Rozdział 14

2.6K 57 417
                                    

Harry wiedział, że wyprawa po horkruks może być śmiertelna niebezpieczna, ale w pewnym momencie uwierzył w to, że cokolwiek się zdarzy, przeżyje i wróci. Szybko szedł korytarzem, czując na sobie spojrzenie Malfoya, ale ani raz się nie obejrzał.

Kiedy spotkał się z dyrektorem okazało się, że Błyskawicę i mapę Huncwotów musi zostawić. Następnie, skrywając się pod peleryną niewidką, aportowali się na skalisty, morski brzeg. Gdy znaleźli się na niedostępnym urwisku, zaczęli schodzić po śliskich kamieniach, co chwilę ryzykując upadkiem. Potter cały czas krzywił się, bo każdy ruch odzywał się bólem w odbycie, ale nie żałował ostrego seksu z Malfoyem. Bardzo tego chciał. I teraz, idąc ostrożnie za dyrektorem, przypominał sobie oddech Draco przy swoim uchu, gorące dotknięcia jego ust, namiętne pocałunki. Całowali się tak, jakby chcieli spoić się w jedność. Ich ciała połączyły się, a dusze stały się jedną duszą. To była miłość aż do bólu. Oddawali się sobie całkowicie, bojąc się, że więcej się nie spotkają i w tamtym momencie nikt i nic dla nich nie istniało. Ziemia kręciła się tylko dla nich dwóch. Teraz Harry jak przez mgłę pamiętał, co się działo. Jego mózg na jakiś czas wyłączył się i kierowały nim tylko uczucia. Próbował przypomnieć sobie szczegóły, ale pamiętał tylko pożądanie, namiętność i rozkosz, zmieszane z bólem i przyjemnością. Stali się z Draco całkowitą jednością, kiedy ich krew i sperma zmieszały się, ich oddech połączyły a ich dusze zespoliły. Czuł, jak bije serce Ślizgona, czuł jego oddech i każdy ruch. W tamtym momencie byli szczęśliwi i próbowali przeciągnąć go jak można najdłużej, ale nie byli w stanie zatrzymać czasu lub go cofnąć, tak jak to kiedyś zrobiła Hermiona, używając zmieniacza czasu. Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy i teraz, po zejściu z urwiska, Harry z drżeniem patrzył na pęknięcie w skale, przy którym burzyła się ciemna woda. Było to wejście do złowieszczej jaskini, gdzie prawdopodobnie został schowany horkruks. Musiał zanurkować i popłynąć za Dumbledore'em. Zanurzenie się w zimnej wodzie przywołało niemiłe wspomnienie o tym, jak na początku roku szkolnego próbował się topić. Woda była lodowata, przemoczone ubranie Harry'ego obciążało go i ciągnęło na dół. Biorąc głębokie wdechy, z nosem drażnionym przez zapach soli i wodorostów, teraz poruszał się coraz głębiej w stronę skały. Szczelina okazała się ciemnym tunelem, który przy wysokiej fali musiał być zalany. Ciasne ściany były od siebie oddalone może o trzy stopy i błyszczały jak wilgotna smoła, kiedy padało na nie światło z różdżki Dumbledore'a. Po krótkim czasie, kiedy korytarz skręcił w lewo, Harry zauważył, że ciągnie się on jeszcze daleko w głąb skały. Płynął dalej za Dumbledore'em, czubkami zdrętwiałych palców pocierając o szorstką, mokrą powierzchnię. Wreszcie zobaczył, że dyrektor wychodzi z wody, a jego srebrne włosy i ciemne szaty lśniły. Kiedy Potter dopłynął do tego miejsca, wyczuł schody, które prowadziły do dużej jaskini, a następnie wspiął się po nich. Woda lała się strumieniami z jego ubrania, kiedy znalazł się, dygocąc z zimna, na mroźnym powietrzu. Dumbledore stał pośrodku jaskini. Trzymając wysoko różdżkę, obracał się powoli, by zbadać ściany i sufit. Popatrzył, jak czarodziej kontynuuje obrót, ewidentnie koncentrując się na czymś, czego Harry nie widział. Dumbledore podszedł do ściany jaskini i pogłaskał ją swoimi sczerniałymi czubkami palców, mamrocząc słowa w dziwnym języku, którego Potter nie rozumiał. Dwukrotnie obszedł całą jaskinię, dotykając cały czas szorstkiej skały, czasem się zatrzymując, przejeżdżając palcami kilka razy przez pewne miejsce, aż wreszcie się zatrzymał, dłonią naciskając na ścianę. Włożył zdrową rękę do kieszeni i wyją nóż. Błysnęło srebro i trysnęła struga krwi. Skała została ochlapana ciemnymi, lśniącymi kroplami. Pojawił się na niej ognisty, srebrny zarys. Pokryta krwią skała po prostu zniknęła, pozostawiając wejście do czegoś, co wydawało się nieprzeniknioną ciemnością. Dyrektor przeszedł przez bramę, a Harry, który zaświecił różdżkę zaraz po wejściu, podążył tuż za nim. Ich oczom ukazał się straszliwy widok. Stali na krawędzi wielkiego, czarnego jeziora, tak rozległego, że Harry nie mógł zobaczyć drugiego końca, w jaskini tak wysokiej, że sufit był poza zasięgiem wzroku. Mętne zielone światło błyskało daleko, wydawało się, że na środku jeziora.
Dumbledore zbliżył się do wody. Gryfon nerwowo obserwował, jak czubki butów czarodzieja znalazły skrajną krawędź skalnej półki. Trzymając zaciśniętą dłoń w powietrzu, drugą podniósł różdżkę i dotknął nią swojej pięści. W tym momencie gruby, miedziany, zielonkawy łańcuch pojawił się w powietrzu znikąd, wyłaniając się z głębi wody aż do zaciśniętej ręki Dumbledore'a. Czarodziej uderzył go różdżką, a ten zaczął się ślizgać w jego dłoni jak wąż, zwijając się na ziemi z brzękiem, który odbijał się głośno od skalnych ścian. Łańcuch wyciągnął coś z głębi czarnej wody. Harry'emu aż zaparło dech ze zdumienia, gdy dziób widmowej łódki pojawił się na powierzchni, tak samo migocząc zielenią jak łańcuch. Łódź zaczęła dryfować, powodując małe zmarszczki na jeziorze, w stronę miejsca, gdzie stali. Stary czarodziej stanął obok i chłopak ostrożnie wsiadł do łódki. Dumbledore również wszedł, kładąc łańcuch na dnie. Wcisnęli się razem, jednak Harry nie mógł wygodnie usiąść, więc kucnął. Jego kolana wystawały za krawędź łódki, która nagle zaczęła się poruszać. Nie było żadnego dźwięku poza atłasowym szelestem dzioba przecinającego wodę. Łódka poruszała się bez ich pomocy, tak jakby jakaś niewidzialna lina ciągnęła ją prosto w stronę światła na środku. Wkrótce nie widzieli już ścian jaskini, byli jakby na morzu bez fal. Harry spojrzał w dół i zobaczył złote odbicie światła ze swojej różdżki, błyszczące i migoczące w czarnej toni. Łódź robiła głębokie fale na szklanej powierzchni, jakby bruzdy w ciemnym lustrze... I wtedy Harry ją zobaczył. Marmurowo biała, dryfująca kilka cali pod powierzchnią. Wpatrzył się w wodę, szukając ręki, która już zniknęła, a dziwne uczucie pojawiło się w jego gardle. Światłem różdżki oświetlił kawałek wody i tym razem zobaczył trupa, leżącego twarzą do góry. Jego otwarte oczy były zamglone, tak jakby pokryte pajęczynami, a włosy i szaty kłębiły się wokół niego jak dym.

Ślizgońska dziwka-DrarryWhere stories live. Discover now