– Myślałam, że żartujesz, mówiąc, że wpadniesz w weekend...

– Nigdy nie żartuję – wtrąciła, wymijając przyjaciółkę. W zwiewnej, jasnożółtej sukience wyglądała dziwnie młodo i dziecinnie, co zdecydowanie nie pasowało do jej wybuchowego charakteru. – Przyjechałam, jak zresztą widzisz i zamierzam zabrać cię na imprezę. Wiedziałaś, że w Vancouver mają klub niemal na każdej ulicy? – Uśmiechnęła się nieco szerzej, zerkając na Kiarę przez ramię. – Przywiozłam całą walizkę sukienek. Którędy do twojego pokoju? 

***

– Doszły nas słuchy, że zaoferowałeś współpracę Jonowi Mortonowi. – Burmistrz Stewart uniósł wzrok znad swoich kart i, wyciągając cygaro spomiędzy spierzchniętych warg, spojrzał na Alexandra.

Dzielił ich okrągły stół, kilka szklanek whisky i chmura dymu. Jak co piątek wieczór, znajdowali się w piwnicy jednego z klubów.

Alexander nabrał głęboki oddech. Minęła dłuższa chwila, nim odpowiedział skinieniem.

Parker, który siedział po jego lewej stronie, zaśmiał się, wciąż trzymając papierosa w ustach. Potem pokręcił głową.

– Wygląda na to, że Alexander Davies znalazł sobie nową ofiarę. – Spojrzał na swoje karty i syknął jakby z rozczarowaniem.

– Nie mam pojęcia, o czym mówicie...

– Daj spokój. – Stewart machnął dłonią. – Całe Vancouver doskonale wie, dlaczego Jons&Jons z jednej z najbardziej dochodowych firm w kraju w jednej chwili stało się bankrutem. – Obdarzył bruneta paskudnym, niemal złośliwym uśmiechem. – Jesteśmy przyjaciółmi, Alexandrze. – Pochylił się nad stołem.

Nie, zaprzeczył w myślach brunet, to wy myślicie, że tak właśnie jest.

– Wiesz dlaczego? – Stewart spojrzał na Parkera, a potem Leonarda, który wydął wargi. – Bo każdy, kto ma dość oleju w głowie wie, że lepiej nie mieć sobie ciebie za wroga. – Zaniósł się śmiechem. – Niech mi Bóg świadkiem, jeżeli Diabeł ma syna, to jesteś nim właśnie ty. Nie znam nikogo, kto tak jak Alexander Davies potrafiłby niszczyć ludzi. – Pokręcił głową z uznaniem. – Panowie. Ile czasu dajemy Jonowi Mortonowi?

– Trzy miesiące – odparł Parker. Leonard zgodził się z nim skinieniem.

– Dwa – dorzucił burmistrz. – Za dwa miesiące wyniesie się stąd z niczym. – Spojrzał prosto w oczy Alexandra.

Kącik ust bruneta drgnął ku górze w lekkim, pozbawionym radości uśmiechu. Nie skomentował słów swych towarzyszy i, przenosząc wzrok na karty, odparł:

– Podbicie. 

***

– Hej, ostrożnie. – Polly pokręciła głową ze śmiechem, gdy Kiara jednym łykiem opróżniła całą zawartość swojego kieliszka.

Siedziały przy zatłoczonym barze, w jednym z klubów, w którym no weekend gromadzili się mieszkańcy Vancouver.

Kiara rzadko sięgała po jakikolwiek alkohol. Miała zbyt słabą głowę, aby mieć w sobie dość odwagi i wypić więcej niż jeden czy dwa drinki. Właśnie dlatego Polly patrzyła na nią ze zdziwieniem, gdy brunetka opróżniła już trzeci kieliszek.

– Rodzice, hm? – Skrzywiła się, nawet nie potrafiąc tego ukryć.

– Wszystko – westchnęła ciężko Kiara. – Nie znoszę tego miasta – jęknęła, przechylając głowę w bok. Oparła podbródek na dłoni. – W Miami miałam przynajmniej ciebie...

If You Love [18+]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora