Rozdział 18.2

6.6K 452 24
                                    

😈 Rav 😈

Wiele, wiele godzin później budzę się nagle w swoim domku nad jeziorem, który niegdyś tak mocno spodobał się Elise. Jest mi niewygodnie, a kark mam kompletnie zesztywniały i choć początkowo nie wiem, co się dzieje, po chwili odzyskuję trzeźwość umysłu. Kobieta wierci się w moich ramionach, najwyraźniej dręczona jakimś wyjątkowo podłym koszmarem.

— Jesteś bezpieczna — szepczę cicho.

Przesuwam dłońmi delikatnie po jej ramionach. Jestem bardzo ostrożny, bo nie chcę sprawić jej bólu w miejscach, gdzie ma szwy. Nie mam pojęcia, czy tym razem będzie miała jakikolwiek przebłysk świadomości, bo jak do tej pory to się nie stało. Diabeł podał jej jakieś narkotyki, które sprawiły, że co rusz odpływała, balansując niebezpiecznie na granicy jawy i snu. Tym razem jednak budzi się na dobre, a jej ciężki oddech zamienia się w urywany szloch. Najprawdopodobniej kierowana odruchem zaczyna się wyrywać, a paznokcie wbija mi w ramię, powodując przy tym ból. Pewnie drapie skórę aż do krwi, ale nie zwracam uwagi na tę drobnostkę, a zamiast tego uspokajam ją łagodnym głosem.

Zadziwiam samego siebie tym, że jestem do czegoś takiego zdolny.

— Jesteś bezpieczna, Elise. To ja — mówię dalej. — Rav.

Na moment zastyga i w końcu otwiera oczy. Rozgląda się ze zmarszczonymi brwiami, a ja domyślam się, jak bardzo musi być zdezorientowana. Pewnie nie spodziewała się tego, że obudzi się w moim domku nad jeziorem, ale chwilowo to najbezpieczniejsze miejsce, do jakiego mogłem nas zabrać.

— Jesteś tu — mówi zdartym głosem.

— Tak. Jestem.

Oczy ma puste i szklane, a czoło pokryte potem. Obstawiam, że pewnie jest jej niedobrze od tego koktajlu doznań zapewnionego przez Diabła, ale nie śmiem pytać. Pozwalam, by przejęła dynamikę rozmowy. Zrobiłbym wszystko, byle tylko poczuła się komfortowo.

— Zabrałeś mnie stamtąd?

— Oczywiście. Nigdy bym cię tam nie zostawił.

— Myślałam, że nie przyjdziesz — szepcze pustym głosem.

— Zawsze po ciebie przyjdę, kotku. Słyszysz? Zawsze.

Kiwa głową, a jej powieki opadają w dół.

— Jak się tu znaleźliśmy? — Płaczliwa nuta robi się coraz bardziej wyraźna. — Nie pamiętam.

— Domyślam się — odpowiadam cicho. Przytulam ją do swojego torsu, a ona mi na to pozwala, przyciskając się jeszcze mocniej do mojego ciała. — Byłaś nieprzytomna przez całą drogę. Budziłaś się, a potem znowu odpływałaś.

Zamykam oczy i wypuszczam powietrze przez usta, co powinno mnie uspokoić. Niestety nie robi żadnej różnicy. Jestem kompletnie wyprowadzony z równowagi przez wszystko, co spotkało tę biedną dziewczynę z mojej winy i chociaż chciałem tego wszystkiego uniknąć, stało się.

— Rav.

Ściska moją koszulkę w zaciśniętych pięściach tak mocno, że materiał trzeszczy tak, jakby lada chwila miał się rozerwać, ale pozwalam jej na to. Szybki oddech przechodzi w szloch, który rozdziera mnie od środka i nie pomaga tu nawet ciemność, która szczelnie otacza nas z każdej strony. Pozwalam jej na ten wyrzut emocji i cierpliwie ścieram łzy.

Nigdy w życiu nie widziałem, by ktoś płakał w taki sposób.

Kiedy przyjdzie moment na zapłatę, zdepczę Diabła jak karalucha.

Zauważam jakiś ruch przy wejściu i odwracam tam szybko głowę, napotykając wzrokiem Knoxa. Stoi tam z bronią w jednej dłoni i nożem w drugiej, a wzrok ma pełen tego, co ja. Nieznacznie kiwam mu na znak, że wszystko jest w porządku, a potem pozwalam Elise na przeżywanie jej smutku.

Mistrz tajemnic [LA TALES #1] I ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now