12

64 7 0
                                    

Budynek był dosyć duży i mało nowoczesny. W recepcji pracowała jedna kobieta. Blondynka o niebieskich oczach. Uśmiechnęła się szeroko na widok Castiela.

-Castiel.

Podeszła do niego, przytulając go.

-Uzjel. Dobrze cie widzieć siostro. Miło, że wpisałaś nas do grafika już dziś.

-Jak nie pomóc drugiemu upadłemu. Musimy sobie pomagać. Jak ty w ogóle dałeś sobie radę z przystosowaniem? 

-Jak widzisz przetrwałem. To jest Dean, mój podopieczny.

-Aahhh. Żołnierz. Ciągnie swój do swego. Witaj nowy panie Castiela. Jestem Uzjel, ale mów mi Uzi. Tak jak wszyscy.

Podała dłoń mężczyźnie, który lekko zakłopotany uścisnął jej rękę.

-A tak wogóle to jak ty sie przystosowałaś? Znalazłaś Gabriela?

-Z nim jest taki problem, że on znajdzie każdego, ale jego nie ma co szukać. Zniknął jak kamień rzucony do oceanu. Z tego co wiem to całe niebo go szukało...Ja znalazłam swojego Pana. Jest właścicielem ośrodka.

-Aha...Cieszę się, że ci się udało. My już pójdziemy.

-Idźcie i zbierajcie postępy.

Mężczyźni udali sie do szatni. Mieli jedną wspólną szafke. Jednak przebierać się poszli do oddzielnych szatni. Winchester cały czas poruszał się na wózku.

Kiedy otworzył drzwi zobaczył, że Cass stoi za nimi z innym wózkiem
 Jakby z twardego sylikonu.

-No co tak patrzysz. Chcesz, żeby twój wózek zerdzewiał? Przesiadaj się.

Dean jednak nie reagował tak na błękitny nowy środek transportu. On patrzył na ciało mężczyzny stojącego tuż przed nim i za tym wózkiem. Jego mięśnie i kilka blizn. Nie mógł się nadziwić jak Castielowi seksownie w tych luźnych kąpielówkach do kolan. Miał je osadzone nisko na biodrach, co uwydatniło jedną grubą żyłę na pachwinie.
Na słowa faceta sierżant wyszedł z transu i przesiadł sie.
Dean miał na sobie spodenki tego samego kroju, ale w innym kolorze.

Cass sprowadził powoli zielonookiego do wody. Kiedy byli już na takiej wysokości, że Deanowi wystawała ledwo głowa. Castiel zaplątał go w swoje ramiona i uniósł, a wózek odsunął. Sierżant obiął go za szyję nie chcąc się utopić.
Wyglądało to jakby się tulili, bo jakby nie patrzeć to tak było. W takiej pozycji było im oboję bardzo dobrze..jednak po chwili zrozumieli jak to musi wyglądać z perspektywy osób trzecich i nie uciekając ze swojego uścisku, ledwo odsunęli się od siebie.
Cass podpłynął z nim do metalowych poręczy zanurzonych w wodzie na ścianach basenu.
Dean chwycił się nich.

-Ta cała Uzi too?

Zagadnął sierżant.

-Moja siostra przyrodnia. Starsza. Też odeszła od rodzinnych interesów.

-Jak?

-Dołączyła do buntu Lucyfera. Miała tyle szczęścia, że na początku Lucek nie ustanowił tak surowych zasad i kilku buntowników postanowiło działać samemu.

-Mówiliście coś o jakimś Gabrielu.

-Ten środkowy brat Michała, Rafała i Lucyfera. On od zawsze sobie znikał na długo. Po buncie najmłodszego pojawił sie kilka razy, a potem już nikt go nie widział. Robi co chce, bo i tak nikt nie zwraca na niego uwagi…

-Aaa o co chodziło z tym panem?

-Najprostszym sposobem na przystosowanie sie do innego życia jest znalezienie kogoś kto tego nauczy. W naszym przypadku pana. Jako osoby całe życie przygotowywane do służby nie mamy problemu z usługiwaniem komuś. Ona służy właścicielowi.

-Czemu nie zaprzeczyłeś, kiedy wzięła mnie za twojego pana? Wogóle miałeś kogoś takiego?

-Nie miałem i nie zaprzeczyłem, bo nie było sensu. Pomagam ci, jakby nie patrzeć usługuje, zajmuję sie tobą. Zrobiłbym dla ciebie wszystko...taki układ mi nie przeszkadza, pozwala spełniać moje przeznaczenie jakim jest posłuszeństwo jednej osobie.

Castiel od zawsze był uczony kierować się tylko i wyłącznie umysłem. Odchodząc od starego życia chciał odejść również od poprzednich zachowań oraz priorytetów, a przynajmniej niektórych.
Teraz kierował się sercem. Mówił szczerze co czuje, jak jest i takie też decyzje podejmował. Nie zważał na to jak może być to odebrane. Przynajmniej był szczery sam ze sobą i osobami których to wszystko dotyczy.
Deanowi na jego słowa wkradł się rumieniec na policzki.
 
-Nie chcę abyś miał mnie za jakiegoś pana. Życie to nie serial dla nastolatek…

-Wiem. Poza tym w Ameryce już od dawna  niema niewolnictwa. Chociaż u ciebje nigdy się nim nie czułem.

-Jesteś pierdyknięty. W ogóle cała ta wasza rodzina i wychowanie są  pierdyknięte.

-Mnie tego nie musisz uświadamiać.
Zacznijmy już może. Tak na dobry początek spróbuj poruszać nogami do przodu i tyłu. Bez zginania kolan.

Winchester skupił się nad poleceniem. Było ciężko.

-Nie mogę…

-Hmmm. Czujesz jak cie dotykam?

Castiel zbliżył się bardzo blisko niego i sięgnął dłonią do nóg Deana.
Zielonooki czuł go i myślał, że się rozpłynie z rozkoszy. Palce niebieskookiego były dla niego bardzo przyjemne. Wzdychnął z zadowoleniem.

-Czuję…

-Musisz sie bardziej skupić, aaalbo jeszczę możemy tak spróbować...bo twój umysł potrzebuje na nowo nauczyć się ruszać.

Cass stanął za nim. Zanurzył się pod wodę i poruszał naprzemian jego nogami, aby mózg mógł zakodować ruch. Następnie wynurzył się i wrócił przed niego
Dean jednak nie bardzo był wtedy skupiony. Bardziej interesowały go dłonie niebieskookiego, które dotykały tak miło jego nogi. 

Castiel patrzył cały czas na Winchestera próbującego wykonać jakikolwiek ruch nogami. Szło mu opornie.
Miał cały czas poważną minę. Cassowi przeszło kilka razy przez myśl, że zielonooki w takim wydaniu jest bardzo gorący. W pewnym momencie sierżant zagryzł dolną wargę. Castiel poczuł rumieńce na swojej twarzy. Taki Dean zahipnotyzował go. Z transu wybudził go dopiero dźwięk irytacji wydobywający się z ust Winchestera.

-To na nic.

-Spokojnie Dean. Nie musi udać ci się teraz. Nikt nie wymaga tego od ciebie. Odpocznij sobie chwilę.

Cass z delikatnym uśmiechem i lekko przekrzywioną głową, pogłaskał policzek zielonookiego zewnętrzną stroną palcy.
Dean na ten gest patrzył z niedowierzaniem i ulgą.

-Um. Przepraszam.

Cass zabrał rękę trochę skołowany. Winchester uśmiechnął się rozbawiony. 
Po kilku minutach wrócili do ćwiczeń.

Sierżant Wiewiór [DESTIEL]Kde žijí příběhy. Začni objevovat