|Sezon I - Rozdział IV|

681 38 22
                                    

          – Ten dom jest prawie tak  duży jak nasza posiadłość na ranczo w Teksasie. – Sammy rozglądała się zachwycona. 

          – To dlatego, że kiedy już się rozkręcimy, zamieszka tu pięćsetka obozowiczów i stu pięćdziesięciu opiekunów – odparła nasza opiekunka. Roxie wraz z Dave'm wrzucili nasze walizki pod drzwi. 

          – Uwaga kochani! – Wszystkie spojrzenia powędrowały, ku mężczyźnie stojącemu na najwyższym stopniu schodów. Prowadziły do drzwi głównych naszego hotelu. – Ogłoszenia parafialne od wyższych współkierowników! – Dumnie wypiął pierś.

          – Nie przeginaj. – Ostro zwróciła mu uwagę Roxie, stając obok. – No dobra! – Przyklasnęła. Teraz to ona zwróciła naszą uwagę. – Obowiązuje was kilka ważnych zasad. O dwudziestej jesteście w łóżkach. O dwudziestej pierwszej jest obowiązkowa cisza nocna. – Wyliczyła na palcach. Podniosła wzrok, słysząc nasze niezadowolone jęki, które zapewne miały być jakąś naszą formą protestu. Jedynie wymiotek zdawał się tym cieszyć.

          – O takiej godzinie to chodziłam spać w przedszkolu – prychnęłam, mając ślepą nadzieję, że uda mi się przesunąć ciszę o chociażby jedną godzinę.

          – Zgadzam się, mała. – Wzdrygnęłam się słysząc pojęcie jakim Kenji mnie nazwał. – Chociaż ja w tym wieku chodziłem już spać bez rodziców pod kołderką. – Objął mnie ramieniem, co nie bardzo mi się spodobało.

          – Gratuluję, super osiągnięcie. – Z powrotem oddałam mu jego ramię. – Dopisz sobie to do cv. – Odsunęłam się na bezpieczną odległość kilku kroków.

          – To dla waszego bezpieczeństwa. – Roxie stawiała na swoim. – Jesteśmy w dzikiej dżungli pełnej dinozaurów. Nie można się do nich zbliżać, bo mogą zrobić wam krzywdę, albo i jeszcze gorzej. – Zabrzmiało to dość poważnie, jednak gdy Kenji ziewnął znudzony, nie mogłam się powstrzymać od lekkiego uśmiechu.

          – Nadszedł koniec tych czarnych scenariuszy. – Niemalże wszedł jej w słowo Dave. – Przejdźmy do zapewne bardziej interesującego was tematu. Tak więc, wasze pokoje są tam na górze. – Podniósł ręce wysoko, nad siebie. – I możecie iść się rozgościć.

          – Kto pierwszy na górze, ten wybiera łóżko! – Krzyk Yasminy, rozpoczął wyścig. Rzuciła się biegiem do drzwi, więc i cała reszta zaraz za nią.

–––

          Był już późny wieczór. Wszyscy spali w najlepsze, jednak ja w przeciwieństwie do nich nie umiałam nawet zmrużyć oka. Nerwowo przewracałam się cały czas z boku na bok. Pewnie to za dużo emocji jak na jeden dzień powoduje, że sprawia mi to, aż taką trudność. 

          Cieszę się, że chociaż pokoje nie są koedukacyjne i śpię z dziewczynami. Nie zniosłabym chłopaków w tym samym pomieszczeniu przez całą noc. Aż mnie zamdliło. 

          Po jakimś czasie, który zdawał się być wiecznością zrezygnowałam z próby zaśnięcia i wstałam powoli z łóżka z zamiarem wyjścia z pokoju. Ruszyłam na palcach w kierunku drzwi, bo nie chciałam być jakąś wredotą i kogoś obudzić. 

          Weszłam do kuchni już normalnym krokiem i usiadłam przy jednym ze stołów. Wyjęłam szybko czołówkę z kieszeni bluzy, którą po chwili założyłam na głowę. Nie chciałam zapalać światła w pomieszczeniu, żeby nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Wyciągnęłam z tylnej kieszeni  notatnik w zestawie z długopisem, który swoją drogą dostałam od Sophie, żeby wszystko w nim zapisać i potem jej opowiedzieć. Szkoda, że nie mogłam zabrać ze sobą telefonu. Codziennie bym do niej dzwoniła i życie byłoby o wiele prostsze. Zapaliłam światło i zaczęłam notować jakieś głupoty, o minionym dniu. Jakieś śmieszne momenty. Kilka słów o każdym z obozowiczów. Dave i Roxie też znaleźli tam swoje miejsce.

JESTEŚMY • Obóz Kredowy | Kenji Kon (ZAWIESZONA)Where stories live. Discover now