Kłótnia

2.4K 90 22
                                    


𝕯ookoła było cicho. Ale to nie była ta komfortowa cisza. Ta cisza przerażała. Z każdą kolejną minutą stawała się mroczniejsza. Bardziej niebezpieczna. A po środku tej ciszy stała dziewczyna. Starsza wersja Ophelii Aurory Bailey. Dziewczyna o włosach koloru brąz, i miodowo zielonych oczach skanowała wzrokiem otoczenie. Właśnie teraz, miała zaszczyt zobaczyć, jak naprawdę wygląda cisza, a każdy przecież wie, że czasami pośród ciszy można usłyszeć więcej, niż jakby słuchać godzinami czyiś słów. Cisza, miała niezliczoną ilość sekretów, a większość z nich nie została, i nie zostanie nigdy ujawniona. Kobieta, gdzieś w głębi tej czerni, ujrzała drugą kobietę. O rudych włosach i zielonych oczach, nie takich pięknych jak za czasów szkolnych. Teraz te oczy przerażały. Wyrażały niezliczoną ilość bólu. Ophelia musiała przyznać, że jeszcze nigdy nie widziała tyle żalu w czyiś tęczówkach. Mimo ponurego otoczenia, uśmiechnęła się krzywo niedowierzając, jak dużo ludzkie oczy potrafią zdradzić. I wtedy, to do niej dotarło. Przed nią znajdowała się jej wierna przyjaciółka, z którą u boku, zawsze wspólnie przemierzały korytarze Hogwartu. Przed nią stała starsza wersja Lily Evans, wypłakująca rzewne łzy. Ile teraz Ophelia by dała, aby zdjąć ten ciężar z ramion przyjaciółki i samemu go nosić. Jednak Bailey była mądrą dziewczyną i zdawała sobie sprawę, że to nie jest do końca możliwe. Nagle, obok Lily stanął kruczowłosy mężczyzna w okularach.

- James Potter - szepnęła Ophelia.

Nic bardziej prawdziwego. Ale to nie jego widok zdziwił dziewczynę najbardziej. Albowiem James Potter trzymał na rękach małego chłopczyka, góra rocznego, o tych samych kruczowlosych włosach co James, jednak oczy miał po Lily. Nie długo Ophelia musiała się zastanawiać nad tym skąd to dziecko wzięło się na rękach Pottera. Było to logiczne. Potter trzymał wspólne dziecko, jego i Evans. Mężczyzna oddał delikatnie chłopca w ręce matki.

- Żegnaj, Harry - odparła Lily, wkładając chłopca do łóżeczka.

Trwało to ułamek sekundy. Przez ciszę przedarł się przerażający wrzask. James oraz Lily upadli na podłogę w tym samym momencie, jednak mężczyzna zdążył złapać kobietę za rękę. I razem oddali ostatnie tchnienie.

Ophelia obudziła się z niemym wrzaskiem. Na jej czole widniały kropelki potu, a ręce zaczęły się trząść. Spojrzała w dół. Na jej koszulce odznaczały się mokre ślady. Oddech miała nierówny, płytki. Nie minęła sekunda, a obok jej łóżka zmaterializowała się Poppy. Dziewczyna ostrożnie dźwignęła się na łokciach do siadu.

- O mój Merlinie. Dziecko nie strasz - powiedziała Pomefry, przykładając swoją lewą dłoń do miejsca, gdzie powinno znajdować się serce.

Ophelia nawet nie była w stanie przewrócić oczami. Niby spała, ale była piekielnie zmęczona. Ile by dała, żeby mieć teraz chwilę spokoju, ale ta prośba nie mogła oczywiście zostać spełniona. Najwyraźniej pielęgniarka postawiła sobie za punkt honoru, że będzie krzątała się przy łóżku dziewczyny, dopóki ta się nie uspokoi. Gryfonka już pożądnie zirytowana obecnością kobiety postanowiła zainterweniować.

- Spokojnie Poppy. - zaczęła Bailey, ale nie było dane jej dokończyć.

- Jakie spokojnie?! Jakie spokojnie?! - przerwała jej pielęgniarka. - Dziecko, żebyś tylko siebie widziała. Wyglądasz okropnie.

- Dziekuje za miłe słowo, Poppy - powiedziała dziewczyna, a na jej twarzy zakwitł grymas zdenerwowania. - Ale przyrzekam z ręką na sercu, że to był tylko zły sen.- Ophelia popatrzyła błagalnie na pielęgniarkę.

Pomefry chwile przyglądała się swojej podopiecznej, aby upewnić się, czy aby wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po chwili machnęła tylko ręką, dając jej tym samym zgodę na opuszczenie Skrzydła Szpitalnego. Jednak zanim dziewczyna zdążyła się podnieść, Poppy wskazała jej jakiś punkt obok niej.

Expecto Patronum ➶︎ 𝔍𝖆𝖒𝖊𝖘 𝕻𝖔𝖙𝖙𝖊𝖗  ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz