Rozdział 20.2

6.6K 446 79
                                    


Nie planowałam wrzucać rozdziałów tak często, ale mam nadzieję, że się cieszycie! :D 

*

😈 Rav 😈

Wiele, wiele godzin później siedzę nad dokumentami we Flying Dogs i nawet nie mam pojęcia, jaki jest dzień tygodnia. Zażyłem tyle Adderallu, że pewnie nie zasnę przez kolejny tydzień, więc poświęcam ten czas na solidne ogarnianie dokumentów. Brnę po kolei przez zaległości, aż nie docieram do końca. Wciąż nie mogę sobie znaleźć miejsca, ale nie chcę siedzieć bezczynnie. Gdy tylko nie zajmuję niczym swojej głowy, od razu myślę o Elise. Wtedy we wspomnieniach pojawia się też Diabeł i jego pieprzone groźby, przed którymi nie mogę uciec. Ten fiut myśli, że wygrał, ale ja na jego miejscu wcale nie byłbym tego taki pewien. Przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy nawet ktoś taki jak on zapragnie normalności. Wtedy będzie musiał sprzątnąć wszystkich ludzi, o których zaciągnął długi, a nigdy nie zrobi tego bez mojej pomocy. W drodze do mety będziemy biegli obok siebie i wygra sprytniejszy. Chcę wierzyć, że to będę ja. Mam o wiele więcej legalnych źródeł dochodu, a to równa się większej ilości wymówek, jeśli chodzi o posiadane sumy. Mam lokale, budynki i pieprzoną firmę. Mój ojciec ma pewnie trzy razy tyle.

On ma swoją przykrywkę do prania pieniędzy i talent do mordowania. Wiem, że muszę poczekać na zemstę, ale jestem bardzo cierpliwy.

Przyjdzie na ciebie pora, Diable.

— Od kiedy tu jesteś?

Drgam z zaskoczeniem, gdy obok siebie zauważam własnego brata.

— Ciebie też miło widzieć, Donatello.

— Kiedy ostatnio spałeś?

Marszczę brwi i autentycznie zastanawiam się nad odpowiedzią.

— Trzy dni temu. — Sięgam po szklankę whisky i upijam łyk. — Czy wiesz, że ojciec ma córkę na boku?

Donatello krztusi się własnym alkoholem, po czym odkłada szklankę z hukiem. Kaszle gwałtownie, a zielone oczy prawie wychodzą mu na wierzch, gdy wyciera sobie brodę z piwa. Przykro mi braciszku, myślę sobie. W zasadzie to jestem zdziwiony tym, że nasz ojciec wciąż go o tym nie poinformował.

— Ja też nie wiedziałem — mamroczę. Trę moje wyschnięte oczy, ale mam wrażenie, że palą jeszcze mocniej. — A teraz wiem i jestem wnerwiony na jego kłamstwa. Sam go zapytaj, czemu to ukrywał, bo te tanie wymówki nie przejdą mi przez gardło.

Don odgarnia swoje włosy, które są jaśniejsze o dobre kilka tonów od moich. Ja zdecydowanie bardziej przypominam urodą matkę i widać po mnie bałkańską krew, podczas gdy Don jest moim przeciwieństwem. Jesteśmy jak dwie skrajności, zarówno pod względem wyglądu, jak i charakterów. Normalnie zapewne bym go spławił jakąś tanią wymówką, byle tylko nie zacieśniać tej wątłej więzi, którą mieliśmy.

Dziś jest inaczej. Czuję się samotny jak nigdy wcześniej i chociaż próbuję wyprzeć z głowy Elise, to bez przerwy o niej myślę. Moja obsesja powoli sięga do tego punktu, gdzie najchętniej rwałbym sobie włosy z głowy, ale cudem się powstrzymuję. Jestem podpity i naszprycowany. Nie spałem od zbyt wielu dni. Tak bardzo jej potrzebuję.

— Spieprzyłem to, Don.

— Daj spokój, Olly. Na pewno pogodzimy się z ojcem. Zawsze nam wybacza, co nie?

Uśmiecham się, gdy nazywa mnie przezwiskiem z dzieciństwa. Z uśmiechem stwierdzam, że ten jeden raz mu to odpuszczę.

— Nie mówię o ojcu — dodaję. — Mówię o niej. O Elise.

Mistrz tajemnic [LA TALES #1] I ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now