Prychnęłam, zamykając na dłuższą chwilę oczy, analizując usłyszane przed momentem słowa. Chciało mi się śmiać i wściekać jednocześnie. A jeszcze do tego odetchnąć z ulgą. Może to wino już całkiem pomieszało mi zmysły?

- A we Francji... Jakoś nie miałeś z tym problemu... - wypunktowałam, rzucając mu pytające spojrzenie. Zupełnie nie rozumiałam jego zachowania, tej nagłej rezerwy.

- Miałem, ale byłaś zbyt blisko, nie mogłem się powstrzymać. Później plułem sobie w brodę, że aż tak się zapomniałem... Chyba ukrywanie prawdy o chorobie dało mi się we znaki i sam podświadomie chciałem ją od siebie odsuwać, nie bacząc na konsekwencje. Ale powinniśmy przystopować... Pośpiech w naszej sytuacji to byłby błąd.

Błąd. To jedno słowo ukłuło mnie niespodziewanie, jak lodowaty szpikulec, spadający sopel lodu.

- O czym ty mówisz? - zapytałam, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu.

- Widzisz, to nie jest takie proste - westchnął, z wyczuwalną irytacją i smutkiem w głosie.

- Nie rozumiem. Czy nie możesz po prostu położyć się obok mnie, tak jak wtedy, we Francji. Przecież spaliśmy obok i nie miałeś z tym problemu... Chcę po prostu, żebyś był blisko, czy to tak wiele? Oświadczasz mi się, a teraz odpychasz.

- Kochanie, to nie tak - pokręcił głową i przejechał ręką po twarzy i włosach.

- A jak? No wytłumacz mi, bo zaczynam się w tym gubić. Co się nagle zmieniło?

- Proszę cię, nie naciskaj... Wyjaśnię ci jutro, powinnaś iść już spać. Ledwo trzymasz się na nogach - mruknął wymijająco.

- Wyjaśnij mi teraz... Nie będę mogła spać, jeśli mi nie wytłumaczysz. Nie rozumiem... Nie pragniesz mnie? Nie chcesz być przy mnie? Nie podobam ci się taka zaspana?

Maks westchnął i wypuścił powietrze nosem, wyraźnie już podenerwowany. Westchnął gorzko i zawarczał, widocznie coraz bardziej zły na mnie, a może na siebie lub okoliczności. Nie potrafiłam przejrzeć jego motywów i tylko patrzyłam z niezrozumieniem.

- Oczywiście, że cię pragnę - warknął ostro, chwytając mnie nagle za ramię i bezceremonialnie wpychając do sypialni. Wszedł tuz za mną i zatrzasnął drzwi. Oparłam się o ścianę i założyłam ramiona na piersi.

- No więc o co chodzi? Dowiem się, jakież to powody tobą kierują?

- Zrozum, tu nie chodzi o to, czy cię pragnę, czy nie. To w ogóle nie ulega wątpliwościom, więc nie pytaj o to nigdy więcej, ani nie podważaj - wysyczał, nabierając płytkie i szybkie oddechy. Drżącą ręką sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął jakieś białe okrągłe pudełeczko, z którego wysypał dwie pigułki, a następnie je połknął.

Widok Maksa przyjmującego jakieś leki przestraszył mnie nie na żarty i wolałam spuścić z tonu, żeby jeszcze bardziej go nie denerwować.

- Maks... Ja po prostu... Przepraszam... - zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.

- Posłuchaj... Miałem czas, żeby wszystko przemyśleć. I doszedłem do wniosku, że dopóki nie będziemy mieć pewności, że uda się przedłużyć mi życie, dopóty powinniśmy powstrzymać się przed... Wcześniej chciałem, żeby poczekać do ślubu, ale to i tak nie byłoby w porządku...

- Maks... - westchnęłam, ujmując jego twarz w obie dłonie. - To nic nie zmienia. Kocham cię, i pragnę takiego, jakim jesteś. Nie myślę o tym, że za jakiś czas... - urwałam, nie chcąc formułować na głos swoich najczarniejszych myśli. - Nie chcę o tym myśleć...

- Ale ja myślę! - przerwał mi, odrywając moje dłonie od swojej twarzy. - Nie rozumiesz? To jest decyzja niosąca za sobą ogromne konsekwencje. A jeśli umrę za rok, za dwa, a ty tu zostaniesz, z tymi wszystkimi wspomnieniami... - westchnął i przerwał na chwilę, zamykając oczy. - Seks to nie jest zabawa, to nie jest błahostka. Nie będziesz potrafiła zapomnieć takiej bliskości, nie będziesz potrafiła zbliżyć się do innego mężczyzny, żadnego już do siebie nie dopuścisz i już zawsze będziesz sama. Przeze mnie. A ja tego nie chcę!- wykrzyczał, oddychając ciężko. - Najbardziej w świecie nie chcę, żebyś całe życie mnie opłakiwała - wyszeptał drżącym głosem, w którym jednak dało się wyczuć pewność i przekonanie o słuszności tych słów.

- Maks... Nie mów tak. Nie chcę nikogo innego, po co o tym w ogóle myślisz? Nie możesz się teraz martwić tym, co może się kiedyś stać albo nie... To absurd!

- Ale taka jest prawda! Tak, pragnę cię do szaleństwa, ale równie mocno kocham i szanuję. Nie zmienię decyzji - powiedział, odwracając się ode mnie. Odszedł kilka kroków i stanął przed oknem, a jego ciemna, wysoka sylwetka odcinała się wyraźnie na tle rozjaśnionego świtem okna.
- Kocham cię. I dlatego nie zrobię tego ani tobie, ani jemu - szepnął gorzko, jakby do siebie.

- Komu? Mojemu ojcu?

- Nie... Temu, z którym kiedyś być może będziesz szczęśliwa. Nie mogę tego zrobić. Byłbym ostatnim draniem.

- Maks, przestań. Przecież to też moja decyzja. Zresztą, nie oczekuję, nawet nie chciałam, żebyśmy... Chciałam tylko, żebyś został ze mną, obok... Rozumiem, że wolisz, żebyśmy nie... - zacięłam się, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co chciałam powiedzieć. Czułam, że wnętrzności palą mnie z zażenowania.

- Michasiu, zrozum... Nie ufam sam sobie. Nie będę umiał się powstrzymać, kiedy będziesz tak blisko... Nawet ja nie mam takiej samokontroli...

- Nie pozwoliłabym ci na nic więcej...

- A jesteś w stanie obiecać, że dasz radę się oprzeć? Wybacz, ale śmiem wątpić także w twoją samokontrolę. Lepiej będzie, jeśli postaramy się unikać tak bliskiego fizycznego kontaktu. Wierz mi, naprawdę długo o tym myślałem i nie widzę innego wyjścia.

- Maks... Nie możesz po prostu dać się ponieść, zapomnieć o tym wszystkim, co nam ciąży? Nie możesz się poddać pragnieniu, tylko wciąż próbujesz nad wszystkim utrzymać kontrolę, nawet nad moją przyszłością. Odpuść...

- Nie odpuszczę. Nie pozwolę sobie na to. Nasza wspólna przyszłość jest niepewna i nie pozwolę, aby twoja została zaprzepaszczona przez moje pragnienia. Spróbuj wyjść poza "tu i teraz" i pomyśl o swojej przyszłości beze mnie, Michalino - rzekł, z powrotem podchodząc bliżej. Patrzył na mnie przepraszająco. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłam się na niego w tej chwili złościć, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej go pragnęłam. Mojego szlachetnego, honorowego Maksymiliana Rozdrażewskiego, który był całkowitym przeciwieństwem i zaprzeczeniem egoizmu.

Miał rację i musiałam mu ją przyznać, choć była to bolesna lekcja. I nawet jeśli wiedziałam, że jego decyzja wynika z czystych i szlachetnych pobudek, czułam się, jakby mnie odtrącił. Czułam, jakby mnie nie chciał, odpychał. Tak jakbym to ja mu się narzucała. Cała moja skóra domagała się jego dotyku, pusta przestrzeń między nami wręcz paliła.

- Dobrze, poczekam, aż będziesz gotowy... - wyszeptałam drżącym głosem. Nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nic więcej.

Oczy zaszły mi mgłą i nie potrafiłam nawet na niego spojrzeć. Wyminęłam go i ledwo widząc cokolwiek wpadłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Dopiero gdy usłyszałam, że Maks wyszedł, pozwoliłam aby zdławiony szloch wydostał się z mojego ściśniętego gardła. Kolejny raz zakosztowałam łez zrodzonych z rozczarowania i odrzucenia. Miały wyjątkowo gorzki smak.

Mentor² - Depozyt prawdy [Zakończone ✓]Where stories live. Discover now