32

15 1 0
                                    

Biegnąc przez las nie myślała o niczym innym, niż o tym co ma powiedzieć jak go zobaczy. Nie ma dla niego pocieszenia i szczerze wątpiła, żeby cokolwiek poprawiło jego humor. Gdy w końcu wybiegła na wolną przestrzeń, rozejrzała się dookoła, dostrzegając siedzącego na wzgórzu chłopaka, niewiele myśląc ruszyła w jego stronę.

Czuła ból ściskający jej serce, gdy dostrzegła że jego kurtka leżała obok, a ona sam zmarznięty w jedynie podkoszulku siedział ze zwiększoną głową, na wilgotnej od porannej mgły trawie.

– Nicolas... – szepnęła czując jak do oczu napływają łzy, podeszła bliżej i wymijając go stanęła naprzeciwko niego, dokładnie go obserwując.

Przez ciało przeszedł jej dreszcz, a serce nieludzko przyspieszyły, gdy zdała sobie sprawę co trzymał w dłoni, ciepło i na zmianę zimni jakie ogarniało jej organizm, sprawiał że miała wrażenie mdlenia.

– Idź stąd – warknął nie szczędząc sobie złości jaka go ogarnęła. Jego ton głosu, był zachrypnięty, a policzki mokre od łez, utwierdziły ją w przekonaniu jak bardzo jest źle.

– Nicolas, proszę cię, co to jest? – przyłożyła dłoń do ust dokładnie przyglądając się przedmiotowi.

Czarny poręczny pitolet znajdujący się w jego prawej dłoni, sprawiał, że przerażenie jakie w tej chwili odczuwała stało się silniejsze. Szybko podwinęła rekaw bluzy i dostrzegając na swojej dłoni znajomy znak cyfr nieco się skrzywiła. Dwadzieścia sześć dni, właśnie tyle jej zostało żeby go uratować. To dziwne, dzień jego samobójstwa nie jest dzisiaj, więc dlaczego tak jest? Z powrotem przeniosła wzrok na chłopaka i widząc jak jego prawa rękę podnosi się do skroni, załkała wiedząc co niebawem może się stać.

– Nicolas posłuchaj mnie – szepnęła klękając kilka centymetrów przed nim, tak by nie być za blisko, ale daleko również nie – odłóż go.

– Powiedziałem żebyś poszła – wybełkotał przez tonę wylewających łez. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Płakał, cały się trząsł i był gotów zrobić wszystko by ból jaki odczuwał po stracie matki przestał istnieć.

– Proszę cię, nie rób nic głupiego, oddaj mi go – wystawiła przed siebie drżącą dłonią, szlochając przy tym niemiłosiernie – nie możesz tego zrobić, nie chcesz – dodała widząc jak kręci przy tym głową.

– Chcę – przyznał lewą ręką wycierając mokre policzki – niczego teraz tak bardzo nie pragnę niż śmierci rozumiesz? – spojrzał na nią swoimi szarymi i załzawionymi oczami, a ten widok dosłownie łamał dziewczynie serce – nie mam już po co żyć, była dla mnie najważniejsza, od zawsze starała się robić wszystko by zapewnić nam bezpieczeństwo, a ja zamiast siedzieć przy niej, zostawiłem ją pozwalając bym odeszła – wysyczał mocniej zaciskając dłoń na pistolecie, co spowodowało, że przez gardło Sheili wydobyło się ciche pisknięcie.

– Nicolas – szepnęła kręcąc głową nie potrafiąc powstrzymać się od płaczu – ona nigdy nie odeszła, zawsze będzie z nami, może nie ciałem a duszą, myślisz, że chciałaby żebyś to zrobił? – zapytała przysuwając się bliżej – chciałaby, żeby był silny i dzielny, żeby zajął się siostrami i babcią, żebyś korzystał z życia najlepiej jak tylko potrafisz. Wiem że to trudne, bo dla mnie też  Elizabeth była cholernie ważna, dała mi tyle ciepła, o jakim nigdy nie marzyłam, dlatego proszę cię, że względu na nią oddaj mi pistolet – szepnęła przechylając odrobinę głowę by móc lepiej mu się przyjrzeć.

– Nie mogę – westchnął zaciągając przy tym nosem – nie potrafię tak, mam tylko pierdolone osiemnaście lat, gówno wiem o życiu, to wszystko moja wina – pokręcił głową, zwieszając ją.

– Nic nie jest twoją winą – oburzyła się marszcząc brwi – Nicolas proszę cię, spójrz na mnie – szepnęła, czując okropny ból gdy ich oczy się skrzyżowały. Widok chłopaka w takim stanie był najgorszym czego mogła doświadczyć. Zaczerwieniony nos i oczy, mokre rumiane od zimna policzki drżące ciało, na którym pojawiła się gęsia skórka – jeżeli to zrobisz, wiedz że zrobię to samo – dodała sama nie mogąc uwierzyć w to co właśnie powiedziała, ale mimo to była to prawda, była gotowa poświęcić dla niego własne życie i to nie tylko teraz, była gotowa kilkanaście tygodni temu gdzie nie znając go w ogóle podjęła decyzję, która dzięki Śmierci całkowicie odmieniła jej życie.

– Dlaczego miałabyś to zrobić? – wyszlochał poprawiając dłoń na pistolecie, który cały czas spoczywał na jego skroni.

– Bo cię kocham – załkała nie mogąc uwierzyć w swoją odwagę.

Kochała go nad życie i w końcu odważyła się to wyznać. Zapłakana, brudna i nie wyglądająca nawet w najmniejszy stopniu dobrze, przyznała się do swoich uczuć, zwieszając przy tym głowę. Chłopak momentalnie uniósł wzrok i marszcząc brwi, chyba nie zdawał sobie sprawy z powagi jej słów.

– Mówisz tak, bo nie chcesz żebym się zabił.

– To prawda – przyznała krzyżując z nim spojrzenie – nie chcę żebyś to zrobił, ale też nie kłamie, nie potrafię nawet opisać tego uczucia – zaśmiała się przez łzy, zaciągając przy tym nosem – nie nawidziłam cię, pierwszego dnia kiedy wylałeś na mnie ten jogur, nie pamiętasz tego bo dla ciebie to się nie wydarzyło, ale wtedy miałam ochotę cię rozszarpać, później gdy to zrobiłeś i jak stałam nad tobą, gdy wyglądałeś jakbyś jedynie spał, cała złość uleciała, wtedy zjawiła się Śmierć, dała mi szansę, której się podjęłam i choć nigdy nie chciałam się z tobą nawet przyjaźnić, teraz w każdej chwili, czy jestem szczęśliwa, smutna albo po prostu mi się nudzi chce być przy tobie – załkała, drżącą dłonią wycierając lecące łzy – jesteś dla mnie cholernie ważny i serce mi pęka jak widzę cię w takim stanie, nie wiem czy czujesz to samo i szczerze mam to gdzieś, bo to nie to się teraz liczy, po prostu błagam cię oddaj mi pistolet i nie zrób po raz drugi takiego głupstwa – wystawiła dłoń, nadal patrząc w jego oczy. Widziała jak zły wyraz jego twarzy, momentalnie się zmienia i staje się łagodny. Smutny wzrok i opuchnięte oczy, sprawiały że wyglądał jeszcze bladziej niż zazwyczaj.

Dokładnie analizował każde słowo wypowiedziane z jej ust i chyba miała rację. Choć Nicolas nie do końca wiedział o co chodzi jej ze snem, Śmiercią czy  nawet z tym jogurtem to mimo to, wypowiedź i przesłanie jakie ze sobą niosła wydała się mu być naprawdę szczera. Otrząsając się z dziwnego transu w jaki popadł, pokręcił głową i powoli odsuwając od swojej stroni pistolet odłożył go na dłoń dziewczyny, która mimowolnie uśmiechnęła się z uczucia ulgi. Niewiele myśląc, odrzuciła przedmiot jak najdalej od siebie i nie czekając nawer minuty dłużej, rzuciła się na chłopaka obejmując go swoim ramieniem.

– Przepraszam – wyszeptał odwzajemniając uścisk – i chyba też cię kocham –  Sheila szlochając delikatnie się od niego odsunęła i chwytając w swoje drżące dłonie jego policzki spojrzała w szarość jego oczu.

– Chyba? – wyszeptała zaciągając przy tym nosem, czując jak jej ciało zalewa się ciepłem.

– Napewno – odpowiedział w jednej chwili załączając ich usta w całość.

Pocałunek nie był nachalny, ale różnił się od ich wcześniejszych, w tym było o wiele więcej uczuć i emocji jakie w sobie kłębili. Kochał ją, a ona kochała jego. Bliskość i ciepło mimo panującego wokół chłodu, rozgrzewała ich ciała, dając tym samym tyle przyjemności na ile tylko było ich stać.

– Wiesz, że nie będzie dobrze? – zapytał chłopak, gdy zabrakło mu tchu.

– Poradzimy sobie, ale musisz mi coś obiecać – powiedziała w jego usta nie potrafiąc zmusić się na większą odległość – obiecaj mi, że nic nigdy w życiu nie sprawi, że będziesz chciał je zakończyć, obiecaj – powiedziała czując jak do jej oczu znowu napływają łzy.

– Obiecuję, przysięgam, że nigdy więcej – powiedział szybko, dłońmi błądząc po jej pięknych włosach i policzkach – Kocham cię Morgan – dodał uśmiechając się delikatnie, jednak nadal było widać, że jest smutny.

– Ja ciebie też, Berck – dodała ponawiając pocałunek, jednak tym razem o wiele bardziej zachłannie niż wcześniej.

Change FateWhere stories live. Discover now