18.

25 1 0
                                    

– Ogólnie jest naprawdę świetnie – powiedziała Sheila swój wzrok zawieszczając w ciemności przed sobą.

– Chociaż to dobre, tak czy siak dzwoń do mnie gdyby się coś działo – upomniała ją przyjaciółka po drugiej stronie słuchawki, na co Morgan aż się zaśmiała.

– Oczywiście – przytaknęła czując nieopisaną radość gdzieś w środku siebie.

– Wspaniale, dobra ja będę kończyła, razem z chłopakami lecimy do kina, żegnaj! – zawołała i zakończyła połączenie, zostawiając Sheili jedynie głuchą pustkę.

Odłożyła telefon na bok i chwytając w obie dłonie kubek z gorącą herbatą, spojrzała w górę podziwiając tak piękne niebo. Chłodne wieczore nie należały do przyjemnych, ale ten był wyjątkowy. Patrząc w gwiazdy i siedząc na jedym ze stopni na tarasie dużo myślała, więc zimno jakie panowało na zewnątrz nie za bardzo dawało się odczuwać.

Siedziała sama i nie czuła się z tym źle. Po wielu godzinach spędzonych w towarzystwie Berck, potrzebowała ciszy i spokoju, a taras był do tego idealnym miejscem. Kilka razy wahała się czy powinna zapalić papierosa, jakby nie patrzeć jest niepełnoletnia i być może Elizabeth i innym by to przeszkadzało, ale po chwili namysłu, wzruszyła ramionami i wyjmując fajkę odpaliła ją swoją czarną zapalniczką.

Założyła kaptur na głowę by wiejący wiatr nie rozproszył jej włosów, które chlastały by ją po twarzy i upijając spory łyk herbaty, zaciągnęła się dymem, czując po chwili ogromną ulgę. Nie minęło kilka minut gdy usłyszała tuż za sobą czyjeś kroki i choć powinna była wtedy się ich wystraszyć, to wcale tak nie było. Czuła kto za nią stoi, więc wręcz przeciwnie, nawet na moment nie czuła przerażenie.

– Coś się stało? – zapytała przerywając ciszę, nie siląc się żeby nawet się do niego odwrócić. Chłopak westchnął cicho i podchodząc do niej bliżej usiadł tuż obok, również wyciągając jednego papierosa i odpalając go.

– Moja rodzina cię wkurza, że siedzisz tutaj sama? – zapytał unosząc jedną brew do góry, a swoje czarne włosy zarzucił do tyłu by mu nie przeszkadzały.

– Twoja rodzina jest strasznie kochana, ale nie jestem przyzwyczajona do takiego hałasu i zgiełku, więc musiałam się trochę przewietrzyć – odpowiedziała zgodnie z prawdą, opatulając się jeszcze cieplej bluzą.

– Rozumiem – kiwnął głową zaciągając się przy tym dymem tytoniowym.

– A ty, czemu tu przyszedłeś? – zapytała w końcu na niego zerkając.

Jego szare oczy odbijały w sobie miliony gwiazd a kilka niesfornych kosmyków, jakie opadły na jego twarzy, dodawało mu uroku. Z panującego chłodu jego policzki i nos zrobiły się różowe, a brwi jak to zwykle miał w zwyczaju, zmarszczone, przez co ciągle wyglądał jakby był zły.

– Też czasami lubię odpocząć od innych – wzruszył ramionami, jakby była to najjaśniejsza rzecz na świecie.

– Mogę zadać ci pytanie? – zapytała po chwili czując się odrobinę niepewnie. Nie do końca wiedziała czy dobrze robi, ale chyba nie miała innego wyboru. Nadarzyła się okazja a ona nie zamierzała jej zaprzepaścić.

– Jak musisz – westchnął przygasając peta o jeden ze schodków.

– Dlaczego mnie nie lubisz? – zapytała na jednym wydechu, bojąc się jego reakcji. Patrzyła na jego twarzy, która nawet na moment nie zrobiła żadnego ruchu, a stoicki spokój jaki w tym czasie panował był wręcz nie do opisania.

– Kto powiedział, że cię nie lubię? – zapytał dosyć oschle, odwracając się w jej stronę, krzyżując tym samym ich wzrok.

– Nikt, ale zawsze jesteś dla mnie niemiły, obrażasz mnie, albo traktujesz jak powietrze – zaczęła wymieniać, trzęsąc się w tym samym czasie z zimna.

– Nie jestem taki jak ci się wydaje i jeżeli oczekujesz ode mnie, że od razu zacznę cię nazywać przyjaciółką i ci ufać to się mylisz – powiedział swój wzrok z powrotem przenosząc na czarny las przed sobą – jakby nie patrzeć nadal cię nie znam i nie rozumiem dlaczego tak z dnia na dzień zaczęłaś się mną interesować – dodał ociągając przy tym nosem, jedną dłonią zaczesując włosy do tyłu.

– Mogę się mylić, ale według mnie każdy zasługuje na coś dobrego.

– Nawet ja? – zapytał prychając przy tym śmiechem – sama spójrz, źle cię traktuje, rodzinę tam samo, nie mam znajomych, palę i biorę leki by nie wylądować w wariatkowie, nadal uważasz, że zasługuje na coś dobrego? – zapytał zwieszając przy tym głowę, wzrokiem błądząc po swoich butach.

– Tak, nadal tak uważam i jeżeli mam być szczera to jesteś największym gburem i dupkiem jakiego znam, jesteś arogancki, wkurzający i ciągle ci coś nie pasuje, ale jakbyś nie zauważył to cały czasu tu jestem – powiedziała na spokojnie, widząc jak chłopak jeszcze bardziej marszczy brwi – a wiesz dlaczego? – zapytała, ale nie oczekiwała od niego odpowiedzi – bo cię lubię i szanuję, jesteś inny niż większość, bardziej zamknięty w sobie i być może to właśnie przez to jeszcze się nie poddałam – dodała i wyrzucając zgaszonego kiepa, wstała na równe nogi zabierając ze sobą kubek z herbatą. Spojrzała na niego ostatni raz i widząc jego niewzruszoną minę, ruszyła w stronę drzwi, czując dziwne uczucie na sercu, które ciężko jakkolwiek opisać.

– Morgan – usłyszała tuż za sobą, co spowodowało, że od razu się zatrzymała. Powoli odwróciła się i widząc, że szatyn również stoi na nogach, poczuła dziwne ukłucie, a jej żołądek zdał się zrobić salto – też cię lubię, ale nie oczekuj, ode mnie czegoś czego nie będę w stanie ci dać – odpowiedział i choć słowa te były dla wielu niezrozumiałe. Ona rozumiała je bardzo dobrze.

Delikatnie się uśmiechając, kiwnęła głową i zaciągając się ostatni raz świeżym powietrzem, posłała mu spojrzenie na tyle czułe, że i chłopak lekko uniósł kącik ust do góry. Odwróciła się do niego i rozsuwając szklane drzwi weszła do środka zderzając się z gorącym powietrzem jakie się tam znajdowało.

– Sheilo chodź do nas! – zawołała Grace trzymając w rękach jakąś planszówke. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy odstawiła kubek na stole i dosiadając się do innych, którzy siedzieli na miekkim dywanie w salonie, dołączyła się do gry, której zasady dosyć szybko zrozumiała i będąc w drużynie z Felipe i Mateo ograli wszystkich nie czując przy tym nawet wyrzutów sumienia.

Change FateWhere stories live. Discover now