Część 5

466 31 20
                                    

Rankiem obudziło mnie pukanie do drzwi. Zwlekłam się leniwie z łóżka i na wpół przytomna poczłapałam do nich.

-Kogo niesie o tak wczesnej porze?- mruknęłam drapiąc się w tył głowy.

-Jest dwunasta Yumi- odpowiedział osobnik stojący na korytarzu. Przetarłam dłonią oczy i przyjrzałam się mojemu rozmówcy.

-No właśnie Karube, jest dwunasta, normalni ludzie jeszcze o tej godzinie śpią- powiedziałam wpuszczając chłopaka do pokoju.- Co było takie ważne że przyszedłeś i mnie obudziłeś?- spytałam z powrotem wchodząc pod kołdrę.

-Nie kładź się, idziemy trenować- złapał mnie za rękę i nie zważając na moje protesty wepchnął mnie do łazienki- Masz 10 minut inaczej wejdę tam i ci pomogę- powiedział, a ja chcąc nie chcąc zastosowałam się do jego polecenia. Już po niespełna 5 minutach stałam w białym ręczniku przy szafie.

-Mogłaś powiedzieć to bym ci coś rzucił- mruknął pretensjonalnie odwracając ode mnie wzrok.

-Już chyba wolałabym żeby Niragi tu teraz wszedł niż abyś grzebał w mojej szafie- odpowiedziałam biorąc do ręki szare spodnie, czarny stanik sportowy oraz moją ukochaną czarną bluzę i wróciłam do łazienki.

Kiedy opuściłam pomieszczenie całkowicie uszykowana, udaliśmy się na hotelową siłownię. W sumie to pomysł blondyna nie był głupi. W tym świecie warto posiadać dobrą sprawność fizyczną.

-To od czego zaczynamy?- spytałam, a chłopak wskazał na jakieś urządzenie.

-Od tego- odpowiedział i pociągnął mnie  w stronę stanowiska.

********

Okej ostrzegam was, nigdy ale to nigdy, pod żadnym pozorem nie pozwólcie się zawlec na siłownie przez Karubego. Czemu? Już wam mówię. Od jakiś dwudziestu minut wypluwam sobie płuca bo Panu "Jestem Fit" zachciało się na koniec maratonu na bieżni i tak o to popierdalam jak głupia już 4 km.

-Dobra koniec bo mnie tu zaraz będziesz musiał cucić- wydyszałam zatrzymując urządzenie. Gdy tylko stanęło, zeszłam z niego chwiejnym krokiem i od razu położyłam się na ziemi.- Nigdy więcej się na to nie zgodzę- wysapałam próbując unormować oddech.- Zanosisz mnie na śniadanie bo za nic nie wlezę po tych schodach.- w odpowiedzi usłyszałam śmiech blondyna. Po jakiś 5 minutach, blondyn również skończył ćwiczyć i stanął nade mną z podejrzanym uśmiechem.

-Co się tak szczerzysz?- spytałam zaniepokojona. Chłopak nic nie odpowiedział i przerzucił mnie sobie przez ramię jakbym była jakimś workiem kartofli- Co ty odwalasz! Postaw mnie na ziemi!- piszczałam bijąc go pięściami po plecach.

-Miałem cię zanieść na śniadanie więc nie marudź bo zaraz wylądujesz na podłodze- odparł przez śmiech i ruszył w kierunku restauracji. 

*******

Chłopak posadził mnie na krześle i wybuchł śmiechem.

-Oj nie rób takiej miny- odparł 

-Łatwo ci mówić, to nie na twój tyłek się wszyscy patrzyli- warknęłam, a chłopak po raz kolejny się zaśmiał 

-Dobra już dobra, przepraszam okej?- zmierzwił mi włosy przez co wbrew swojej woli się uśmiechnęłam.

Wraz z chłopkiem zjedliśmy pyszne śniadanie, a po posiłku rozeszliśmy się w swoje strony. Mnie jak zwykle wywaliło na dach budynku. Nie było dla mnie też zaskoczeniem kiedy po kilkunastu minutach pojawiła się obok mnie blond czupryna.

-Dzisiaj bez wina?- spytał

-Nie chciało mi się schodzić do baru- mruknęłam w odpowiedzi 

Let's play a gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz