1b.

38 12 9
                                    




Podeszłam do umywalki przemyć zaczerwienioną twarz. Spojrzałam w lustro wiszące na niesymetrycznie ułożonych kafelkach na ścianie. Nie podobał mi się ten widok. Byłam cała czerwona, włosy spięłam w nieprzyjemny dla wzroku kok. Na dodatek miałam ogromną plamę na dżinsach. Jak mogłam tego nie zauważyć w domu? Szybkimi ruchami zaczęłam zmywać poplamione przedwczorajszą czekoladą spodnie.

- Cholera – powiedziałam do swojego odbicia – gratuluję spostrzegawczości. Jak zwykle umiesz zrobić wrażenie.

Nagle usłyszałam spuszczaną wodę.

- Okres? – dziewczyna wychodząca z kabiny rzuciła mi prześmiewcze spojrzenie. Paliła.

- Emm... Co? – poczułam, że przerażenie zalewa moje ciało – Nie! Nie, ja? Nie – odpowiedziałam w pośpiechu.

Zoe ukryła się przed światem w damskiej toalecie.

- Spokojnie Em – zaśmiała się dziewczyna. Pamiętała moje przezwisko. Nazywała mnie tak cztery lata temu, na początku gimnazjum. Kiedyś nasi rodzicie się przyjaźnili, a my spędzałyśmy razem sporo czasu. Jednak Zoe zaczęła stawać się popularna, a ja za nią nie nadążałam. Z brzydkiego kaczątka stała się śliczną dziewczyną, z którą każdy chciał się przyjaźnić. Zostałam w tyle, a ona nie cofnęła się, żeby zabrać mnie ze sobą. Zupełnie naturalnie nasze drogi się rozeszły - ja zostałam sama, a ona natomiast zyskała miano szkolnego anioła.

- Wystarczyło poprosić, każda laska ma przy sobie tampony. Chcesz bucha? – wyciągnęła rękę z papierosem w moją stronę.

- Nie palę, przecież to wiesz – rzuciłam i wróciłam do zmywania plamy – papierosy to nikotynowa śmierć.

Zoe wpadła w nałóg zaraz pod koniec gimnazjum. Poznała grupę starszych kolegów, z którymi zaczęła odkrywać świat dorosłych. Dojrzała dużo wcześniej niż ja. Doświadczyła też więcej.

Zawsze fascynowało ją środowisko, do którego wcześniej nie przynależała. Ona była dziewczyną z dobrego domu, którą zaczęło nudzić bycie grzeczną. Chciała posmakować tego, na co rodzice jej nie pozwalali. Kiedy nadeszły wakacje nie raz kryłam ją udając przed jej rodzicami, że wspólnie spędzamy wieczory, kiedy ona chodziła na imprezy. Mnie ten świat nie interesował, nigdy też nie miałam w sobie na tyle odwagi, żeby do niej dołączyć.

Wolałabym spędzać z nią czas sam na sam. Niestety naszych wspólnych chwil było coraz mniej. We wrześniu, po powrocie do szkoły, Zoe zaczęła już zupełnie mnie ignorować przy swoich znajomych. Od tamtej chwili, to znaczy od dwóch, stałam się już tylko przyjaciółką na zawołanie. Nie odpowiadała mi ta rola, ale za bardzo się bałam, żeby jej o tym powiedzieć. Nie chciałam jej stracić.

- No tak, wieczna pesymistka – rzuciła pociągając ostatniego bucha. Dym wypuściła w moją stronę, po czym obróciła się do lustra. Dyskretnie na nią zerknęłam. Uważnie przyglądała się swojej twarzy, poprawiała rozmazany makijaż. Najwidoczniej przed chwilą płakała.

– Słyszałaś, prawda?

- O gubernatorze? Nie słyszałam – uśmiechnęłam się patrząc na nią w odbiciu lustra. Zaśmiała się. – Nie powinnaś tego robić, to istna głupota, mogą go zwolnić – zbulwersowało mnie jej lekceważące podejście.

- Słuchaj Em. To moja sprawa. Mogę robić ze swoim ciałem co chcę, a ostatnią rzeczą jaką masz prawo robić to mnie oceniać – zgasiła papierosa w umywalce. Uważnie skupiła się na wykonywanej czynności.

- Zoe... - wydukałam – przepraszam.

Zrobiłam się czerwona. Z jednej strony rzeczywiście nie miałam prawa jej oceniać. Z drugiej jednak - ostatnie dwa lata były dla mnie piekłem i to właśnie przez jej lekceważące podejście. Wszyscy uważali ją za anioła, kiedy ja znałam ją lepiej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Dziewczyna posłała mi przelotne spojrzenie pełne rozgoryczenia. Miała śliczne jasnoniebieskie oczy. Przypominały ocean, sam jej wzrok przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Zoe widząc moje maślane spojrzenie przymrużyła oczy i znacząco uniosła brwi. Domyśliła się, że to właśnie o niej teraz myślę.

- Ja spadam – odwróciła się do mnie plecami i ruszyła w stronę szklanych drzwi. Jednak na chwilę się zatrzymała i spojrzała na mnie- Jak chcesz to dobrze wytrzeć to użyj soli.

W tym momencie do toalety weszła nauczycielka matematyki. Zamroziło mnie. W całej łazience pachniało dymem papierosowym.

Cholera.

- Alane, Jackson – matematyczka stanęła tuż przed Zoe. – Czuję znajomy zapach. Maya? – przeniosła wzrok na mnie.

Otworzyłam usta, ale po chwili je zamknęłam. Byłam w kropce. Każda odpowiedz byłaby tą najgorszą. Kobieta widząc moją reakcję uważnie zlustrowała od góry do dołu najpierw mnie, a później Zoe.

- To... – zaczęła Zoe – Pani Joanette, przed nami była tu inna dziewczyna, chyba z 3C, zawsze pali na przerwach – matematyczka uniosła brwi. – To znaczy, na lekcjach, w trakcie lekcji – dziewczyna podrapała się po głowie.

Zaczęła się plątać w tym co mówi. Postanowiłam przerwać jej paplaninę. Niech anioł pozostanie aniołem. Piekło natomiast po prostu piekłem.

- Ja paliłam. Mam ciężki okres w domu. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy – powiedziałam szybkim, jednoznacznym tonem.

Matematyczka posłała mi groźne spojrzenie. Widziałam w nim niepewność. Przerzuciła wzrok na Zoe i nagle się rozchmurzyła. Nie podejrzewałaby jej o złamanie regulaminu.

- Świetnie. Sprawa wyjaśniona. Zapraszam do dyrektora.

Matematyczka opuściła pomieszczenie, a Zoe spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wdzięczności. Po ruchu jej ust rozpoznałam, że mi dziękuje. Westchnęłam i przygryzłam wewnętrzną część policzka. Posłusznie ruszyłam za matematyczką.

Cholera, wezwą moją matkę. Królową kłamstwa i mistrzynię niedopowiedzeń.

Zapowiada się długi wieczór.

Zapach deszczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz