19.

23 1 0
                                    

Gdy tylko zdołała zwlec się z łóżka od razu cały dom trząsł się i dudniał od ruchu jaki tam panował. Wszyscy w pośpiechu szykowali się na wyjście nad jezioro, jakby nic innego w ogóle się nie liczyło.

Sheila razem z Nancy miały jednak inny plan i porzyczając auto od Richarda, wsiadły do niego wyjeżdżając do najbliższego miasta na małe zakupy, by chociaż trochę spędzić ze sobą czas.

Pogoda dzisiejszego dnia była bardzo piękna, dlatego zakładając czarne legginsy i do tego zwykły biały top, była gotowa jakkolwiek się gdzieś pokazać.

– To tutaj – wskazała palcem niebieskowłosa, gdy tylko podjechały pod niewielkiej wielkości budkę z lodami.

Obie nie czekaj długo, wysiadły z auta i podchodząc do stojącej za ladą kobiety poprosiły o porcję dla siebie. Czas dosyć szybko leciał i z zaplanowanych dwóch godzin poza domkiem zrobiły się cztery, mimo to nie miały w planach wracać. Zbyt dobrze bawiły się w swoim towarzystwie, żeby teraz to zakończyć.

Wchodząc do jednej z kawiarni od razu zamówiły po ciepłej kawie i zajmując sobie idealne miejsce, rozsiadły się wygodnie już nie co zmęczone tylu godzinnym chodzeniem po sklepach.

– W ogóle, opowiadaj jak tam ci się u nas podoba? – zaczęła Nancy, upijając łyk kawy, którą jeszcze kilka sekund temu przyniósł kelner.

– Bardzo mi się podoba, twoja rodzina jest świetna – przyznała Morgan mieszając kawę łyżeczką.

– Chciałaś powiedzieć Felipe – zaśmiała się, co spowodowało nieliczny rumieniec na jej twarzy.

– Nie rozumiem.

– Oh nie udawaj, wczoraj wieczorem jak z nami grałaś widziałam jak na siebie patrzycie, ewidentnie ci się podoba – poruszyła dwuznacznie brwiami wprawiając Sheilę w jeszcze większe zakłopotanie.

– Jest przystojny, ale nie mój typ, jest zbyt pewny siebie, na dłuższą metę jest to denerwujące – wzruszyła ramionami upijając niewielki łyk z filiżanki.

– Wolisz bardziej skrytych w sobie? – zapytała powstrzymując się od wybuchu śmiechem, co dobrze dziewczyna zauważyła.

– Możemy zmienić temat, bo chyba za dużo kofeiny się napiłaś i głupoty gadasz – pokręciła głową, delikatnie się uśmiechając.

Długo jeszcze ze sobą rozmawiały i zapewne nigdy by nie skończyły gdyby nie telefon od Elizabeth, że powinnyśmy wracać do domu. Gdy na zegarze dobiła godzina szesnasta, dziewczyny był już w domku i opowiadając kobiecie jak było na mieście, wcinały słodkie ciastka jakie Grace zdarzyła upiec.

Oprócz Elle i bliźniaczek nikogo więcej nie było. Chłopaki wraz z Lilli i Rositą siedzieli jeszcze nad jeziorem, rozpalając ognisko, jakie na dzisiaj przygotowali.

– No to fajnie, że wam się podobało – przyznała szatynka wycierając ręce w ścierkę.

– Racja – przyznała niebieskowłosa odstawiając talerz z okruszkami do zlewu – chyba idę do siebie trochę odpocząć zanim znowu wujek Matias zacznie opowiadać przy ognisku swoje suche żarty – zaśmiała się i żegnając się z nimi ruszyła dębowymi schodami prosto do swojego pokoju, zostawiając Sheilę i Elizabeth samą.

– I jak ci się tu podoba? – zapytała kobieta siadając obok niej na krześle.

– Bardzo i jak mam być szczera to ani trochę nie tęsknię za Brouver City – zaśmiała się przygryzając przy tym dolną wargę.

– Bardzo mnie to cieszy – przyznała szatynka opierając głowę o rękę.

– Jak się Pani dzisiaj czuje? – zapytała po chwili Sheila nie do końca będąc przekonaną czy to odpowiednie posunięcie. Mówienie o problemach, a w tym przypadku o chorobie napewno nie jest łatwe, ale jej ciekawość, wzięła nad nią górę, przez co nie mogła się powstrzymać.

– Troszeczkę osłabiona, ale jest w porządku, miło że pytasz – uśmiechnęła się czule swoje szare tęczówki zawieszając na błękitnych oczach dziewczyny – ostatnio rozmawiałam z Nicolasem i powiedział mi o waszej rozmowie wtedy na obiedzie.

– Ah tak? – zdziwiła się Morgan unosząc prawie niezauważalnie brwi do góry.

– Tak, zapewne on tego nie zrobił, ale zrobię to ja w jego imieniu, bardzo cię przepraszam – powiedziała kręcąc przy tym głową – mój syn nie do końca panuje nad swoim emocjami, a już w szczególności jeśli chodzi o mnie. Gdy mu powiedziałam, że jestem chora załamał się, bo prawdę mówiąc ma tylko mnie – wyjaśniła, zwieszając głowę i wlepiające wzrok w podłogę.

– Nie musi mi Pani tego tłumaczyć, nie mam żalu do Nicolasa i wręcz przeciwnie bo między nami jest w porządku, nie przeprosił to prawda, ale nie oczekiwałam tego.

– Jesteś wspaniała, naprawdę – przyznała kobieta swoją dłoń kładąc na dłoń dziewczyny – mój syn też to kiedyś zrozumie – dodała i posyłając jej najbardziej ciepły i szczery uśmiech wstała na równe nogi i w kilka sekund zniknęła gdzieś na tarasie.

Sheila dobrze wiedziała, że Elizabeth jest dobrą osobą a dobro jakie żywiła do innych było niesamowite. Robiła wszystko by Sheila nie czuła się w ich towarzystwie źle, dlatego zawsze starała się tłumaczyć Nicolasa, ale czy w ogóle było to potrzebne? Morgan znała go już kilka tygodni, może nadal nie byli przyjaciółmi, to poznała jego charakter i nauczyła się z nim żyć. Nie pragnęła słyszeć od niego słów grzeczności, które na większą skalę nie mają znaczenia. Pragnęła jedynie szczerej rozmowy z nim, a czasami może i ciszy tylko we dwoje.

Do niedawna, gdyby ktokolwiek zapytał się jej czy lubi Nicolasa, odpowiedź byłaby bardzo prosta. Jednak im dłużej z nim przebywa tym bardziej zaczyna go tolerować. Szatyn ma coś w sobie, przez co nie sposób się od niego odizolować i choć wiele razy miała chwile słabości i myśli, że nie podoła zadaniu, tak nigdy nie potrafiła z tego zrezygnować. Myśl, że Nicolasowi mogło by się coś stać przerażała ją na tyle bardzo, że nie potrafiła normalnie funkcjonować. Nie dopuszczała do siebie takich myśli i wierzyła, że z czasem będzie coraz lepiej.

Change FateWhere stories live. Discover now