzyła. - Czekałam na balkonie z tym. - odwróciła się i sięgnęła po pakunek, który nie tak dawno temu zostawiła na biurku. - Dla ciebie.
- Dziękuję Kropeczko, lecz sama świadomość, że to jesteś ty jest dla mnie najlepszym prezentem w tym roku. - objął ją w mocnym uścisku, który od razu odwzajemniła.

Jakiś czas później zdecydował się jednak rozedrzeć kolorowy papier i zobaczyć co kryje się w środku. Jego oczom szybko ukazał się świąteczny komplet dzierganego szalika oraz czapki z wizerunkiem reniferów i bałwanów.
- Nie ma mowy, że będę w tym chodził po ulicy.
- Pasujecie do siebie. - uśmiechnęła się wskazując palcem na największego z bałwanków, po czym oboje się roześmiali.

Wtem usłyszeli głos ojca dziewczyny wołający ich na dół na ciąg dalszy otwierania prezentów.

Tegoroczne święta z pewnością zapamiętają na długie lata...

🎉 You've finished reading 𝐃𝐢𝐟𝐟𝐞𝐫𝐞𝐧𝐭 𝐖𝐨𝐫𝐥𝐝 ~ Miraculous [the shots] ✔︎ 🎉
𝐃𝐢𝐟𝐟𝐞𝐫𝐞𝐧𝐭 𝐖𝐨𝐫𝐥𝐝 ~ Miraculous [the shots] ✔︎Where stories live. Discover now