Rozdział 9

2.1K 106 0
                                    


Sandra

Święta

Przygotowania zaczęto już na kilka dni przed wigilią, ogromna choinka stanęła na środku holu w miejscu gdzie pierwotnie był umieszczony okrągły stół. Była pokryta złoto czerwonymi dekoracjami oraz metrami lampek. Mierzyła grubo ponad cztery metry, była przepiękna. Do strojenia jej byli zapędzeni dosłownie wszyscy nawet sam Leonardo zaszczycił nas swoją obecnością oraz kilku jego żołnierzy. W tle leciały śpiewane po włosku kolędy, które Barbara nuciła pod nosem. Wyższe partie drzewa trzeba było zdobić za pomocą drabiny. Nie ośmieliłam się na nią wejść, za to Aiden okazał się z nas wszystkich najsprawniejszy. Miło było obserwować go jak się uśmiecha, jego śmiech był balsamem na moje zbolałe serce.

- A wy, jakie mieliście tradycje na Alasce - Rzuca Felippe jeden z żołnierzy, dawno zdążyłam wnioskować, że jest on jednym z bliskich współpracowników Leonarda.

-W sumie nie różniły się niczym od tych. Jedyną i niepowtarzalną atrakcją była zorza polarna, która pojawiała się na niebie w dniu wigilii.

-To musiał być piękny widok - Odpowiada Felippe.

-Był -Mam przed oczami zielony jakby magiczny pył widniejący na niebie, niesamowite zjawisko. Rozmarzona, chwilę później orientuję się w tym jak Leonardo wpatruję się we mnie dziwnie. Otrząsam się jakby z transu.

-Najlepsze były świąteczne przedstawienia - Wtrąca Julia -Aiden grała zawsze osła - Dorzuca chcą dopiec bratu, a ja uśmiecham się, przypominając sobie go w kostiumie osiołka. Tak to była zabawny widok, ale nigdy mu tego nie powiedziałam. Zapewniałam go oczywiście, że wygląda bardzo dobrze w tym kostiumie, dla mnie wręcz słodko.

-Był tak uparty, że tylko do takiej roli się nadawał. Nadworny osioł Alaski - Woła Julia zanosząc się od śmiechu, wkrótce potem wszyscy do niej dołączamy, nawet pan sopel lodu. A syn czerwony jak burak spala się ze wstydu.

Zaprosiłam rodziców na wigilijną kolację do domu teściów, zaznajomiłam dzieci z tematem. Bardzo denerwowałam się na ich wizytę, opowiedziałam matce tyle ile mogłam. Oboje będą mieli pewno mnóstwo pytań. Zjawili się punktualnie o szesnastej, mama była wystrojona w kremową sukienkę z żakiecikiem w stylu coco Chanel. Tato odziany był w brązowy garnitur, w dłoni trzymał bukiet czerwony róż.

-Bukiet dla pani tego domu - Powiedział całując Barbarę w dłoń, jaki nonszalancki no proszę? Następnie przywitał się z Stefano mocnym uściskiem dłoni. Wszyscy przeszliśmy do jadalni i wspólnie zasiedliśmy do uroczystej kolacji. Mama nie mogła przestać rzucać ukradkowych spojrzeń Leonardowi, natomiast tato skupił się na rozmowie ze Stefano. Oboje moi rodzice byli kulturalnymi i oczytanymi ludźmi, więc bez problemu prowadzili swobodną konwersację. Ale wiedziałam, że byli tak samo zakłopotani jak ja kiedyś.

Po kolacji przyszedł czas na dzielenie się chlebkiem świątecznym. Ja i moi rodzice nie znaliśmy tej tradycji. Był to prostokątny biały opłatek, który miał symbolizować ciało Chrystusa, jakie podawało się pod czas mszy w kościele. Barbara, jako pani domu opowiedziała nam o tym zwyczaju, który pochodził z Włoszech.

-Wystarczy podjeść do drugiej osoby pożyczyć mu pomyślność w następny roku lub zdać się na własną inwencję twórczą i wymyślić  swoje życzenia następnie przełamać się opłatkiem z tą drugą osobą- Teściowa pokazała jak to robi ze swoim mężem.

-Po, czym go zjeść - Podzieliłam się opłatkiem z Barbarą, Stefano, Julią oraz moimi rodzicami. Aidena nieco dłużej trzymałam w ramionach. O dziwo pozwolił mi na to. Życzył mi radości i wszystkie dobrego. Typowe oklepane życzenia, ale dla mnie znaczyło więcej niż mógłby sądzić. Gdyby nie obecność moich rodziców pod czas wigilii nie musiałabym się zmuszać do konfrontacji z Leonardem. Stanieliśmy na przeciwko siebie, nie wiedziałam, czego mam mu życzyć, co powiedzieć. Czułam się nad wyraz niezręcznie, ale maskowałam to uśmiechem.

Mafia : Zdradzona (Zakończone)Where stories live. Discover now