Rozdział 20.1

6.2K 416 47
                                    


Dzień dobry,

W końcu wróciłam <3 Mam nadzieję, że też się cieszycie! Czeka nas jeszcze kilka rozdziałów, a po drodze kilka niespodzianek. Koniecznie dajcie mi znać, czy macie jakieś teorie względem kolejnych rozdziałów! 

*

😈 Rav 😈

Stoję w swoim biurze i opieram się jedną ręką o ścianę, a drugą nieudolnie próbuję wepchnąć do kieszeni. Skóra na moich kostkach jest kompletnie potłuczona, ale sam jestem sobie winien. Tak kończy się walenie w ścianę gołą pięścią. Zawieszam wzrok na sąsiednich budynkach, a następnie przenoszę wzrok na niebo. Ołowiane chmury przesuwają się powoli po ciemnym niebie, co idealnie oddaje mój stan ducha. Ciągle towarzyszy mi to dziwaczne uczucie, jakby co najmniej ktoś usiadł mi na klatce piersiowej, odcinając dopływ do tlenu.

Nie mam pojęcia, co robi Elise.

— Panie Loring.

Odrywam spojrzenie od panoramy Los Angeles i zauważam stojącego w drzwiach Knoxa. Nie lubię tych wszystkich okropnych formalności, ale jesteśmy do nich zmuszeni, szczególnie gdy inni ludzie słuchają. Wnerwiała mnie ta mnogość przeróżnych imion, których używałem, ale nie były dla mnie niczym innym, jak maskami. Zależnie od sytuacji, ukrywałem się za najwłaściwszą z nich.

— Stało się coś poważnego?

Kurwa. Chyba naprawdę muszę wyglądać jak gówno, skoro facet pokroju Knoxa zwraca uwagę na coś takiego.

— Po prostu sprawdzałem, czy ściana jest solidna — odpowiadam spokojnie. — Coś się stało?

— Barthomelow Johnson przyjechał do Elise.

Nawet nie wiem, kiedy zaczynam oddychać tak szybko, że praktycznie dyszę. Moje nozdrza zaczynają drgać, a ręka po raz kolejny rwie się do uderzenia. Tracę kontrolę, jednak nim kompletnie daję się porwać w odmęty szaleństwa, znów skupiam wzrok na budynkach.

— Kto to?

— Pracują razem.

— Macie ich na oku?

— Zasłoniła wszystkie okna.

Klnę pod nosem. To ja doprowadziłem do tego, że fantastyczna młoda kobieta zaczęła zasłaniać okna w biały dzień, żyjąc na jakieś spokojnej dzielnicy. Ja, nikt inny.

— Macie dyskretnie jej pilnować do czasu aż nie powiem, że jest inaczej. Nie chcę, żeby bała się jeszcze bardziej. Coś jeszcze?

— Dzwonił Donatello.

Wywracam oczami. Don to kolejna osoba, na którą chwilowo nie mam nastroju.

— Czego dokładnie chciał?

— Tego, co zwykle. Wspólny obiad, ale zgodnie z rozkazem powiedziałem, że jest pan chwilowo niedostępny.

— I co on na to? — spytałem, odrobinę się rozchmurzając.

— Prosił, by przekazać kilka inwektyw, ale z szacunku tego nie zrobię.

Moje wargi drżą. Najwyraźniej jestem takim dupkiem, że umiem wnerwić nawet świętego Dona.

— Dzięki, Knox. Gdzie jest mój ojciec?

— W posiadłości na Perugia Way.

Kiwam głową.

— Powiedz sekretarce, że wychodzę. Nikt nie musi za mną jechać. Ach, byłbym zapomniał. Pamiętasz, o co wcześniej cię prosiłem?

— Tak, proszę pana. Mam adres.

Mistrz tajemnic [LA TALES #1] I ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz