16

27 1 0
                                    

Ostatnie dni lata zawsze były dosyć smutne. Szara jesień jaka nadchodziła nieubłaganie byłam niczym koszmar dla małego dziecka, które przez niego wskakiwało do łóżka mamy i wtulało się w nią by poczuć się bezpiecznie.

Takie same czucia towarzyszyły Sheili, za każdym razem gdy otwierała oczy by spojrzeć na widoki za oknem, tylko z tą różnicą że ona nie miała nikogo. Dostrzegła spadające liście i lisy, które w poszukiwaniu jedzenia dreptały po łąkach i polach, jakie przez całą drogę były widoczne.

Nie mogła powiedzieć, że nie było to piękne - bo było. Gdy ze słuchawek przestała lecieć muzyka od razu wiedziała, że coś jest nie tak, dlatego unosząc głowę i zerkając w stronę chłopaka, zauważyła, że trzymał w dłoni odpięty kabel od telefonu. Sprawnym ruchem zabrała go i zwijając słuchawki kilka razy przeklęła po cichu pod nosem.

– Czemu mi przerwałeś? – zapytała marszcząc przy tym brwi.

– Dojechaliśmy na miejsce – powiedział jak gdyby nigdy nic i zdając sobie sprawę, że oprócz nich w aucie nie było już nikogo, szatyn wysiadł zostawiając ją samą.

Nie siedziała długo i zabierając ze sobą wszystkie swoje rzeczy wyszła na zewnątrz chłonąć ciepłe i świeże powietrze jakiego w mieście zdecydowanie brakowało.

Rozejrzała się dookoła i dostrzegając jak tu jest pięknie, aż nie mogła się nadziwić. Na wprost niej znajdował się niewielki drewniany domek, piękne firany w oknach i kwiatki, najprawdopodobniej sztuczne stojące na parapecie, dodawały temu wszystkiemu uroku. Za domkiem znajdował się las i to nie jakiś mały. Drzewa zdawały się nie mieć końca a niewielka dróżka między nimi była ciemniejsza niż noc w Brouver City.

– Wiesz co jest jeszcze lepsze od tego widoku? – zapytała uśmiechnięta Grace i obejmując Sheilę ramieniem odwróciła ją do tyłu, by mogła zobaczyć co jest za nią.

Duże jezioro zaledwie kilka metrów od nich, odbijało w sobie całe niebo, a czerwony zachód słońca, oświetlał jej twarz, jakby sama nie mogła w to wszystko uwierzyć. Miejsce to było naprawdę bardzo piękne. Odgłosy ptaków szybujących po niebie, świerszczy cykających w trawie i szumu liści, który wprawiał to wszystko w jeszcze lepszy nastrój.

– Tu jest pięknie – pokręciła głową z niedowierzaniem zaciągając się przy tym świeżego powietrza.

– Nie podniecaj się tym tak za bardzo – wtrącił się szatyn i stawiając przed dziewczyną jej walizkę, swoim wyrazem twarzy zdecydowanie dał jej znać, że musi ją sama sobie wtargać do domu.

– Idę po resztę rzeczy – powiedziała kobieta i odchodząc od Sheili, podeszła do samochodu wyjmując z niego swoje bagaże.

Dziewczyna jeszcze chwilę popatrzyła na zachodzące na horyzoncie słońce i gdy zdała sobie sprawę, że jest sama w końcu postanowiła ruszyć w stronę domku.

Drzwi były lekko uchylone dlatego z łatwością wniosła walizkę po dwóch stopniach i wchodząc do środka po raz kolejny już dzisiaj zaniemówiła. Cały korytarz, który był połączony z salonem i kuchnią był w kolorze drewna, przez co ciepło i miłe uczucie płynące od samego patrzenia sprawiały, że Sheila coraz bardziej zakochiwała się w tym miejscu. Wchodząc głębiej dostrzegła dużą skórzaną kanapę a naprzeciwko niej dwa fotele odgrodzone niewielkim drewnianym stolikiem.

Patrząc w stronę kuchni również dostrzegła wiele piękna, duży drewniany blat i stojący stół dla dobrych piętnastu osób. Ogromne drzwi prowadzące na taras jak na razie były chyba najciekawszym miejscem jakie mogła sobie wyobrazić. Podchodząc do nich i odsuwając szkło wyszła na zewnątrz.

Cały, niewielki ogród był wprawdzie połączony z lasem i choć przez padający już cień i zachód słońca mało było widać to i tak widoki były nieziemskie. Dwa niewielkie siedzenia podwieszone na zadaszeniu i stojący obok stolik idealnie kontrastował z zielenią i drewnem na podłodze.

– Sheila! – usłyszała tuż za sobą, dlatego wracając z powrotem do środka zamknęła szklane drzwi i podeszła do znajdujących się niedaleko drzwi wewnętrznych schodów – chodź pokażę ci twój pokój – powiedziała Grace i choć nigdzie jej nie widziała to świadoma była tego w jak dobrym humorze jest.

Morgan szybko złapała za stojącą niedaleko walizkę i powoli zaczęła ją wnosić na górę. Gdy w końcu się jej to udało i z dosyć dużym trudem pokonała kilkanaście dębowych stopni, znalazła się na korytarzu, który tak samo jak i parter cały był pokryty drewnem.

Kierując się w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły dźwięki uchyliła drzwi i dostrzegając w nich Grace od razu się uśmiechnęła.

– Chcąc nie chcąc będziesz musiała dzielić pokój z dziewczynkami i Nancy, nie przeszkadza ci to? – zapytała kładąc na jednym z łóżek czystą pościel.

– Oczywiście, że nie – powiedziała jak najbardziej szczerze i dokładnie się rozglądając podeszła do dużego okna wyglądając przez nie.

W pokoju znajdowały się trzy łóżka, i jedna ogromnej większości szafa, która wbrew pozorom pomieściła by bardzo dużo. Widoki za oknem również nie pokazywały niczego innego niż las, ale był to widok naprawdę piękny i w pewnym sensie też i magiczny.

– To ja cię zostawiam, trochę się rozpakuje, bo i tak niedługo przyjedzie Elizabeth z dziewczynami, a później jeszcze zjedzie się moja siostra z dziećmi, więc na dzisiejszej kolacji trochę nas będzie – zaśmiała się i wychodząc w pokoju pozwoliła na chwilę prywatności dziewczynie.

Sheila dosyć szybko się zaklimatyzowała, rozpakowując z walizki swoją kosmetyczkę, czyste ubrania i ręcznik, wyszła z pokoju z zamiarem szukania łazienki.

Wszystkie drzwi, a było ich sześć, wyglądały tak samo, dlatego niewiele myśląc, złapała za klamkę od pierwszych lepszych drzwi i otwierając je weszła do środka od razu zderzając się ze zdziwionym spojrzeniem Nicolasa.

Rozejrzała się dookoła i zdając sobie sprawę, że pokój jest dosyć bardzo podobny do tego w którym sama teraz zamieszkała, od razu wzrokiem powróciła do szatyna, który trzymając w rękach czarną bluzkę nadal w milczeniu patrzył się na nią.

– Nie chciałam ci przeszkadzać, po prostu szukam łazienki – powiedziała od razu, żeby nie marnując czasu nie zdenerwować go.

– Ostatnie drzwi po prawej – powiedział beznamiętnie i nie zwracając dłużej uwagi na dziewczynę, powrócił do składania ubrań.

– Ta dzięki – prychnęła i zamykając za sobą drzwi, posłuchała jego informacji i już po kilku sekundach znajdując się w łazience odetchną z ulgą.

Szybkim ruchem zrzuciła z siebie ubrania i wchodząc pod prysznic od razu zalała się gorącą wodą, która pomimo iż sprawiała że jej ciało robiło się czerwone, to nie potrafiła zmienić temperatury. Chyba było jej zbyt dobrze.

Change FateWhere stories live. Discover now