2.

1K 41 1
                                    

Pov. Vivian

Gdy zrobiło się już ciemno weszłam do baru.
Widziałam masę jedzenia (czyt. ludzi), coś czuje że się dziś najem.

-Witam wszystkich!- krzyknęłam podnosząc ręce do góry. Wszyscy ucichli. Wzięłam sobie butelkę szkockiej, a następnie używałam perswazji na innych aby byli cicho i się mnie słuchali. Podeszłam do jakiegoś blondyna i brutalnie wygryzłam mu się w szyje. Tak samo zrobiłam z trzema innymi facetami. Zawsze robię to samo, najpierw zabijam brutalnie facetów, a dopiero później kobiety, mniej agresywnie. Wzięłam kolejna butelkę, tym razem trafiłam na burbon, usiadłam na blacie i zaczęłam pić.

-Ej ty! Podaj mi rzutki i stan pod ścianą. Zabawimy się- uśmiechnęłam się szatańsko- A wy możecie zagrać coś typowo Orleańskiego- powiedziałam do muzyków.

Pov. Narrator

Avengers ustawili się tak by widzieć wszystko co się dzieje w środku. Zaniemówili. Byli w szoku tym co dzieje się w barze. Blondwłosa kobieta rzucała rzutkami w jakiegoś faceta. A ten mimo że chciał uciec jak najdalej, stał spokojnie. Nagle kobieta zaczęła pić i tańczyć

-To jakaś psychopatka- powiedział Steve z niedowierzaniem

-Musimy ją złapać, bo zabije więcej osób. Loki, kojarzysz ją może?- zapytała bożka wdowa, ten pokiwał przecząco głową.

Blondynka podeszła do kobiety i gdy miała ją już ugryźć ta krzyknęła:

-Nie, proszę. Jestem w ciąży- Vivian zastygła, a Avengers wstrzymali oddech. Puściła powoli kobietę i próbowała wyłapać swoim super słuchem bicie małego serca. Otworzyła szerzej oczy gdy w końcu jej się to udało, spojrzała smutno na ciężarną.

Pov. Vivian

Jak mogłam nie usłyszeć tego dziecko. Jestem potworem. Gdy nasłuchiwałem usłyszałam dwa serca, czyli bliźniaki. Jak ja i Klaus. Nie stop! To przez niego się rozdzieliliśmy.

-Przepraszam. Był lub jest tu ich ojciec?- zapytałam ze smutkiem

-Zostawił mnie od razu jak się dowiedział o ciąży- w jej oczach zbierały się łzy, a ja kipiałam ze złości. - Czemu powiedziałaś ich?

-Gratuluje, bliźniaki- powiedziałam lekko się uśmiechając- Podejdź do mnie.- zrobiła to co kazałam- Zapomnisz o tym co widziałaś, zapomnisz że kiedykolwiek mnie widziałaś- użyłam na niej perswazji wyprowadzając z baru.

-Co. Gdzie ja jestem?- zapytała zdezorientowana brunetka

-Szukała pani sklepu w którym można by było kupić werbene. Prosto, w lewo i prawo. Powinna pani zauważyć taki dziwny sklep z różnymi pamiątkami.- uśmiechnęłam się ciepło- Możesz pozdrowić ode mnie kobietę ze sklepu, powiedz że gorszy Mikaelson za nie długo się zjawi.- pokiwała głową i poszła w stronę sklepu. Westchnęłam- Miała szczęście że nie trafiła na mojego brata. Zabiłby ją nie zwracając uwagi na dziecko.- miałam już wchodzić do baru ale usłyszałam świst wiatru. Z prędkością światła się odwróciłam i złapałam strzałę która miała trafić prosto w szyję. Kto by się odważył nnie zaatakować?! Spojrzałam na strzałę i zobaczyłam płyn który najprawdopodobniej miał mnie osłabić. Pff ludzie, nie wiedzą z kim zadarli.

Nagle przede mną wylądował jakiś robot. A nie, mój błąd, to nie robot, tylko sławny Tony Stark. Świetnie, jeszcze Avengers mi tu brakuje.

-Poddaj się, nie masz z nami szans- powiedział, a ja podniosłam jedną brew

-Czyżby?- zapytałam kpiąco- Radzę nie lekceważyć wroga póki nie wiesz do czego jest zdolny. Z resztą co ja wam zrobiłam?

-Zabijasz nie winnych ludzi, to nam zrobiłam- usłyszałam obcy głos i złapałam tarcze, jak się okazało Kapitana Ameryki, która miała uderzyć mnie w głowę. Westchnęłam

-Może się jakoś dogadamy? Nie za bardzo chce mi się dzisiaj walczyć- zaproponowałam

-Nie ma nawet takiej opcji- usłyszałam kolejny obcy głos, jakiś facet chciał mnie uderzyć z pieści ale szybko ją złapałam i trzymałam ją ku zdziwieniu atakującego byłam silniejsza od niego, ale co się dziwić, jestem najsilniejszą istotą na ziemi oprócz mojego brata. Mężczyzna był przystojny miał krótkie brązowe włosy i metalową rękę która dalej trzymałam. Skądś go kojarzyłam, tylko za nic nie mogę sobie przypomnieć skąd.

Szybko mu ją wykręciłam, kopnęłam go w zgniecie kolan, a następnie kopnęłam go w plecy co spowodowało że upadł.

Nagle zostałam oplątana przez jakieś sieci, chyba pajęcze, ale szybko się ich pozbyłam. Śmigło mi coś niebieskiego przed oczami, byłam trochę zdezorientowana, i znowu, za trzecim razem ten ktoś mnie wywalił

-Co, nie spodziewałaś się?- zapytał

-A żebyś wiedział że nie- odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem wstając. Poczułam że coś mi się wbiło w bark. Tym czymś okazała się być strzała która sobie wyciągnęłam, rana szybko się zrosła. Z wściekłości złamałam strzale na pół i rzuciłam nią w bok. Z prędkością światła podbiegłam do strzelającego i wbiłam mu swoje kły w ramie. Okazało się być to błędem. W jego krwiobiegu była werbena, i to sporo, spowodowała że mój przełyk zaczął się palić od środka, krzyknęłam i zaczęłam pluć krwią, upadłam na kolana.

Ostatnie co poczułam to złamany kark.

𝑾𝑰𝑬𝑪𝒁𝑵𝑬 𝒁𝒀𝑪𝑰𝑬 // 𝑻𝒉𝒆 𝑶𝒓𝒊𝒈𝒊𝒏𝒂𝒍𝒔 𝒙 𝑨𝒗𝒆𝒏𝒈𝒆𝒓𝒔 Where stories live. Discover now