Rozdział 18

2.1K 89 0
                                    

Leonardo

Budzę się, jakby coś nagle wyrwało mnie ze snu i nie dało mi dalej spać, to przeczucie, przeczucie!? Coś jest nie tak. Obok mnie widnieje puste miejsce, nie ma jej. Obiecała, że będzie ze mną, obiecała! Wstaję z trudnością, ale w dupie mam ból bywało już gorzej. Liczy się tylko ona, tylko ona jest sensem mojego życia. Tak długo pozostawałem w odrętwieniu a ona obudziła we mnie dawno pogrzebane uczucia. Te błękitne jak ocean oczy zahipnotyzowały mnie. Nie miałem szans, zagarnęła mnie całego. Moją duszę, serce oraz rozum, obalając mury wzniesione w obawie przed kolejnym zranieniem czy stratą. Drugi raz już kurwa tego nie przeżyję. Wypowiadam jej imię, ale w ciemności pokoju słyszę tylko tykanie zegara. Zapalam światło, śledzę przestrzeń nie widzę jej, nie ma jej tutaj. Wychodzę z sypialni na korytarzu spotykam czworo moich ludzi gdzie po parze stoją przed drzwiami do pokoju dzieci Sandry.

-Szefie - Szepce zmartwiony moim stanem Edwardo, chłopak próbuje coś powiedzieć, ale uciszam go gestem uniesionej ręki.

- Coś jest nie tak - Szepczę pokazuje na, dwóch, aby poszli ze mną, a pozostałej dwójce nakazuję wejść do pokojów od dzieci i pod żadnym pozorem ich nie opuszczać, mają ich chronić ponad własne życie. W domu panuje cisza, schodzimy na dół z kuchni dochodzi nikłe światło. Kierujemy się tam wszyscy, ale ja jak zwykle przezorny nakazuję Michelowi iść do drugiego wejścia od strony jadalni. Zerkam przez szparę w drzwiach i widok, który zastaję rozpierdala mnie w każdym calu. Olga stoi przed moją żoną w z nożem w ręku. Ja pierdolę! Sandra siedzi na krześle związana i zakneblowana z pochyloną głową. Włosy zwisają jej w nieładzie poklejone od krwi. Budzi się we mnie furia, czysta niepohamowana żądza krwi. Dałem tej ruskiej dziwce dom, zlitowałem się nad nią a ona odpierdala takie coś!? Rusek zawsze pozostanie ruskiem. Mogłem ją wtedy zabić, ale nie wziąłem pod swoje skrzydła i co mi z tego przyszło. Kurwa spiskowała za moimi plecami z wrogiem pod moim własnym dachem! Jak ją kurwa dopadnę w swoje ręce to ukatrupię. Buzuję we mnie gniew, jestem tak rozjuszony, aż zapominam o jasnym myśleniu. Jeśli coś się jej stanie zjebie każdego, kto miał coś z tym wspólnego! Musze się uspokoić, bo w tej chwili, jeśli nie będę trzeźwo myślał mogę ją stracić na zawsze. Do moich uszu dobiega głos Olgi jest przepełniony nienawiścią i chęcią mordu.

-Myślałaś, że wkradniesz się tak od razu w łaski mafii? Zdzira, która zaliczyła jednego brata teraz dyma drugiego, co? - Z pogardą wypowiada te słowa, mam ochotę zapakować w nią kulę i to do razu, ale obok niej pojawia się postać. To Giovanni! Jebany skurwiel sprytnie to sobie wszystko zaplanował. Najprawdopodobniej omotał Olgę przypuszczam, że miał z nią romans. Naobiecywał jej Bóg wie, czego tylko po to by dobrać się do mojego tyłka. Ja pierdolę jak mogłem to przeoczyć!?

-Żona zdrajcy podana jak na talerzu, wcale się nie dziwie, że obaj bracia oszaleli na twoim punkcie, taka ładna. Ale niestety zaraz martwa!- Sandra nie reaguje, kurwa ona jest nieprzytomna!

Nagle rozlega się huk wystrzału, kula trafia Olgę, która upada niczym kłoda na ziemię, następny pocisk rani Giovanniego w ramię. Ten kuli się pod wpływem zadanego bólu. Wkraczamy nie czkając na chwilę zawahania. Nokautuję tego skurwiela w twarz ten upada z łomotem na zimne płytki. Jęczy ja jakaś baba. Moi ludzie przeszukują go, zabierają mu broń oraz nóż ukryty pod nogawką spodni. Gnój wykrzykuje liczne obelgi w stronę mojej przerażonej żony. Kopię go po żebrach, ale one nie przestaje wrzeszczeć. Więc pochylam się nad nim i uderzam go w twarz, raz potem następny i kolejny.
- Szefie pana żona- Słyszę jak prze mgłę, zaślepiony furią nie mogę przestać. Chęć zajebania tego skurwiela przewyższa wszystko inne.

Ktoś odciąga mnie od niego. W pierwszej chwili chcę tą osobę również pobić, ale kiedy widzę przed sobą twarz mojego ojca wracam do rzeczywistości. Mrugam pośpiesznie oczami, jakbym widział go pierwszy raz w życiu.
- Synu wystarczy- Mówi spokojnie. Rozglądam się po zebranych do około osobach, każdy z moich żołnierzy wydaje się być zaniepokojony moim zachowaniem. Mój wzrok zatrzymuje się na Felippe, który w swoich ramionach trzyma moją żonę. Podnoszę się z ziemi i bez słowa biorę ją w swoje ramiona, jej ciało jest wiotkie jakby pozbawione życia. O nie! Tylko nie to!
Zmartwiony przykładam dłoń do jej szyi, kiedy wyczuwam tętno. Moje serce zalewa fala ulgi.
O mały włos a zostałaby mi odebrana, znowu.

Mafia : Zdradzona (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz