14.

18 3 1
                                    



- Dobrze cię widzieć, Lea. Musimy porozmawiać.

Niewidzialna bryła lodu opadała na dno jej żołądka, mrożąc w nim każde naczynie krwionośne i przyprawiając o niewidzialny chłód, który w kilku momentach owinął całe ciało. Skurczyła się w sobie, zastygając w bezruchu z ręką wciąż zaciśniętą na klamce. Najchętniej trzasnęłaby z całej siły drzwiami, zamykając je przed nosem nieproszonemu gościowi.

- Carter?

Jej uszu dobiegł zdziwiony głos Justina, który zobaczył w progu swojego przyjaciela. Ujrzała triumfujący uśmiech, który przebiegł przez twarz Sandersa, gdy wyminął ją w przejściu. Westchnęła cicho i zamknęła za nim drzwi. Wiedziała, że jego pojawienie się oznacza dla niej katastrofę. A wybrał najgorszy z możliwych momentów - podczas kłótni, którą toczyli z Justinem. Była zraniona, krwawiła, a on przyszedł zadać ostateczny cios. Pogrążyć ją i sprawić, że wszystko, co krzyczała mu w złości, urzeczywistni się. Nabierze odpowiedniego tła i nie będzie miała nic na swoją obronę.

- Co tu robisz? - zapytał Justin.

- Musimy porozmawiać - odpowiedział krótko i przeszedł do salonu nie czekając na zaproszenie.

Lea i Justin ruszyli za nim. Chłopak nieświadomy bomby, która zostanie zaraz zrzucona, ona idąca pokornie po ostateczny cios.

- Carter, przerażasz mnie. Co się stało?

Mulat westchnął, patrząc smutno na przyjaciela. Usiadł na kanapie i zaczął mówić. Prosto z mostu, nie bawiąc się w żadne ostrzeżenia.

- Ona. - Kiwnął głową na dziewczynę. - Ona nie jest tym kim myślisz.

Justin najpierw popatrzył na Leę, a później przeniósł pełen niezrozumienia wzrok na Cartera, oczekując na rozwinięcie myśli.

- Ty mu powiesz czy ja mam to zrobić? - Sanders skierował pytanie do szatynki.

- Och - odparła cierpko - chętnie usłyszę twoją wersję.

Była ciekawa perspektywy Sandersa, a poza tym nie zamierzała sama się pogrążać. Nie wiedziała ile chce powiedzieć chłopak. Prościej jest odpierać ewentualny atak niż samemu wywieszać białą flagę. Zanurkowała do swoich myśli i przywołała w głowie pierwsze spotkanie z Carterem.


Siedziała na wysokim barowym stołku i znudzona skubała białą cebulkę w swoim drinku. Ledwo tydzień temu wróciła do Nowego Jorku, po trzyletniej przygodzie w Londynie, a już każda cząstka jej ciała nienawidziła tej metropolii. Animozja do tego miasta sięgała zenitu - nie było w nim nic atrakcyjnego. Jego brzydota i zadufanie emanowały z każdej ulicy i alejki. Dziki, szczurzy wyścig, szpetota, brud i ten nieprzyjemny, unoszący się wszędzie zapach spalin i ulicznego, tłustego żarcia.

Wyjęła z torebki małe lusterko i ujrzała w nim swoje odbicie. Blond włosy, w chłodnym, platynowym odcieniu były proste i ledwo dotykały jej ramion. Odruchowo przeczesała ręką kilka kosmyków, upewniając się, że peruka dobrze się trzyma i nie zdradzi jej prawdziwej tożsamości. Jej niebieskie oczy zamieniły się w porywająco ciemny brąz, który na myśl przywodził tęczówki  matki. Mimowolnie się skrzywiła na to porównanie, które sugerował umysł. Poprawiła jasną, różową szminką swoje pełne usta. W odbiciu lusterka ujrzała, jak drzwi pomieszczenia otwierają się głucho i do środka wchodzi wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Carter Sanders. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, gdy zobaczyła jak zmierza do baru przy którym siedziała. Zamknęła zgrabnie lusterko i schowała je do torebki. Czas zarzucić wędkę i złowić rybkę.

Fly, little doveWhere stories live. Discover now