𝐈 𝐃𝐨𝐧'𝐭 𝐖𝐚𝐧𝐧𝐚 𝐆𝐨 [Marichat]

379 22 88
                                    

- Myślę, że powinnaś się zastanowić nad tym co powiedział ci Czarny Kot. - Tikki podleciała do mojej twarzy.

- Ale tutaj nie ma się nad czym zastanawiać, bajeruje mnie jak pewnie każdą. Nie wierzę w to, że ten dachowiec może się w kimś na poważnie zakochać.
- odpowiedziałam jej wkładając czerwoną różę do wazonu.

- A ja myślę, że on jest pewny swoich uczuć do ciebie i, że są one jak najbardziej szczere. - Kwami nie dawało za wygraną.

- A od kiedy ty tak go bronisz, co? Czy to przypadkiem nie ty mówiłaś, że uczucia między bohaterami są zgubne i prędzej czy później prowadzą do katastrofy? - uniosłam do góry jedną brew i spojrzałam na nią podejrzliwie. Zawsze tak robię gdy chcę wzbudzić w kimś poczucie winy lub pokazać swoją wyższość.

- Owszem, mówiłam. Ale Marinette! Spójrz prawdzie w oczy. Ile razy zmuszona byłaś ratować Paryż przed złoczyńcami ze złamanym sercem, po odrzuceniu? - teraz to Kwami popatrzyło na mnie z podobną miną, a mnie zrobiło się nieco głupio, więc stworzonko kontynuowało. - Przypomnij sobie Białego Kota, chcesz może powtórkę z rozrywki?

- Czekaj, czekaj... Czyli sugerujesz mi teraz abym umówiła się z Czarnym Kotem, tylko dlatego, że nie chcesz aby opętała go akuma? - wolałam się upewnić czy na pewno dobrze zrozumiałam.

- Nie tyle co umówić, co po prostu dać mu szansę i zbliżyć się trochę do niego. - sprostowała.

- Czyli mam mu dawać złudną nadzieję na coś więcej? Opcji nie ma! Kocham cię Tikki i naprawdę szanuję twoje zdanie i pomysły, lecz to jest po prostu absurdalne i chyba wolę to załatwić po swojemu. - odstawiłam trzymany w ręku wazon na biurko.

- W porządku. Ufam ci Marinette i wiem, że i tak w końcu zrobisz to co uważasz za słuszne. - Kwami westchnęła cicho.

- Dzięki Tikki. - pocałowałam ją w główkę.
- A teraz dobranoc, ten nocny atak Akumy sprawił, że jestem zmęczona trzy razy bardziej niż zwykle.

- Miłej nocy...

Po zignorowaniu donośnego dźwięku budzika po raz ósmy, usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Tyle wystarczyło, bym wiedziała, że jest bardzo źle skoro moi rodzice zdecydowali się przyjść obudzić mnie osobiście, mimo iż piekarnia jest już czynna od rana.

- Marinette! Czy ty sobie dziecko drogie, zdajesz sprawę z tego która jest już godzina? - do moich uszu dobiegł nieco głośniejszy niż zwykle ton głosu mojej mamy, który został chwilowo przerwany przez huk otwierającej się do mojego pokoju klapy.

- No już wstaję. - jęknęłam przeciągle.

- Teraz?! - Teraz to ty możesz co najwyżej przyjść pomóc ojcu w piekarni, bo twoje zajęcia skończyły się dwadzieścia minut temu.

- To już piętnasta?! - momentalnie podniosłam się z łóżka, jednak tak gwałtowny ruch spowodował lekkie zawroty głowy oraz mroczki przed oczami.

Sięgnęłam po telefon, aby mieć pewność co do wiarygodności słów mojej mamy. Gdy wspominałam o ośmiu zignorowanych budzikach, miałam ich na myśli osiemdziesiąt.

- Za piętnaście minut, widzę cię na dole, jasne? - moja mama spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym wyszła z pokoju, a ja jęknęłam z poirytowaniem w głosie. Jak można aż tak bardzo zaspać?! Nawet ta nocna walka nie jest solidnym usprawiedliwieniem, bo mogę sobie rękę uciąć, że Czarny Kot mimo to pojawił się dzisiaj w swojej szkole.

Wygramoliłam się z łóżka, aby móc się jako tako wyszykować na obsługiwanie klientów, po czym ruszyłam na dół.

𝐃𝐢𝐟𝐟𝐞𝐫𝐞𝐧𝐭 𝐖𝐨𝐫𝐥𝐝 ~ Miraculous [the shots] ✔︎Where stories live. Discover now