Szpital Psychiatryczny

47 4 0
                                    

Gdy reszta rodzeństwa weszła do środka, zobaczyli spiącich na kanapie, nathana i Mia, a na ziemi Kali i El.
-Pobudka!-klaszcze i krzyczy Rebecca.
-daj nam się przespać. Nie spaliśmy chyba z dwa dni.-bełkocze Mia.
-tak, a kto was odeśle do domu?-pyta rebecca.
-święty Mikołaj.-mówi przez sen Mia.
-boże, gorzej z nimi być nie mogło.-Mówi Fran.
-masz racje.-mówi John.
-dajmy im się przespać, nam też przyda się odrobinę snu.-mówi Rose, a reszta przytakneła i poszła spać. Faktycznie te 2 dni były dla nich mega męczące i teraz muszą sobie pozwolić na kilka godzin snu.

Następnego Dnia.
-boże która jest godzina.-wstaje z ziemi trzymająca się za głowę Mia.
-14:22.-mówi rebecca gotująca na prowizorycznej kuchence jajecznicę.
-rozumiem że to dla nas?-pyta się Mia.
-oczywiście. Miałabym pozwolić wam umrzeć z głodu.-mówi rebecca.
-to do ciebie podobne, po tym jak ostatnio chciałaś nas zabić.-mówi Mia.
-oj tam.-uśmiecha się rebecca.
Po tym jak wszyscy się obudzili to zjedli śniadanie. Rozmawiali jakby się znali od zawsze. Może i tak było, ale z sobą nie rozmawiali oprócz poszczególnych osób. Zachowywali się jak rodzina, i faktycznie nimi byli. Śmiali się i uśmiechali do siebie. Dobrze się wspólnie bawili.
-jak wrócimy do domu, to wrócicie do swoich domów? Jak można byłoby je tak nazwać.-pyta się el, bliźniaczek.
-to zależy od rebecci i Jadena.-odpowiada fran.
-możecie z nami zamieszkać. Wszysycy. Ponieważ jesteśmy rodziną.-mówi rebecca i się szczerze uśmiecha.
-dopiero za 3 lata się spotkamy.-el spłyneła łezka po policzku.
-no znaczy wy nie będziecie tyle musieli czekać.-uśmiecha się Jaden.
-dobra, bo rozmowa przechodzi na smutne tematy. Bierzmy się do roboty i znajdzmy ostatnią dwójke. 009 i 010.-mój John odchodząc od stołu.
El zabrała się za szukanie. Gdy znowu trafiła do tamtego miejsca widziała budynek. Na bramie wjazdu pisało "Pennhurst".
Szybko ściągła z oczu szalik.
-są w "Pennhurst".-mówi el.
-to jest szpital psychiatryczny. Jest niedaleko.-mówi John.
-czyli to miał na myśli dustin.-mówi pod nosem el.
-co miał dustin na myśli?-pyta mia która usłyszała przemyślenia siostry.
-gdy chłopcy mnie znaleźli, dustin powiedział że może uciekłam z Pennhurst.-tłumaczy el.
-czyli uważali cię za dziewczyne która ma problemy psychicznie. Typowe dzieciaki.-smieje się Mia.
-a widzisz gdzie ta znajomośc z tymi dzieciakami mnie doprowadziła.-mówi el.
-tak jesteśmy w totalnej dupie.-mówi Mia.
-nie. Nie o to mi chodzi. Mam rodzine w końcu.-mówi el, na co Mia ją przytuliła.
-dobra jedziemy.-mówi John.
-ale ktoś musi zostać.-mówi John.
-chętne zostane.-mówi Harry.
-ja też raczej potrzebny nie będę.-mówi Nathan.
-fran ty idz ja zostane.-mówi rose.
-ja tak samo, coś mnie w krzyżu boli.-mówi rebecca i łapie się za plecy.
-no to el, mia, kali, fran i Jaden chodzcie.-mówi John. Rodzeństwo wyruszyło za nim. Dotarli pod szpital.
-kurde łatwiej byłoby mieć auto.-mówi el.
-co oni tutaj robią? Są chorzy psyhicznie?-pyta się fran.
-nie wiem.-mówi John.
-pamiętajcie, Alex może was ogłuszyć. Ma zarąbistą moc.-mówi Jaden.
-a ja mogę spowolnic mu czas.-mówi Mia.
-i przy okazji spowodujesz koniec świata.-mówi Jaden, na co Mia pokazała mu język, a on zrobił to samo.
-to jak robimy?-pyta się Kali.
-jaden, będziesz udawał chorego psychicznie i cię wpiszemy tam. Wpuścisz nas na oddział i znajdziemy reszte.-tłumaczy Jaden.
-łał Jaden, nawet nie musisz się wysilać.-mówi Mia.
-dobra nie zachowujcie sie jak dzieci. Uwaga wchodzimy.-mówi el.
Pomyślnie się udało wpisać Jadena na listę i zabrali go na oddział. Jaden po pół godzinie, wpuścił ich na oddział. Okazało się że lekarze którzy nim się opiekują to jego rodzeństwo.
-jaden, widziałeś ich.-mówi el. Kali i fran poszły razem z nią. Reszta czekała w poczekalni. John bardzo dobrze udawał że zgubił karte zdrowia syna.
-akurat się mną opiekują.-mówi Jaden.
-są lekarzami?!-krzykneła ździwiona el.
-tak, ale ciszej.-mówi Kali. Poszli bardzo cicho na paluszkach, by nikogo na oddziale nie obudzić.
-przepraszam, kim jesteście i co tu robicie?-pyta lekarz alex. Oni staneli w miejscu i obrócili się w jego stronę.
-yyy kali.-mówi El. Kali użyła mocy na alexie. Sprawiła by ich nie widział. Zaciagneli go do składziku. El go swoimi mocami przywarła do ściany. Kali dalej używała na nim mocy, aby on nie sprawił, aby ogłuchli.
-kim jesteście.-mówi zaniepokojony.
-nie musisz się bać jesteśmy twoim rodzeństwem, ale wiemy co potrafisz i musimy użyć na tobie mocy.-mówi fran.
-co jakim rodzenstwem?-pyta jakby nie wiedział.
-jesteś 009, wiemy że masz moce.-mówi kali.
-nikomu nie mówiłem o tym.-tłumaczy Alex.
-jestesmy twoim rodzeństwem, powtarzam po raz 100.-mówi fran.
-dobra kali skończ.-mówi el, po tym kali skończyla używac mocy.
-jestem Eleven, a to, jaden, kali i fran.-tłumaczy nastka.
-011, 003, 005 i 008?-pyta alex.
-tak.-mówi Jaden.
-co chcecie?-pyta się alex.
-abys nam pomógł.-mówi el.
-w czym?-pyta alex. Po tym pytaniu el wszystko mu wytłumaczyla.
-a gdzie 010?-pyta el.
-znaczy się sadie? Zaprowadze was.-mówi alex. Chłopak zaprowadził ich do Sadie.
-sadie, mamy gości.-mówi alex.
-o co chodzi?-pyta dziewczyna.
-musimy im pomóc. To nasze rodzeństwo.-mówi Alex.
-wszystko ci wytłumacze.-mówi el. Po czym faktycznie tak zrobiła.
-a co wy tu robicie?-pyta el.
-chcieliśmy trochę zarobic na siebie. Gdyby nas rozpoznali, mamy moce. Sads tworzy przeróżne zioła, dzięki temu że panuje nad roślinami. Wrzuca do herbaty i bum zapominają.-tłumaczy alex.
-okej, to może chodzmy do nas i zaczniemy przygotowywania co?-mówi el.
-okej, to chodzmy.-mówi Alex.
-poznacie reszte.-mówi fran. Alex i sadie najpierw przedstawili się Mii i johnowi. Później gdy wrócili do chatki reszcie rodzeństwa.
-----------------
937 słów.

JedenastuWhere stories live. Discover now