4b.

22 7 6
                                    

- Mogę przenocować u ciebie? – pytanie jakby samo wyrwało się z moich ust.

Zoe spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a po chwili wybuchła nagłym śmiechem odstępując ode mnie na krok tak, aby móc mi się lepiej przyjrzeć.

- To serio twoje ostatnie pytanie? – spytała jakoby nie wierząc w to co przed chwilą usłyszała.

Zalałam się rumieńcem.

- Na to wychodzi – nerwowo wydukałam przygryzając wewnętrzną stronę policzka.

- Ale dlaczego? – spytała, a z jej głosu wyczytałam jednocześnie ciekawość, jak i pewną formę prowokacji.

- Długa historia. Mary Jane postanowiła wyrzucić mnie z domu na jedną noc. Taka tam nauczka po dzisiejszym incydencie w toalecie. – podrapałam się po głowie licząc, że zrozumie w jakiej jestem sytuacji – Nie za bardzo mam dokąd pójść.


Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę. Nie wyglądała na zadowoloną z mojej odpowiedzi.

- Maya, oczywiście, że możesz u mnie przenocować. Zwłaszcza, że uratowałaś mnie dziś w szkole. Tym bardziej nie zostawiłabym cię w potrzebie – jej oczy odnalazły moje, ale szybko odwróciłam od niej wzrok. Po kilku sekundach spojrzałam na nią ponownie, wyglądała na zatroskaną.

W jednym momencie zrobiła krok w moją stronę i bez większego zawahania mocno mnie uścisnęła. To był drugi raz tego wieczoru, kiedy zburzyłyśmy narosłe między nami mury.

– Dziękuję – wyszeptałam jej do ucha.

Po chwili chciałam się od niej odsunąć, ale mnie powstrzymała. Przycisnęła swoje ciało bliżej mojego. Wzięłam głębszy oddech, a do moich nozdrzy doleciał słodki zapach wanilii. Trwałyśmy w objęciu przez ponad minutę, gdy zaczęła przesuwać swoją dłonią wzdłuż moich pleców. Przeszedł przeze mnie lodowaty dreszcz. Wzdrygnęłam się.

Nie sądziłabym, że kiedykolwiek możemy być ze sobą aż tak blisko.

Zoe czując, że moje ciało jest niesamowicie napięte niespodziewanie się ode mnie odsunęła. Nasze twarze zbliżały się do równej wysokości, by po chwili jej nos zetknął się z moim. Czułam jej oddech na swojej skórze. Nasze usta znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od siebie.

Założyła kosmyk moich włosów za ucho i wygięła usta w smutnym półuśmiechu.

- Chodźmy do mnie – rzuciła mimochodem i jednym ruchem mnie wyminęła. Przygryzłam dolną wargę i podążyłam za nią.

---

Zoe delikatnym ruchem popchnęła szklane drzwi swojej wilii. Zrobiła to najciszej jak potrafiła, z racji, że nie chciałyśmy obudzić jej rodziców. Zorientowawszy się, że światła są pogaszone, zapaliła latarkę w telefonie i gestem zapraszającym wpuściła mnie do środka. Przyłożyła palec wskazujący do ust dając mi do zrozumienia, że musimy być cicho. Szłam krok w krok za nią, a ona kierowała się do kuchni. Z jednej z szafek wyciągnęła dużą paczkę chipsów i podkradła rodzicom butelkę drogiego wina. Nie chcąc musieć znowu otwierać ją w prowizoryczny sposób, od razu ją odkorkowała.

Szłyśmy salonem, a ja rozglądałam się dookoła próbując przypomnieć sobie jego wygląd sprzed kilku lat. Nadal miała ten sam sporej wielkości telewizor plazmowy i ogromną, nieziemsko miękką kanapę. Nie zdążyłam na niej usiąść, kiedy Zoe otworzyła drzwi balkonowe i uśmiechając się zaprosiła mnie na dwór. Usiadłyśmy na leżakach tuż nad basenem i przykryłyśmy się dwoma kocami. Mimo tego było pioruńsko zimno.

Widok był oszołamiający. Rodzice Zoe uwielbiali naturę. Tył posesji otaczały wysokie, potężne drzewa, wokół których zasadzone były rozmaite kwiaty i krzewy. Lekkie światło księżyca odbijało się na tafli basenu, tworząc tym samym wspaniałe wrażenie.

Zapach deszczuWhere stories live. Discover now