Rozdział 17

1.7K 34 3
                                    


*Piątek, dzień przed meczem*


- Co robicie po szkole? - zapytałam przyjaciół gdy siedliśmy na stołówce.

- Nic. - odpowiedzieli w tym samym czasie, a na moją twarz wkradł się uśmiech.

Chłopaki dziś mieli ostatni trening przed meczem, który pewnie będzie w chuj długi, więc nie chciałoby mi się siedzieć samej w domu.

- No to gdzie idziemy? - zaśmiałam się i spojrzałam najpierw na Lauren, a potem na Oscara.

- Do parku? - Oscar zadał pytanie, a ja i rudowłosa przytaknęłyśmy głowami.

- Ogólnie to matka była u nas. - rzuciłam po krótkiej chwili ciszy.

- Co tym razem chciała? - zapytał Oscar, a ja westchnęłam.

- Drugą szansę. Powiedziałam więc że się zastanowię i ją wyprosiłam z domu. - odpowiedziałam mu, a on cicho się zaśmiał.

****

Po skończonych lekcjach tak jak wcześniej ustaliliśmy, pojechaliśmy do parku. Dziś jak zwykle ktoś ze szkoły organizował imprezę. Znając nas pewnie byśmy na nią poszli no ale chłopaki mają jutro ten męcz, więc.

- Ogólnie to William ciągle się na ciebie patrzy w szkole. - powiedziała Lauren gdy usiedliśmy na ławce.

- Zdaje ci się. - odpowiedziałam na co ona się tylko zaśmiała.

- On ostatnio znowu jakiś dziwny jest. Raz miły, a raz wredny jak nie wiem. - rzekłam cicho wzdychając.

- To jest właśnie Evans. Jego nigdy nie zrozumiesz. - spojrzałam na przyjaciela, a moje kąciki ust lekko się podniosły.

Rozmawialiśmy jeszcze długi czas dopóki nie zaczęło się już ściemniać. Właśnie dlatego nienawidzę jesieni. Robi się ciemno już po 17.

- Może wracajmy już? - zapytałam i wstałam z ławki, a za mną moi przyjaciele.

- No to chodźcie. - powiedział Oscar i podążyliśmy do jego auta.

Wsiadając do samochodu dostalam sms'a od Oliviera, że są już w domu. Najpierw pojechaliśmy odwieźć Lauren, a potem mnie.

- Dziękuję za podwózkę. - dałam mu buziaka w policzek, a chłopak się odrazu uśmiechnął.

- Nie ma za co słońce. - odpowiedział i wyszłam z auta.

Gdy tylko weszłam do domu słyszałam krzyki chłopaków, a w zasadzie to Jamesa, Oliviera i Williama.



William Pov.

- Do cholery jasnej jak ja go nienawidzę! - byłem wkurwiony i to ostro.

Mike sobie wymyślił że jednak wyścig będzie w niedzielę, a fakt że dawno nie jeździłem trochę mnie martwił. Szczególnie że Alex podobno jest cholernie dobry w te klocki ale no już chuj.

- O której ty tam masz być? - zapytał James.

- Po 21. - odpowiedziałem, a w salonie nagle zjawiła się Megan.

Oby nic nie słyszała bo będziemy w dupie.

- Ile już tu stoisz? - spojrzałem na brunetkę kiedy Olivier jej zapytał.

- Tylko chwilę. - odpowiedziała, a ja odetchnąłem z ulgą.

- Idę do siebie nie będę wam przeszkadzać. - odparła i po chwili jej już tu nie było.

Kocham cię Mała..Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ