Rozdział 14.2

8.7K 454 94
                                    

Kochani,

Trochę musieliście poczekać, za co oczywiście przepraszam. Dziś jest niegrzecznie, a prawdziwa twarz naszego R powoli zaczyna przebijać się na powierzchnię. Wkraczamy w mroczniejszą część :D Co będzie dalej? Ahh, okaże się! 

Będzie mi miło, jeśli podzielicie się wrażeniami w komentarzach. 

Życzę przyjemnej lektury,

Wasza Eliana

*

😈Rav😈

Budzę się kompletnie zdezorientowany i mam wrażenie, że coś jest nie tak. Rozchylam powieki i rozglądam się bacznie, a potem wszystko sobie przypominam. Elise wciąż leży ciasno we mnie wtulona, więc wysuwam się z jej objęć na tyle delikatnie, żeby się nie obudziła. Po drugiej stronie lustrzanej szyby widzę już tylko pojedyncze osoby. Nic dziwnego, w końcu jest wpół do piątej, o czym przekonuję się po zerknięciu na zegarek. Początkowo krążę w kółko po idealnie wypolerowanej podłodze, ale w końcu mięknę. Idę prosto w stronę kanapy, na której wciąż smacznie śpi Elise i przykrywam ją cienkim kocem.

Chwilami sam już nie wiem, co ja właściwie robię.

— Czemu nie mogę wybić sobie ciebie z głowy? — pytam szeptem, odsuwając jej zbłąkany kosmyk z czoła.

Kobieta nie odpowiada. Śpi, uśmiechając się, gdy moje palce muskają jej skórę.

Za to moje myśli pędzą jak huragan w bardzo wielu kierunkach, które zwykle wolę ignorować. Nic dziwnego, skoro przecież przerażają mnie zwykłe emocje. Chyba dlatego za każdym razem wybierałem łatwe dziwki pokroju Maddie, z nimi nigdy nie było komplikacji. Za to Elise stanowiła zagrożenie dla mojej wypracowanej codzienności, a mimo tego nie mogłem jej wypuścić. Niszczyła moje obrzydzenie do uczuć. Kusiła tym, że w pewnym sensie rozumiała mój ból. Adoptowana czy nie, nadal miała poczucie straty biologicznych rodziców, nawet jeśli to był tylko fantomowa dolegliwość. Tęsknota za ludźmi, których nawet nigdy nie poznała. Była jednocześnie tak zwyczajna i niezwykła, że nie mogłem przejść obojętnie.

— Przestań, Rav — warknąłem do siebie cicho.

Uczucia to słaby punkt. Słaby punkt to zagrożenie. Nawet nie chcę myśleć, ile osób poderżnęłoby jej gardło na moich oczach tylko po to, żeby mi dokopać. To wszystko zbyt niebezpiecznie, szczególnie teraz, gdy wciąż spłacam swój dług. Mimo to, nie chcę jej odrzucić. Chcę, żeby tu została.

Chcę, żeby została ze mną z własnej woli.

Maddie prawie to zepsuła. Już ja znajdę sposób, żeby ją ukarać.

Drgam, gdy jakaś wysoka postać zbliża się do szyby, zza której i tak nie może mnie zobaczyć. Uśmiecham się krzywo, gdy dostrzegam, że to mój brat. Co ten wariat robi tu o takiej godzinie? Idę o zakład, że przyszedł specjalnie żeby strzelić mi poruszający moralitet. Cały Donatello. Na szczęście drzwi są zablokowane od środka, więc nawet po wklepaniu poprawnego kodu nie dostałby się do środka. W ciszy obserwuję, jak przybliża oczy do szyby i układa ręce po obu stronach twarzy, jakby myślał, że w ten sposób cokolwiek osiągnie. Mija minuta, a mężczyzna odchodzi z nachmurzoną miną. No cóż, przynajmniej na chwilę mam spokój.

— Która godzina? — pyta sennym głosem Elise.

Przeciąga się i siada, mrugając oczami wciąż spuchniętymi po drzemce. Jest zaspana, a przy tym tak urocza, że moje wargi drgają samoistnie.

— Już rano — mówię.

Podchodzę do niej i kucam przy kanapie tak, by nasze oczy znalazły się na jednej linii.

Mistrz tajemnic [LA TALES #1] I ZAKOŃCZONAWhere stories live. Discover now