|Sezon I - Rozdział XVI|

372 25 18
                                    

Po jakiejś godzinie drogi, parzący w skórę gorąc oraz muchy co chwile przelatujące obok ucha, wyraźnie dawały o sobie znać. 

Starałam się co chwilę odganiać je swoją ręką, jednak niewiele to dawało. Zirytowana odetchnęłam głośno, po czym nałożyłam na głowę swój kaptur. Niby go nienawidziłam, ale w tym momencie nie miałam zbytnio innego wyboru. Uważałam, że wyglądam w nim jak jakiś kartofel, zważając przy tym na włosy pod nim schowane. Wyglądało to zupełnie tak jakbym była łysa, a przy tym bardziej okrągła.

Noszenie koka do kaptura to chyba nie najlepszy pomysł. Wypuściłam jedno pasemko swojej rudzizny, żeby było widać, że mam jakiekolwiek włosy. 

Tuż obok mnie szedł Kenji, udający, że muchy go zupełnie nie obchodzą i ani trochę nie wkurzają. W rzeczywistości wyczytałam z jego twarzy, że jest zupełnie inaczej, a wręcz jakby miał zaraz eksplodować złością. 

Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyglądało to tak, jakby nie umiał zrobić kupy. Zaśmiałam się cicho, jednocześnie czując trochę cringe'u do tego porównania. 

-Co cię tak bawi?- spojrzał w moim kierunku nieco podejrzanym wzrokiem.

-Nic, nic- szybko zaprzeczyłam. 

Szliśmy dalej. 

-Tak w ogóle to sorki, że nazwałam cię wtedy wrednym osłem- nerwowo się zaśmiałam, bawiąc się kosmykiem włosów. 

-Jest po równo. Lisku- przyspieszył kroku, tak, żeby nie dostać ode mnie za użycie znienawidzonej przeze mnie ksywki, jaką nadano mi już w dzieciństwie. 

-Ej, miałeś mnie tak już nie nazywać, pamiętasz?- krzyknęłam za nim.

-Życie jest okrutne. Prawda?- odwrócił się w moim kierunku, dalej idąc do tyłu i pokazując mi dwa skrzyżowane palce.

-No ty chyba sobie ze mnie jaja robisz- nie odpowiedział nic, po za triumfalnym uśmiechem. 

Z powrotem odwrócił się do mnie plecami, na co dyskretnie pokazałam mu fucka. Widząca to Brooklyn, donoście się zaśmiała. 

Po chwili Yasmina, idąca przede mną nagle się zatrzymała, przez co prawie na nią wpadłam.

-Co jest?- zachwiałam się, jednocześnie jakimś cudem utrzymując równowagę. 

-Zgubiliśmy się, prawda?- stwierdziła zirytowanym  głosem. 

-No...- przyznała jej rację Sammy- krążymy już dość długo... Darius... czy na pewno idziemy w stronę głównego parku?- zapytała.

-Gdybym miała swój telefon. Wiesz... taki z GPS'em i apką do nawigacji. Generalnie kojarzysz. Telefon!- znów zaczęła Brooklyn.

-Sammy nie ukradła ci telefonu!- stanowczo podeszła do niej Yas- Nikt ci go nie ukradł! No weź w końcu przestań mówić o tym telefonie!- wydarła się na nią. 

-Dziewczyny, możecie znowu nie zaczynać?- miałam tego powoli dosyć. 

-Moi drodzy obozowicze- Kenji, znów starający się być w centrum uwagi, podszedł do Dariusa, stojącego niedaleko mnie- luz... potrzebujemy kogoś, kto będzie w stanie podjąć tę trudną decyzję, co robimy dalej- mówił donośnym głosem- a ponieważ jestem naturalnym przywódcą to ja ją podejmę- przerwał- słuchajcie zatem co wam powiem. Wszyscy przestańcie gadać i posłuchajcie Dariusa- teatralnie pokazał dłonią w jego kierunku. 

-Eee- chłopak wyraźnie nie wiedział o co mu chodzi. Obaj odwrócili się do nas tyłem, żeby Kenji najwyraźniej mógł mu coś powiedzieć. 

Jako iż z natury jestem bardzo ciekawym świata człowiekiem i kocham podsłuchiwać to i tym razem nie mogłam sobie tego odpuścić. 

JESTEŚMY • Obóz Kredowy | Kenji Kon (ZAWIESZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz