6a.

44 7 5
                                    

Włączyłam ekran telefonu i usiadłam na łóżku. Wystukując tekst esemesa kierowanego do Bastiana przez chwilę się zawahałam. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że najlepiej będzie, jak porozmawiam z nim osobiście, tak by Zoe nie miała o tym pojęcia. Chciałam grać tak nieczysto jak ona. Mając świadomość, że on na pewno o wszystkim wie, uznałam, że mój plan jest doskonały. W poniedziałek pójdę do szkoły, sprawdzę jego plan zajęć i w trakcie treningu do niego zagadam.

Zaproponuję mu kawę w jednej z pobliskich knajpek. Zasugeruję, że Zoe go zdradza. Wtedy na pewno będzie chciał się na niej zemścić i zdradzi mi całą prawdę. Pozostawał dla mnie ostatnią deską ratunku, dlatego wszystko musiało pójść zgodnie z zamierzonym planem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skinęłam głową na znak akceptacji.

Przez kolejne kilka godzin moją głowę zaprzątały niechciane i skrajnie smutne myśli, więc chcąc temu zaradzić postanowiłam znaleźć sposób na rozładowanie emocji. Wtedy przypomniałam sobie słowa swojego taty.

„Księżniczko, jeśli kiedykolwiek będzie ci bardzo smutno stwórz własny świat, w którym będą obowiązywały twoje zasady."

Zajrzałam do szafy. Z najwyżej pułki ściągnęłam sztalugę i ostatnio zakupione farby. Postawiłam swoją zdobycz tuż obok okna i zwinnym ruchem rozpoczęłam pracę nad własnym światem, który choć na chwilę mnie uszczęśliwi.

Tak właśnie minęła cała moja sobota. W trakcie tworzenia jednego z obrazów słyszałam jak Mary Jane zatrzaskuje drzwi i razem z Richardem Frankiem odjeżdżają z naszej ulicy. Postanowiła się ze mną nie żegnać, ale to było lepszym rozwiązaniem biorąc pod uwagę, że nadal byłam na nią potwornie zła.

Swój obraz, który zatytułowałam „Nienawidzę cię Mary Jane; chciałabym, żeby Zoe spłonęła żywcem, a Jack wpadł do jeziora", postanowiłam powiesić tuż przed drzwiami wejściowymi. W ten oto sposób chciałam upamiętnić ten dzień i konsekwencje dla ex przyjaciół i ex matki. Teraz wchodząc do mojego domu będą mogli zobaczyć co do nich czuję.

Zrezygnowana rzuciłam się na łóżko i kilkukrotnie wydarłam się w poduszkę. Miałam dość tego dnia i najchętniej obudziłabym się dopiero za tydzień.


Przez kolejne pół godziny próbowałam zasnąć, ale natrętne myśli powróciły jak bumerang i nie dawały mi spokoju. Kiedy tylko odkładałam pędzel wszystko mi się przypominało, a ja nie byłam w stanie nad tym zapanować. Dlatego postanowiłam, że ze szkatułki, w której znajdowały się stare rzeczy taty wyciągnęłam paczkę papierosów. Chciałam sprawdzić co czuje Zoe zaciągając się nikotyną, która jakoby miałaby za każdym razem rozluźnić jej ciało. Z nerwów, które dzisiaj przeżyłam pozostała pamiątka w formie napiętych pleców i powolnie rozwijającej się migreny.

Otworzyłam okno na oścież, przysiadłam na parapecie i niedoświadczonym ruchem odpaliłam żółtego camela. Przyjrzałam się jemu uważnie i wetknęłam końcówkę do ust. Mocno się zaciągnęłam, a po chwili moim ciałem zawładnęła salwa kaszlu, którym o mało co się nie udusiłam. Postanowiłam podjąć się drugiej próby, która zresztą skończyła się bardzo podobnie – ślinotokiem, dusznościami, by później dołączyły zawroty głowy. Zrezygnowana położyłam się na łóżku i po przykryciu się kołdrą głęboko zasnęłam.

---

Niedziela minęła jak z bicza strzelił, bo swoją głowę zajęłam wielogodzinnym seansem ulubionych seriali. Właśnie byłam na finałowym odcinku How I Met Your Mother, kiedy mój telefon głośno zawibrował. Zapauzowałam.

Zoe: Maya...

Przewróciłam oczami. Pojawił się kolejny dźwięk.

Zoe: Możemy porozmawiać?

Powróciłam do oglądania serialu. Nadawca jednak nie odpuszczał.

Zoe: Maya, proszę...

Zoe: Wszystko jest dużo bardziej skomplikowane niż myślisz.

Zoe: Przepraszam...

Zoe: Nie zostawiaj mnie, proszę.

Zgasiłam ekran. Telefon co chwilę cicho wibrował, co oznaczało niekończącą się ilość esemsów od Zoe, na które postanowiłam nie odpowiadać. Chcąc mieć chwilę wytchnienia od jej natarczywości ukryłam swoją komórkę po przeciwnej stronie pokoju przykrywając go trzema poduszkami, tak by żaden dźwięk mnie więcej nie rozpraszał.

Koło osiemnastej trzydzieści zamówiłam pizzę, którą pochłonęłam w niecałe pięć minut, by później zwijać się z bólu brzucha. Nic więcej mnie tego dnia nie czekało, więc nastawiając budzik na siódmą rano wzięłam jeden ze środków nasennych Mary Jane i poszłam spać.

---

Obudził mnie dźwięk budzika, na który dosyć szybko zareagowałam. Potwornie bolała mnie głowa, więc wyjątkowo powolnym krokiem zczołgałam się z łóżka i skierowałam w stronę łazienki w celu wzięcia orzeźwiającego prysznica.

Piętnaście minut później byłam gotowa do wyjścia.

Pięćdziesiąt pięć po siódmej stałam przed ceglanym budynkiem swojego liceum.

Biorąc głęboki oddech weszłam do środka, dokładnie analizując cały plan, który chciałam tego dnia zrealizować.

Udało mi się zdobyć plan zajęć Bastiana i wiedziałam, że po szesnastej muszę się zjawić na boisku.

Ku mojemu zdziwieniu Zoe nie pojawiła się w szkole. Podobnie jak i Bastian. Poczułam jak fala gorąca zalewa mnie od środka. Pewnie postanowili spędzić razem wagary. Być może Zoe domyśliła się mojego kolejnego kroku i chciała zdobyć uwagę swojego chłopaka, tak abym nie miała okazji z nim porozmawiać. Zawsze była krok przede mną, a ja nie wzięłam tego pod uwagę. Zacisnęłam pięści. Teraz musiałam wymyślić sposób, aby być szybsza od niej.

Zapach deszczuWhere stories live. Discover now