11

71 6 0
                                    

Minęły jakieś trzy tygodnie. W tym czasie pojawiły się pewne zmiany.
Jessica coraz rzadziej wychodziła na uczelnie, Sam był dłużej poza domem biorąc nadgodziny. Bobby majsterkował przy remoncie pokoju dla dziecka, a w łazience Deana pojawił się wanno prysznic.

-Możesz się rozbierać. Woda już nala…

Nie skończył, bo Winchester siedział na wózku golusieńki jak do rosołu. Niby Cass już go widział, a od jakiegoś momentu jakby nie był nie przyzwyczajony do tego widoku i jakby był pod wrażeniem.
Teraz też zaczął zwracać uwagę na szczegóły wyglądu Deana. Na jego blizny, których było bardzo dużo, a jednak nie na tyle aby miał wyglądać koszmarnie. Wszystkie były już dobrze zagojone. Dodawały mu punkty do seksapilu.

Zielonooki zaparł się o krawędź wanny i z małą pomocą Castiela wszedł ciepłej wody.

-Za ilę mam wrócić?

Zapytał Cass ponieważ wypadałoby umyć sierżantowi włosy i plecy, a potem wyjąć z wanny.

-Daj mi jakieś piętnaście minut.

Teraz wiewiór miał czas dla siebie. Prywatną kąpiel, bez krępujących dłoni, które musiały go myć.
W tej chwili mógł sam to zrobić. Nie spieszył sie. Rozłożył sie wygodnie i rozkoszował chwilą relaksu.
Tak bardzo pozwolił sobie na wylegiwanie się, że nie zauważył kiedy minęło 10 minut.
Zdając sobie z tego sprawę, zaczął szybko oczyszczać gąbką swoje ciało.
Zgodnie z ustaleniami usłyszał pukanie.

-Wejdź.

-Włosy też myjemy?

Zapytał niebiesko oki.
Dean bez zastanowienia odpowiedział twierdząco. Uwielbiał chwile, w których ten mężczyzna myje jego głowę i plecy. Nic dziwnego skoro to takie przyjemnie.

Castiel zaczął od namoczenia porządnie jego fryzury, następnie było najlepsze. Palce Cassa zatopiły się w blondzie i działały cuda pieniąc coraz bardziej szampon. 
Później silne dłonie niebieskookiego zaczęły błądzić po plecach zielonookiego.
Sierżantowi było bardzo przyjemnie. Wiedząc co potrafi ten człowiek, nie oddałby Castiela nikomu innemu.
Ich więź bardzo się zacieśniła.
Niektóre poranki oboje zaczynali pompkami na ziemi, a czasami zdarzało im się zasnąć obok siebie. Sammy i Bobby zaczęli się z nich trochę naśmiewać i nazywali ich parą.

/Ciemność otaczała go z każdej strony, chłodny wiatr poruszał liśćmi drzew i krzewów, które mijał. Pod podeszwami jego butów pękały kolejne gałązki, a on biegł ile sił w nogach. Słyszał szybkie kroki tuż za nim.
Ukrył się za dużym dębem, opierając się o jego szorstką korę.
Nagle obok przebiegło dwóch mężczyzn, zatrzymali się niecały metr przed jego kryjówką.
Nagle poczuł szarpnięcie za ramię. Był to trzeci facet.
Przerzucił napastnika przez ramię i przywalił mu z prawej pięści, tak że stracił przytomność.
Oczywiście tamci dwaj nie mogli tego nie usłyszeć i już byli obok.
Zaczęła się bitka 2 na 1. Dawał z siebie wszystko. Większości ciosów udało mu się uniknąć i swoimi celnie trafiać. Jednak jeden postanowił grać nie fair i sypnął mu ściółką w oczu, czym go zdezorientował. Dostał na twarz dwa poważne uderzenia, które poprowadziły go na kolana.

-Wciąż nie wyszedłeś z formy. Dostajesz ostatnią szansę…

-Strzelisz wreszcie?

Przerwał mu. Nagle jak za pstryknięciem palców zmieniła się perspektywa. Stał się obserwatorem, a na jego poprzednim miejscu klęczał bardzo ważna dla niego osoba. Jego głosu już nie było słychać. Padł strzał wraz z głuchym "nieeee"/

Castiel podniósł się szybko do siadu ciężko oddychając. Znowu pozwolił sobie przysnąć i takie były tego skutki.
Popatrzył na "śpiącego" Winchestera. Podrapał się za głową.

Sierżant Wiewiór [DESTIEL]Where stories live. Discover now