14 (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵)

82 7 0
                                    

Ranek nastał bardzo powoli dla Deana. Przebudziły go raczej szmery w pokoju. Otworzył oczy i poczuł, że obok niego nie ma kogoś bardzo ważnego.
Ta osoba krzątała się po pokoju. Chodziła od okna do szafy, jakby intensywnie nad czymś myślała. Rzeczą która sprawiła, że Winchestera wkręciło w żołądku to to, że mebel był otwarty, a na fotelu była waliza… z trudem podniósł się do siadu. 

-Cass? Cass, co ty robisz? 

-Ou. Wstałeś już. 

Głos faceta wyrwał z zamyślenia Castiela i nawet trochę go wystraszył. 
Ciemnowłosy obudził się jakieś dwie godziny wcześniej i walczył z myślami. Wydawało mu się, że wczorajszy dzień był zlepkiem przypadków chwili. Że to wszystko jest tępym złudzeniem i rano uznają, że tamto się nie wydarzyło. Bolało go to, ale jak zwykle uważał, że nie może myśleć tylko o sobie. 

-Wstałem… i ty też wstałeś. Możesz mi wytłumaczyć co robisz? 

-Jaaa uznałem, że to chyba najlepszy moment by… 

-Chcesz jednak odejść? Mimo tego co się  wczoraj stało? Chcesz o tym wszystkim od tak zapomnieć? 

-A.. A ty tego nie chcesz? Nie działałeś pod wpływem chwili? 

-Może trochę tak, ale mówiłem na serio… skoro nie chciałeś było ukrócić to wczoraj, a nie bardziej ranić mnie dziś… 

Dean z frustracją odwrócił wzrok. Nigdy nie zdobył się na taką ilość szczerości w mówieniu o uczuciach. 
Cass zastanowił się chwile. To co usłyszał sprawiło, że spadł mu pewien ciężar z pleców. 
Zbliżył się i usiadł na łóżku tuż obok niego. Ujął delikatnie dłonią jego policzek i obrócił jego głową tak, aby spojrzał na niego. 
Jego oczy lekko lśniły. 
Nic dziwnego. W głowie sierżanta toczył się istny festiwal spierdolenia i samo opierdolu. Zawsze stronił od innych uczuć, od miłości. Robił to, aby nie musieć się martwić i nikt nie martwił się o niego. Wiedział jaki był i czuł się niegodny tego, aby ktoś obdarzył go uczuciem, samemu bojąc się dzielić tym z kimś innym. Uważał, że i tak nie ma czasu, bo wojsko jest ważniejsze. On i tak nie zasługuje na szczęście. Może jedynie zazdrościć młodszemu bratu normalnego życia… teraz jak w końcu sobie pozwolił… Los każe mu cierpieć. 

-Dean… 

-Idź sobie. Nie męcz mnie… to… 

-Ja nie chcę zapominać. Nie chcę cie zostawiać. 

-To dlaczego sie pakujesz? 

-Myślałem, że… Słuchaj. Często jest tak, że umiem wyczuć ci siedzi w drugim człowieku…umiem do momentu, kiedy mną nie kierują uczucia. Źle to wszystko odczytałem… myślałem, że ty nie będziesz chciał… 

Nie skończył, bo sierżant uciszył go pocałunkiem. Krótkim, ale namiętnym. 

-Cass, skończ pierdolić i bierzemy się do roboty. Rehabilitacja sama się nie odbędzie. 

-Ale masz szybko zmienne humory. 

Dean wzruszył ramionami. Zaczęli od uciskania łydek i ud. Teraz, kiedy sierżant czuł dotyk mężczyzny, wydawało mu się to dużo przyjemniejsze. Do czasu unoszenia nóg. Castiel kazał mu samemu je unosić. On go tylko asekurował i troszkę pomagał. 
Bez wątpienia ten poranek wyleczył go fizycznie, a ich obu psychicznie. 
Przebrali się w jednym pokoju i udali na śniadanie. 
Zasiedli do stołu, gdzieś Sam czytał gazetę, a Bobby który z jakąś godzinkę temu przyjechał, rozmawiał przez telefon udając szefa czegoś tam i kryjąc tym starego kolegę. 
Na blacie leżał talerz z kanapkami. 
Dwójka dopiero przybyłych zaczęła spożywać posiłek…w trochę niezręcznej ciszy. 

Sierżant Wiewiór [DESTIEL]Where stories live. Discover now