𝐅𝐚𝐝𝐞𝐝

128 13 15
                                    

- Gdzie teraz jesteś... gdzie teraz jesteś... - kolejna łza spłynęła po moim policzku, zostawiając za sobą mokry ślad. Nie byłam w stanie zliczyć, którą to już noc z kolei spędzam na płaczu. Naprawdę chciałam zapomnieć, naprawdę starałam się nie myśleć o nim i o tym wszystkim co przeszliśmy.

Gdzie teraz jesteś?

W mojej głowie ciągle brzmiało tylko to jedno pytanie. Wiedziałam jedynie, że nie przy mnie, a przecież zawsze powtarzał, że to u mojego boku jest jego miejsce.

Czy to wszystko zdarzyło się w mojej wyobraźni?

Coraz częściej dopuszczam do siebie też i tą myśl. To wszystko zdarzyło się na tyle niedawno, że wciąż nie przestałam odczuwać bólu, lecz na tyle dawno że powoli, z każdym dniem zapominam jakiś fragment tej historii, a moje wspomnienia zanikają, rozmazując się gdzieś w czasoprzestrzeni, a ja nie mogę temu zapobiec.

Czy byłeś tylko wyimaginowany?

Nie pamiętam już jakie to uczucie gdy jego skóra dotykała mojej. Nie pamiętam tonu jego głosu, a nawet i rysy twarzy powoli zaczynają blednąć. A może on tak naprawdę nigdy nie zniknął? Nigdy nie porzucił mnie samej, nigdy nie powiedział do widzenia po raz ostatni... Może to po prostu ja i moja wyobraźnia, która to wszystko wykreowała? Jednak jeszcze parę miesięcy temu cała ta wizja była tak przejrzysta i klarowna, że to nie mogły być tylko wytwory mojej fantazji.

Wiedziałam, że tej nocy, jak i z resztą kilkunastu poprzednich, nie mam szansy na spokojny sen więc zarzuciłam na siebie jedną z moich czarnych bluz i wyszłam z domu.
Przeprowadzka na obrzeża Paryża była jedną z lepszych decyzji w moim życiu, jedną z niewielu tych co wyszły mi na dobre w ostatnim czasie. Po śmierci rodziców nie miałam powodów by nadal mieszkać w mieście, a za pieniądze ze sprzedaży mieszkania nad piekarnią, kupiłam niewielkich rozmiarów domek, za granicami miasta.

Jak zwykle podczas moich spacerów, nie obierałam konkretnego kierunku. Wieś nie była zbyt duża, lecz miała swój urok. Ja jednak nie miałam ochoty cieszyć się jej pięknem. Łzy wciąż cisnęły mi się do oczu, szłam po prostu przed siebie, tam gdzie poprowadzą mnie nogi.

Wspięłam się na wzniesienie, z którego za dnia rozpościerał się przepiękny widok na pobliskie jezioro. O tej porze roku, zazwyczaj można też obserwować kolorowe liście jesiennych drzew, które odbijają się w tafli wody.
Jednak nie teraz. Wszytskie kolory zanikły pod szarością nocy, a obraz zamazywał się na nowo za każdym razem gdy usiłowałam podnieść wzrok.

Kiedyś przyszłam tutaj razem z nim. Był to przedostatni tydzień sierpnia. Oboje leżeliśmy na trawie spoglądając w przepływające, po beztroskim ogromie nieba, chmury wymyślając im przeróżne nazwy ze względu na kształt. To właśnie tego dnia, po raz pierwszy usłyszałam z jego ust te dwa słowa, które tak uwielbiałam. Teraz wiem, że były tylko kolejnym kłamstwem. Rzeczą dla niego tak codzienną, że straciła całą swoją wartość.

Nie rozmawialiśmy już od dawna. Za każdym razem gdy dzwoniłam, on odkładał słuchawkę i odpisywał tylko że ma coś bardzo ważnego do zrobienia i zadzwoni innym razem. Byłam naiwna wciąż mu wierząc. Każdej nocy cierpliwie czekałam na telefon lub chociaż szybkie "dobranoc" od którego zawsze zaczynała się całonocna rozmowa. W końcu w nocy człowiek otwiera się najbardziej. Ale nie on. Nawet wtedy nie był w stanie przyznać się do wszystkich błędów jakie popełnił, do wszystkich kłamstw jakimi mnie obdarzył, do tego że traktował mnie jak bezbronną lalkę, którą bawił się gdy miał na to ochotę, na przemiennie z innymi jego zabawkami.

Coraz częściej zaczynam sobie uświadamiać, że jego głównym celem było uzależnienie mnie od niego. Tylko po co? Czy były to kolejne jego głupie gierki?Sprawiało mu to w jakiś sposób satysfakcję? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na żadne z tych pytań.

Byłeś cieniem dla mojego światła, czy nas czułeś?

Każdego dnia, przygaszałeś cząstkę mnie, sprawiając, że moja radość z życia została zaćmiona, twoim księżycem. Zjawisko piękne, lecz na dłuższą metę ogromnie niebezpieczne. Sprawiłeś, że moje życie bezpowrotnie straciło barwy i przygasło. Czułeś to w sobie. Doskonale wiedziałeś jak na mnie działasz i że głupia, naiwna ja, oddam ci się bezpamiętnie.

Oderwałam na chwilę wzrok od mrocznej tafli stawu, wznosząc go ku górze. Nade mną rozpościerał się ogrom spokojnego nieba. Miliony gwiazd oślepiały swoim blaskiem każdego, kto zbyt długo zapatrzył się w jeden punkt. Poczułam to. On również był gwiazdą na moim niebie, a ja zaślepiłam się, obserwując tylko jego...

Jak kolejna gwiazda, znikasz...

Co jakiś czas, niektóre, te bledsze z nich, zanikały gdzieś w odmętach granatu i nie powracały ponownie do swoich układów.

Westchnęłam ciężko, spuszczając głowę. Ruszyłam dalej, piaszczystą ścieżką, kopiąc na niej nie zbyt duży kamień.

Obawiam się, że nasz cel był poza zasięgiem wzroku.

Wyjechałeś tak nagle, mówiąc że to tylko kilka miesięcy, które następnie przeciągały się w rok, aż w końcu w długie lata. Przez ten czas, zdążyłeś zaspokoić swoje potrzeby inną. Chinka ze zdjęcia, które przypadkiem znalazłam gdzieś w sieci, jest naprawdę ładna. Szkoda tylko, że tak samo głupia i naiwna jak ja. Jednak nie ma co się dziwić. Stałeś się mistrzem w zaginaniu rzeczywistości i bajerowaniu swoich kolejnych ofiar.

Chciałabym nas jeszcze raz zobaczyć żywych... W pełni życia i rozkwitu, nie przygaszonych jak teraz.

Gdzie teraz jesteś? Czy to wszystko zdarzyło się w mojej wyobraźni?

Czy całe to cierpienie od początku zadawałam sobie sama, tylko wymyślając ciebie jako źródło mlich problemów?

Gdzie teraz jesteś? Czy byłeś tylko wyimaginowany?

Chyba poskradałam zmysły. Moje demony szaleją we mnie, rozrywając moją duszę na strzępy.

Zaczęłam biec przed siebie. Czułam kolejne łzy cisnące mi się do oczu, jednak mimo bólu próbowałam nie pozwolić im wypłynąć. Muszę być znowu silna, nie mogę dać mu wygrać, nie mogę pozwolić by stało się ze mną to, do czego on dążył.

Poczułam spływające krople po moim ciele. Gwałtownie się zatrzymałam, by spojrzeć w górę. Niebo przysłoniły ciemne burzowe chmury, z których momentalnie zaczął padać z początku drobny deszcz. Naciągnęłam kaptur mojej czarnej bluzy, jeszcze bardziej na twarz i pobiegłam dalej.

Zatrzymałam się dopiero na drewnianym pomoście, na którym za dnia przesiaduje mnóstwo rybaków, zarzucających swoje wędki na niczego nieświadome ryby. Sama byłam taką rybą, która chwyciła jego haczyk. Nawet nie próbowałam się zbytnio wyrywać, oddałam się mu w całości...

Obserwowałam jak coraz to większe krople, uderzają z ogromną siłą w taflę wody. Wtedy przez myśl przeszło mi jedno słowo. Atlantyda. Gdzieś głęboko pod morzem. Nikt nie wie czy istniała naprawdę, zupełnie tak jak moje szczęście, które utopiłeś gdzieś na dnie i dla którego nie ma już ratunku, by wydostało się na brzeg. Jednak te płytkie wody nigdy nie spełniły tego, czego potrzebowałam, więc odpuszczam nurkowanie w głębiny.

Odwróciłam się idąc w stronę drzew. Oparłam się o jedno z nich i podciągnęłam nogi do siebie. Zamknęłam oczy na dosłownie chwilę by-

To kolejny wyblakły sen.
Wciąż zagubiona, obok wieczna cisza morza.
Oddycham, więc wciąż żyję, lecz dryfuję gdzieś pomiędzy granicą śmierci, a życia.

Gdzie teraz jesteś?

Gdzieś pod jasnymi, ale wyblakłymi światłami. Widzę je wyraźnie, jak idą w moim kierunku, a może to ja podążam tą ścieżką ku górze? Nie czuję już bólu. Nic nie czuję. Chociaż... Czuję, czuję wewnętrzy spokój. Zupełnie tak jakbym w tym dziwnym miejscu, wśród aniołów, wreszcie zaznała ukojenia...

𝐃𝐢𝐟𝐟𝐞𝐫𝐞𝐧𝐭 𝐖𝐨𝐫𝐥𝐝 ~ Miraculous [the shots] ✔︎Onde histórias criam vida. Descubra agora