— Nie musisz tego robić, Knox. — Mój głos jest zadziwiająco miękki. — Pamiętaj o tym.

— I tak to zrobię.

— Masz dziecko — podsuwam łagodnie.

— Więc tym bardziej będziemy musieli dopilnować, żebyśmy wrócili w jednym kawałku. Jesteś mądrym facetem, wiec na pewno rozumiesz, że mam poczucie winy. Nigdy bym tego nie zrobił, gdybym tylko wiedział, jak to wszystko się potoczy.

— Nie mam do ciebie żalu.

— Wystarczy, że ja mam go do siebie.

Mam wrażenie, że kłóciłby się tak ze mną przez kolejny tydzień, gdyby nie dźwięk telefonu, który przerywa naszą rozmowę. Stoję parę kroków od biurka i nie widzę, kto dzwoni, ale domyślam się, że ta dyskusja dobiegła końca. Wymieniamy tylko kiwnięcia głowami, a później na nowo zostaję sam z własnymi myślami. Maszeruję szybko w stronę fotela, który trzeszczy, gdy opadam na niego z impetem. Dzwoni Don, więc domyślam się, że coś się stało.

— Jak mogłeś, Olly?

Jego krzyk przyprawia mnie o niemałe zdziwienie. Jestem tak zdziwiony, że odruchowo marszczę brwi i zaczynam się krzywo uśmiechać.

— Ciebie też miło słyszeć.

— Nawet sobie nie żartuj — warczy z irytacją. — Czemu akurat teraz?

— Może przynajmniej powiesz, o co chodzi? — podsuwam ze znużeniem. — Bo jak na razie to kłócisz się ze mną, ale bez mojego udziału. Dawaj mi w tej chwili powód, dlaczego dzwonisz do mnie do pracy i syczysz jak mała żmija gotowa do ataku.

Pozwalam powiekom opaść, a następnie wzdycham ze zmęczeniem. Gdzieś głęboko we mnie czai się irytacja, bo po raz kolejny brat ma do mnie pretensje. Jak na złość, nawet nie domyślam się, o co właściwie nam poszło.

— Przez ciebie Bambi straciła pracę.

Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego.

Cholera, Bambi? Gdzie ja to już słyszałem?

Parskam z rozbawieniem, gdy w końcu przypominam sobie to imię.

— Tak samo jak Crystal, Baby i kilka innych dziewczyn. Donatello, znowu rozmawiałeś z pastorem Robertsem? Prosiłem, żebyś nie poruszał z nim takich tematów.

— Co? Nie, skąd ten pomysł?!

— W takim razie, od kiedy tak bardzo obchodzi cię zatrudnianie ekskluzywnych prostytutek?

Jak słowo daję, ta rozmowa staje się coraz dziwniejsza. Po drugiej stronie przez dobrą minutę słyszę tylko jego niespokojny oddech i kroki. Oczami wyobraźni widzę, jak chodzi w kółko po swoim absurdalnie małym mieszkanku, wydeptując dziurę w okrągłym dywanie. Stary dobry Don, który potrafi zaskoczyć, ale wciąż jest sobą.

Nie, żeby mi to przeszkadzało.

Naprawdę lubię tego gościa, chociaż nie przyznałbym tego na głos nawet pod groźbą śmierci.

— To z nią grałeś w karty? — podsuwam mu pojednawczym tonem. — Dlatego jesteś zdenerwowany?

Cholera, rozmawiam o emocjach gładko, jak nigdy wcześniej. Pieprzony Johannenson mógłby być ze mnie dumny.

— Powiedzieli ci? — pyta spokojniejszym głosem. — No jasne, że powiedzieli. Oczywiście. — Wzdycha. — Tak. Ona dobrze sobie radzi, wiesz? Jest w trudnej sytuacji, ale się stara. To dobra osoba, Olly.

Mam ochotę strzelić się pięścią w twarz, bo doskonale wiem, do czego to zmierza.

— Nie potrzebujesz jakieś kelnerki albo barmanki?

Mistrz tajemnic [LA TALES #1] I ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now