Rozdział 12

2K 104 0
                                    


Sandra

Koło północy przyjęcie dobiega końca, ostatni goście wychodzą o pierwszej w nocy. Stoję w pustej już sali popijając kolejną z rzędu lampkę szampana. Lekko wiruje mi w głowie, ale nie czuję się pijana. W moich żyłach buzuje gniew nie alkohol. Muszę rozmówić się z Leonardem, odkładam kieliszek na stół, kierując się do jego gabinetu. W środku zastaję Leonarda oraz Giorgio.

-O wilku mowa - Rzuca Giorgio.

- Zostaw nas samych - Oświadcza Leonardo. Konsjerż obdarza mnie pokrzepiającym spojrzeniem, po czym wychodzi. Chyba jednak udało im się znaleźć wyjście z sytuacji. Leo patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. Siedzi na skraju biurka palcem wskazującym stuka w swoje usta.

-Znaleźliście rozwiązanie? -Pytam z nadzieją.

-Może tak, może nie.

-Och Leo daj spokój! Jestem zmęczona ten wieczór był okropny, nie chcę grać w żadne twoje gierki. Mów, co to – Nalegam. O nie znowu to uczucie, jedna ze spinek okropnie mnie kuje w kark. Więc wyciągam ją, ruch ten powoduję, że cała moja fryzura się psuje. Włosy opadają na moje ramiona, Leo mocniej zaciska pięści na blacie stołu. Wygląda jakby był na granicy opanowania. Szybko wstaje i podchodzi do okna. Dłuższą chwile milczy, ale to, co następuję potem rozwala mnie na dobre.

-Jedynym wyjściem jest ślub ze mną - Mówi. Na co mnie opada szczęka niemal do samej ziemi, mrugam zszokowana jego słowami. Nie ma bata nigdy za niego nie wyjdę! Po kilku minutach szok ustępuje miejsca złości.

-Nie wyjdę za ciebie, musi być jakiś inny sposób!- Rzucam wkurzona.

-Uwierz, też tego nie chcę, ale obawiam się....- Urywa sfrustrowany. Poluzowuje węzeł krawata, ale po kilku sekundach pozbywa się go, rzucając krawat na ziemię. Siada na krześle, z szuflady z biurka wyciąga szarą kopertę i rzuca ją na blat.

-Co to? – Dukam rzucając spojrzenia to na kopertę to na Leo.

-Chciałaś, aby sprawy dotyczące ciebie, były obgadywane z tobą wiec proszę sama zobacz- Cedzi zły. Niepewna, czego mam się spodziewać. Siadam na przeciwko niego, sięgam po kopertę. Wewnątrz niej znajdują się zdjęcia. Dreszcz przechodzi moje ciało, kiedy orientuję się, kto na nich widnieje. To jestem ja! Wysypuję zawartość koperty na blat biurka. Na każdym zdjęciu jest uchwycona moja twarz z bliska, podnoszę jedno ze zdjęcie, aby uważniej mu się przyjrzeć. Uderza we mnie fakt, że na tym mam wydłubane oczy, na kolejnym także i na pozostałych. Spoglądam zdezorientowana i przerażona na szwagra. Co to wszystko ma znaczyć!?

-Moi ludzie znaleźli to na naszej posesji, najprawdopodobniej ktoś przerzucił ją przez płot. -Leo nachyla się nad biurkiem tak, że nasze twarze dzieli tylko kilka centymetrów.

-To jest nic w porównaniu z tym, co może nastąpić, dlatego jak najprędzej powinniśmy wziąć ten pieprzony ślub! - Cedzi wracając na miejsce. Odchyla się na krześle patrząc na mnie poważnie.

-Ale potem dasz mi wybór? Zwrócisz mi wolność? - Rzucam niemal błagalnie.

-Wolność!? - Warczy, wstając gwałtownie od biurka. - W tym świecie nikt nie jest tak na prawdę wolny, nawet ja! Muszę przestrzegać zasad, a jedną właśnie złamałem przyjmują cię pod swój dach. Biorąc na plecy brzemię, które pozostawił w spuściźnie po sobie twój mąż! I kolejny raz chcę nagiąć te zasady, ale to tobie powinno zależeć bardziej! W końcu tu chodzi o twoje życie! Mogłabyś, chociaż udawać skruszoną - Podchodzi do mnie, chwyta w swoją wielką dłoń mój podbródek i zmusza bym na niego spojrzała.

-A więc, Sandro czy wyjdziesz za mnie? - Mrugam oszołamiana, jednak szybko zbieram się do kupy. On ma racje to mi samej powinno zależeć bardziej na własnym życiu niż jemu. Ledwie osiem miesięcy temu pochowałam męża, a teraz mam wyjść za mąż znowu i to za drugiego z braci! Ten ślub to posunięcie czysto strategiczne, ma mnie ochronić przed zemstą mafii, chociaż znajduję się w samym jej środku. Bo rodzina jest ważna, a jako żona Capo będę częścią tego wszystkiego jeszcze bardziej i będę mieć immunitet. To tylko na jakiś czas, bo przecież nie podpisuję z nim cyrografu? Ale czy zostaje mi jakiś inny wybór?

-Tak - Odpowiadam. Uśmiecha się nieznacznie, puszcza moją brodę i odsuwa się na kilka metrów.

-W takim razie ślub odbędzie się jutro- Marszczę brwi skonsternowana.

-Jak to? Tak szybko?

-Nie ma, co zwlekać, zostaniesz moją żoną, tym samym staniesz się nietykalna.

Mafia : Zdradzona (Zakończone)Where stories live. Discover now