Rozdział 2.21

960 32 1
                                    

- To niemożliwe...

Trafiłam tutaj cztery lata temu w wieku 16 lat. Czyżby to oznaczało, że jeszcze dodatkowo nas gwałcili? Opuściłam broń na wysokość bioder bo ręce tak mi drżały, że obawiałam się aby niechcący nie postrzelić dziewczynki. Dopiero teraz przyglądnęłam się jej dokładniej. Wyglądała jak moja młodsza wersja. Moje drugie ja nie miało wątpliwości. MOJA. Wyczuwałam jej zapach jeszcze jak staliśmy przed zamkniętymi drzwiami, nie potrafiłam go tylko dopasować do odpowiedniej osoby. Resztami sił powstrzymywałam się przed zmianą formy i rzuceniem się mu do gardła. Nie mogłam ryzykować, że ją skrzywdzę. 

- Pewnie zastanawiasz się jak to możliwe. Jest to pierwsze i ostatnio dziecko jakie przyszło na świat w naszej klinice...

Klinice...dobre sobie. Jedyne dziecko? Co nie zmienia faktu, że odbyło się to bez mojej zgody!

- ... Jest na swój wiek bardzo dobrze rozwinięte. Widzisz, kiedy do nas trafiliście, nie znaliśmy jeszcze wszystkich naszych możliwości, a plany były bardzo ambitne. Chcieliśmy sprawdzić jak nasze wielkie dokonania naukowe wpływają na płodność i przekazywanie genów dalszym pokoleniom. Wybraliśmy ciebie, bo byłaś jedną z pierwszych które tak dobrze radziły sobie z przemianą. 

- Miałam 16 lat! Jak mogliście mi coś takiego zrobić!

- Twój organizm był jak najbardziej na to już gotowy. Ciąża przebiegała prawidłowo, jednak zmartwiło nas, że płód rośnie znacznie szybciej niż normalnie u ludzi. Ty sama stałaś się bardzo dzika. Dochodziło do niekontrolowanych częściowych przemian, które mogłyby zaszkodzić dziecku. Urodziłaś po 4 miesiącach. O dziwo dziecko było prawidłowo rozwinięte i urodziło się jako człowiek. Nie mogliśmy ryzykować, że za bardzo się do siebie zbliżycie. Ty wróciłaś do pracy, a dziecko miało z tobą kontakt tylko jak znajdywałaś się w śpiączce.

Bydlak! Opadłam na kolana a z oczu płynęły mi łzy bezsilności.

- Jak widzisz dobrze się zaopiekowaliśmy małą. Jej rany szybko się leczą i wykazuje dużo wyższą odporność na różne choroby. Niestety nie odziedziczyła pełnego genu przemiany...

Tego było już za wiele. W trakcie kiedy doktorek skupiał się na mnie jeden z moich towarzyszy obszedł go od tyłu i przyłożył broń do jego głowy. Powoli odsunął skalpel od jej szyi, a ona natychmiast wpadła w moje ramiona. W tamtej chwili trzymałam w rękach cały mój świat. Jej zapach, odwzajemniony mocny uścisk i łzy szczęścia. Straciłam całkiem zainteresowanie doktorkiem. Nie obchodziło mnie co się z nim stanie. Zakończyłam swoją tułaczkę i zemstę. Mogłam wracać do domu.

- Tak mi się odwdzięczasz za te wszystkie lata i wszystko co dla ciebie zrobiłem!?

- Zniszczyłeś mi życie. Odebrałeś mi rodzinę, wolność i sumienie. Niczego nie jestem ci winna. Nie obchodzi mnie czy zginiesz tu czy więzieniu. O tym zadecydują inni.

Mój głos brzmiał wyjątkowo spokojnie. Nie czułam już nawet tego całego gniewu, który się we mnie kumulował przez te wszystkie lata. Poczułam się zmęczona. Wzięłam małą na ręce i ruszyliśmy w stronę wyjścia.

- Jesteś już bezpieczna. Nie pozwolę cię skrzywdzić - Szepnęłam do mojej kochanej córeczki. 


Jak się okazało, do walk nie doszło. Najwyraźniej reszta personelu dała nogę, a dzieci po prostu stały i czekały. Kiedy wszystkie podane im środki przestały działać padły ze zmęczenia. Zostały przewiezione do najbliższych szpitali, gdzie po wyczyszczeniu żołądków i dokładnym przebadaniu zaczęto szukać ich rodzin. Dla tych dzieci, których rodziny nie odnaleziono lub stanowiłyby zbyt duże zagrożenie dla otoczenia Dymitr osobiście założył dom dziecka, gdzie zyskały przede wszystkim pomoc psychologiczną oraz wsparcie przy zrozumieniu swojej natury.

Doktorek został skazany na dożywocie w najpilniej strzeżonym więzieniu. Jonatan zadbał o to osobiście. Nie wnikam w jego metody przesłuchań, ale na pewno były efektywne, ponieważ więzień zgodził się współpracować i pomóc odnaleźć resztę zaginionych.

Ja razem z Lukasem oraz Sarą, moim największym skarbem, zatrzymaliśmy się na razie u Dymitra na czas remontów. Sara zyskała serca wszystkich mieszkańców posiadłości, a Dymitr postanowił podarować nam jedną ze swoich posiadłości w niedalekiej odległości od jego abyśmy mogli go często odwiedzać. 

Wreszcie nastał długo oczekiwany spokój. Wszyscy stworzyliśmy jedną wielką rodzinę, a każdy gotowy jest stanąć w jej obronie i nawet oddać za nią życie. Czego chcieć więcej?

(656)

Jesteś Moja (Część 1 i 2)حيث تعيش القصص. اكتشف الآن