7.

35 1 0
                                    

Wchodząc do środka, od razu do ich nosów dostał się przyjemny zapach pieczonego pieczywa i typowego domowego obiadu. Wystrój wnętrza, również nie był niczego sobie. Beżowe ściany, drewniana podłoga i stoły, idealnie kontrastowały z kilkoma nielicznymi roślinami znajdującymi się pod sufitem bądź na oknach.

Odnajdując jedno z wolnych miejsc, usiedli na ławkach wyłożonych poduszkami i zabierając menu, zaczęli je czytać.

– Ładnie tu – powiedziała Sheila rozglądając się dookoła, co jakiś czas zerkając na stojącą za ladą staruszkę, która dostrzegając dziewczynę czule się uśmiechnęła.

– Mówiłem – przytaknął Victor nie odrywając wzroku od białej kartki.

– Czemu wcześniej tu nie przyjeżdżaliśmy? – oburzyła się Alice zawieszając swój wzrok na pnączach pod samym sufitem.

– Nie było okazji – zaśmiał się Luke, gdy w tym samym czasie do stołu podszedł kelner.

Sheila od razu przeniosła na niego wzrok i zdając sobie sprawę z tego, kim był, jej serce zabiło jeszcze mocniej. Chłopak również ją rozpoznał, jednak nie dał po sobie poznać, że to go ruszyło i wyjmując z nie co brudnego fartucha notes i długopis, przeleciał każdego z nich wzrokiem.

– Co zamawiacie? – zapytał jakby od niechcenia, zaciskając przy tym mocniej szczękę.

– Cztery domowe desery, dwie czarne i dwie z mlekiem – powiedział Luke, swoim bacznym wzrokiem przeskakując to z Sheili to z Nicolasa, którzy co jakiś czas na siebie zerkali.

– W porządku – kiwnął głową i zapisując zamówienie, odwrócił się do nich plecami, znikając za ladą i drzwiami jakie się obok niej znajdowały.

– Nie wiedziałam że on tu pracuje – szepnęła Morgan do swojej przyjaciółki, tak by nikt poza nimi nie dowiedział się o tej rozmowie.

– Jakoś ostatnio dziwnie zwracasz na niego uwagę – zauważyła Alice mrużąc przy tym oczy.

– To prawda, podoba ci się? – wtrącił się blondyn, zawadiacko poruszając brwiami.

– Oszalałeś? – skrzywiła się, bardzo chcąc wyznać im prawdę.

– Jasne – kiwnął głową Victor, nadal nie wierząc z zaprzeczenia przyjaciółki.

Sheila ignorując ich zaczepki, zajęła się zginaniem rogów serwetki, które wyjątkowo były bardzo interesujące. Przysłuchiwała się rozmowom swoich przyjaciół i zajadając pyszne ciasto, zastanawiała się gdzie w tym momencie znajduje się Nicolas. Zamówienie nie przyniósł chłopak, a starsza pani, która z uśmiechem na ustach życząc im smacznego, wróciła za ladę. Może się wystraszył? Jakby nie patrzeć Sheila od tygodnia na sile próbuje się z nim zaprzyjaźnić i choć jak na razie nie ma żadnych postępów, to chyba nadal ma nadzieję.

– Idę zapalić – powiedziała nagle i wstając od stołu, nawet nie zapytała czy inni również chcą. W zamyśleniu wyszła na parking przed restauracją i czując lekki powiew wieczornego powietrza, delikatnie się uśmiechnęła.

Dookoła robiło się już ciemno, ale dzięki nielicznym lampom stojącym po drugiej stronie ulicy, bez problemu mogła wszystko zauważyć. Rozglądając się dookoła i upewniając się że nikogo z nią nie ma, schowała się za ścianą budynku, tuż przy drzwiach na zaplecze i wyjmując paczkę, wyjęła jednego wkładając go do buzi. Zaciągając się tytoniem poczuła przyjemną ulgę, której nie sposób było opisać.

Od samego początku, gdy tylko zamieniła te pare zdań ze Śmiercią, która odmieniła jej codzienność, wszystko zdawało się być całkowicie inne. Większość czasu nie potrafiła się skupić, a jej myśli ciągle zagłębiały się w życiu Nicolasa, o którym wciąż mało wiedziała.

Stała tak od kilku minut paląc już drugiego fajka, nawet nie czuła jak czas leciał. Gdy drzwi obok, których stała nagle się otworzyły, były dla niej jak kubeł zimnej wody. Zdezorientowana odskoczyła na bok, ale widząc kto właśnie w nich stał, odetchnęła z ulgą.

– Śledzisz mnie? – zapytał nagle i zamykając je za sobą, ze swojego brudnego fartucha wyjął paczkę papierosów.

– Nie wiedziałam, że palisz – zauważyła, gdy jeden z fajków wylądował w jego ustach, dymiąc się przy tym zapachem, który być może innym by przeszkadzał, ale na pewno nie im.

– Nie zmieniaj tematu – powiedział oschle, do czego Sheila już się chyba przyzwyczaiła. Każda ich rozmowa tak wyglądała, więc było to już całkowicie normalne.

– Nie śledzę cię, nie wiedziałam że tu pracujesz – zaprzeczyła zgodnie z prawdą, na co chłopak jedynie kiwną głową, zaciągając się tytoniem – poza tym nie schlebiaj sobie, mam ważniejsze sprawy niż chodzenie za tobą – wzruszyła ramionami i wyrzucając na ziemie kiepa przydeptała go butem.

– Gdyby tak było, dała byś mi w końcu spokój, masz do mnie jakiś problem czy co? – zapytał wyraźnie zdenerwowany, nawiązując do tych wszystkich rozmów w szkole, które poza natrectwem Sheili, nie wróżyły niczego dobrego.

– To źle, że chce się zaprzyjaźnić? – zapytała unosząc w niezrozumiałym geście brwi.

– Nie szukam przyjaciół – odpowiedział jeszcze oschlej niż wcześniej, co sprawiło że dziewczyna wywróciła oczami głęboko przy tym wzdychając.

– Dlaczego taki jesteś? – zapytała zaplatając ręce na piersi.

– Taki czyli jaki?

– Taki wredny – odpowiedziała bez pochamowania, widząc jak jego złość coraz bardziej narasta.

– Może dlatego, że nie wierzę w to, że ktoś taki jak ty mógłby chcieć przyjaźnić się z kimś takim jak ja – odpowiedział i wyrzucając niedopałek na ziemię, przy deptał go – więc z łaski swojej daruj sobie i wracaj do bidula bo nie chce dłużej z tobą rozmawiać – warknął i nie pozwalając Sheili na jakiekolwiek słowo, zniknął za drzwiami, zatrzaskując je z ogromnym hukiem.

Morgan nie mogła uwierzyć w to po usłyszała. Choć to wszystko co powiedział, zabolało ją o wiele bardziej niż powinno, nie potrafiła być na niego zła. Mając łzy w oczach, próbowała się ich pozbyć, i zaciągając się świeżym powietrzem postanowiła zrobić coś czego najprawdopodobniej kiedyś będzie żałować. Miała zadanie, powstrzymać go przed zrobieniem głupstwa, ale nie poznając go nie mogła tego zrobić, dlatego pomysł, który właśnie przyszedł jej do głowy, powinien nigdy nawet nie powstać.

Wracając z powrotem do środka, spojrzała na swoich przyjaciół, którzy tak samo jak wcześniej siedzieli w tym samym miejscu popijając ciepłą kawę. Kierując się w stronę baru, zastanawiała się co dokładnie powiedzieć, by nie wyjść na głupią bądź zdesperowaną, ale chyba było to nieuniknione.

– Dobry wieczór – uśmiechnęła się do starszej kobiety, która podnosząc wzrok znad jakiejś starej czarno białej gazety, również się uśmiechnęła.

– Dobry kwiatuszku, w czymś jeszcze mogłabym pomóc? – zapytała uprzejmie, swoimi szarymi oczami błądząc po jej twarzy.

– Mam pytanie – zmieszała się Sheila czując napływający stres.

– Śmiało – ponaglila ją staruszka czule się przy tym uśmiechając.

– Nie szuka Pani pracownicy? – zapytała i choć nie była do końca pewna czy jest gotowa na pracę, to miała nadzieję, że właśnie ją dostanie.

Change FateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz