9

306 20 10
                                    

- zamknij oczy

Chłopak wykonał polecenie, pocałowałam go w policzek ostatni raz i.....po prastu odeszłam

**********
Szlam już kilka godzin nie mogąc znaleźć kompletnie nic. Może złe zrobiłam odchodząc. Nie, zrobiłam to co uważałam za słuszne. Nawet gdybym teraz chciała wrócić, to bym nie mogła, Carl zapewne nie chciał by nir w ogóle na oczy widzieć, a ja sama nie znam drogi powrotnej.

,,cóż, takie życie"

Szłam, szłam i szłam.

Bez celu, nie wiedząc dokąd, nie rozumiejąc sensu życia w takim świecie, czasem się bojąc...ale szłam.

,,Ludzie w tych czasach popełniają samobójstwo, tez nad tym myślałam, ale jaki w tym sens? Jak będę miała umrzeć to i tak umrę, przed śmiercią nie da się uciec. Powód jeszcze jest taki, ze nawet w tych czasach żeby się zabić, trzeba być cholernie odważnym tchórzem. Bałabym się takiej śmierci jeszcze bardziej, niż boje się być zjedzona przez zimnych. Bez tego dziadostwa byłoby lepiej, tak jak kiedyś. Teraźniejsze życie to ciągła walka, strach i ucieczka."

Moje przemyślenia wyrwał szelest liści. Ktoś był w krzakach. Carl? Nie możliwe, to nie mógł być on

- kim jesteś?!

Krzyknęłam wyjmując katanę

Nie możliwe ze był to zimny, bo już dawno by się na mnie rzucił. To był człowiek, na sto procent.

Z krzaków powoli wyłonił się jakieś mężczyzna. Miał długie Brązowe włosy i duże niebieskie oczy, wyglądał mnie więcej na 28 lat? Nie wiem.

- kim jesteś pytam

Powiedziałam już lekko poirytowana

- Jezus

Prychnęłam

- pytałam jak masz na imię, a nie jak się nazywasz
- Jezus

Powtórzył

- dość tego

Wyjęłam glocka, już miałam strzelić mu w głowę, kiedy nagle mężczyzna kucną, podstawił mi nogę, przez co glebłam na ziemie. Zabrał mi broń....teraz to ja byłam na przegranej pozycji

- nie chce cię zabijać, powiedz mi jak się nazywasz i czy masz grupę
- Charlotte—

Skłamałem

— miałam grupę jeszcze kilka godzin temu
- co się Z nimi stało?
- nic

Spojrzałam na mężczyznę jak na idiotę

- w takim razie ty odeszłaś?
- a jak myślisz?

Prychnęłam

- dlaczego?
- przesłuchanie?

Zmierzyłam go wzrokiem z ziemi, nie patrzył na mnie z wyższością ani jakaś nadmierna dumą, raczej ze zdziwieniem i opanowaniem

- odpowiedz
- czułam ze się za bardzo przywiązuje do nich, zadowolony?

Wywróciłam oczami

- chodź

Podał mi rękę

- po co?
- zaprowadzę cię w bezpieczne miejsce
- dopiero z takiego uciekłam po co mi nowe?

Odwróciłam wzrok alby mężczyzna niezauważył zbierających się łez w moich oczach

- nie chodziło ci wcale o miejsce—

Spojrzałam na niego zdziwiona

— chodziło ci o ludzi, i o ich bezpieczeństwo. Czułaś, ze stwarzasz tam zagrożenie? Dobrze mówię?

Chwyciłam dłoń mężczyzny

- oddaj mi moją broń
- jak dojdziemy na miejsce. Do wzgórza jeszcze kawałek drogi, wiec nie mam pewności czy czego nie wywiniesz. Narazie broń zostaje u mnie
- ugh niech będzie—

Warknęłam

— wielka mi różnica

Mruknęłam pod nosem

***********

Idziemy już godzinę, narazie nic ciekawego, po porasta idźmy przed siebie, czasem sobie w praaaawo skręcimy, czasem w leeeewo. Ekscytujące.

W pewnym momencie się zatrzymałam. Mężczyzna zrobił to samo

- czemu ja w ogóle z tobą idę?
- a czemu nie?
- nie odpowiada się pytaniem na pytanie

Uniosłam brew do góry i zmierzyłam mężczyznę wzrokiem

- masz strasznie sukowate spojrzenie, mówił ci to już ktoś?—

Prychnęłam i poszłam przed siebie

— a ty dokąd ?
- jeszcze nie wiem
- nie żartuj sobie, osada jest jeszcze około kilometra stąd. Chodź.

Wywróciłam oczami i podążałam dalej za mężczyzna

Kilka chwil później wyszliśmy z twgo jebanego lasu na jakąś polane, na której środku stało wielkie drewniane ogrodzenie

- gdzie my jesteśmy?

Spojrzałam nieufnie na mężczyznę, on tylko lekko się uśmiechną

- witaj na wzgórzu

Now fear the dead| TwdWhere stories live. Discover now