♔ 41-Which I have to kill first? (cz.1)

2.9K 242 29
                                    

- Nigdzie się nie ruszajcie, bo nie zamierzam za wami biegać. - Lancelot uśmiecha się ironicznie odwracając na pięcie, a następnie podążając do obrzydliwego domku, w którym się obudziła.

- Zayn. - szlocham patrząc w stronę braci. - Zayn! - podnoszę głos, a łzy nie przestają lecieć z moich oczu. - Harry! - zero reakcji. Ogrania mnie dziwne uczucie wyobrażając sobie różne scenariusze w głowie. Przełyka nerwowo łzy szarpiąc się. - Zayn! - próbuję jeszcze raz, ale na darmo. Nadal siedzą w tej samej pozycji : ręce przypięte z tyłu pleców, ogromna kula u nogi z łańcuchem, a głowa pochylona nisko. - Proszę - szepczę jakby do siebie rozglądając się w okół. Chcę, aby chociaż się odezwali, a nie siedzieli tak jakby coś im się stało.

Wyczuwam ruch, przez co odwracam zapłakaną twarz. Wiatr wieje w moją stronę i już teraz wiem, że na pewno - jeśli z tego wyjdę żywa  - będę miała zapalenie spojówek. Unoszę zaskoczona brwi widząc Diego, zbliżającego się w moją stronę.

- Ty też. - syczę z goryczą, uświadamiając sobie po zachowaniu i podłej minie mężczyzny że współpracuje z Lancelotem.

- Miło cię znowu widzieć piękna. - podchodzi bliżej.

- Co im zrobiliście? - szepczę wskazując głową na Zayna i Harrego. Mój podbródek drży pod wpływem emocji i wystarczy tylko chwila, by znowu zalała mnie kolejna fala płaczu.

- Nic takiego. - macha ręką siadając na kamieniu obok mnie. Wyciąga zakrwawiony scyzoryk z  kieszeni i zaczyna się nim bawić. - Tylko  poprzybijaliśmy im bębenki w uszach i wydłubaliśmy oczy. - wzrusza ramionami, a ja zamieram. Moje serce staje, a krew przestaje krążyć.

- Co?

- To co słyszałaś, za bardzo się szarpali i sprawiali kłopot.

Z moich ust wydobywa się jęk zabitego zwierzęcia. Na samym początku nie wierzę mu patrząc na niego tępo, ale widząc jego powagę coś we mnie pęka. Cała blokada zostaje usunięta, a ja jak postrzelony ptak spadam niżej i niżej, a docieram na dno. Mój oddech jest nierównomierny, a z każą następną sekundą ciszy cierpię coraz bardziej. Harry i Zayn nadal milczą, nie poruszyli się. Cała nadzieja, na dobre zakończenie tego wszystkiego właśnie umarła.

- No, ale popatrz na to z innej strony. - odzywa się po chwili Diego. - Nie będą cierpieć, jak ich zabijemy, bo chyba już są na skraju.

- Ej no, nie mów tak.

Podnoszę głowę dostrzegając Lancelota z Drake' nem na rękach. Moje serce przyśpiesza i pomimo całe sytuacji i obolałych kości wyciągam ręce jak żebrak, by podał mi moje dziecko. Lancelot spogląda na mnie, to na moje kończyny i uśmiecha się cwanie.

- Proszę, daj mi go. - z moich ust wydobywa się skrzek. Gardło mam zdarte tak jak serce. Nadal łudzę się, że to tylko sen.

- Wiesz, masz u mnie plusa za to, że wyszłaś na zewnątrz tak jak cię prosiłem. - chwali mój były przyjaciel, jednocześnie przyznając się, że to on pisał te wszystkie kartki. Stwarzał pozory takiego miłego i do cholery wychowałam się z nim i myślałam, że znam go jak własną kieszeń. Myślałam, że mnie kocha, tak jak ja jego, oczywiście jak przyjaciela. Dlaczego nie zauważyłam tego co powinnam? Co zrobiłam źle, że tak mnie odepchnął i chce zabić? - Dlatego możesz go jeszcze potrzymać, zanim to ja przejmę rodzicielstwo. - podaje mi dziecko, a ja nie zważając na jego sowa chwytam je gwałtownie przyciągając do swojej klatki piersiowej. Płaczę nad nim ze szczęścia i rozpaczy w jednym, całując w te czarne włosy. Moje ręce ciasno owijają się w okół jego ciała, tak bym czuła go obok siebie jeszcze bliżej. Nie da się opisać stanu w jakim się teraz znajduję, ani uczuć które czuję. Mam moje dziecko przy sobie, ale na jak długo? Nie zniosę tego, gdy mi go odbierze. Po prostu umrę na miejscu bez żadnego pistoletu czy noży, albo innej broni. Umrę z rozpaczy. Z resztą już zaczyna powoli się to dziać, Harry i Zayn...- Jak widzisz mnie w roli ojca, co? - podjudza mnie Lancelot uśmiechając się podle. Nie odzywa się, bo boję się, że palnę coś co nie trzeba.

- Zapewne będziesz lepszy niż Zayn. - mamrocze cicho Diego, a potem oboje się śmieją. Mówią, że po pozorach nie wolno oceniać, bo czasami mylą. W kwestii Diego, nie pomyliłam się co do joty. Jest sukinsynem jak ich mało. Od zawsze wiedziałam, że coś w nim jest nie tak. Trzeba być już naprawdę chorym psychicznie człowiekiem, by brać udział w tym czymś. Nie wspominając oczywiście o tym jak udawał przyjaciela Zayna, a ten głupi mu wierzył.

- Na początku zmienię mu imię, na takie bardziej tutejsze, Christian. - oznajmia Lancelot. Spoglądam na niego zniesmaczona jak i przerażona. - Tak Bello, po twoim ojcu. - przez jego twarz przemyka cieć, jakby coś sobie przypomniał. - Zapomniałbym o tym, że twój ojciec przepisał mi cały zamek, wiesz o tym? - unosi brwi, a ja zaskoczona tym faktem nie robię nic. Mam ważniejsze sprawy niż majątek mojego ojca, jednak czuję coś dziwnego po tych słowach. Zdradę? - Zaraz gdy wyjechałaś po ślubie z Zaynem na Ciemną Stronę, oczywiście jestem mu bardzo wdzięczny, ale jego dobytek zostanie mi przekazany, gdy umrze. Tak więc nie zdziw się gdy naciągnie kopytami za niedługo.

- Jesteś chory. - szepczę.

- A ty głupia. Warto był uganiać się za tym idiotą? - prycha, wskazuje na postacie w cieniu. Domyślam się, że chodzi o Zayna, przez co przełykam ślinę nie dopowiadając. Oczywiście, że warto, Zayn był i jest całym moim światem wraz z Drake' nem. - Prosiłem cię tyle razy o to by było między nami coś więcej niż tylko przyjaźń, ale ty to zawsze ignorowałaś. Wymyślałaś wymówki o tym, że jesteśmy przyjaciółmi i bla, bla, bla. - wzdrygam się na jego ściszony ton głosu. - Nadszedł czas zemsty Bello, za to wszystko co mi zrobiłaś. 

- Lancelocie, proszę, nie rób czegoś czego będziesz potem żałował. - przeciągam nieuniknione.

I tak mnie zabije.

- Kochanie, nie będę niczego żałował. O dziwo, patrz gdzie się znajduję i spójrz, czy mam jakąś skruchę wymalowaną na twarzy. - wskazuje na siebie. - Koniec tych gierek, Diego zabierz jej bachora, a ja idę po broń.

- Nie! - skomlam przyciągając go mocniej do mojej klatki piersiowej. Cała trzęsę się z zimna, strachu i łez, ale nie pozwolę na to, by znowu mi zabrano to, o co walczyłam. 

- Jeśli nie chcesz ucierpieć oddaj go po dobroci. - mamrocze cicho Diego nachylając się nade mną i jeszcze raz podejmując próbę wzięcia dziecka. Zapieram się nogami, jednocześnie skulając się i chowając je w sobie. Czuję mocne szarpnięcie za ramię, co doskonale stawia mnie do pionu. - Najwyżej Drake popatrzy sobie na śmierć. - wzrusza ramionami popychając mnie w stronę następnego kamienia, bliżej zakneblowanych osób.

- Więc Bello. - Lancelot pojawia się szybko obok nas, a ja widząc, że wkłada nabój do pistoletu nieruchomieję. Matko Święta. - Mam dla ciebie propozycję. Zabiję tylko jednego, bo gdzieś zgubiłem drugi pocisk. Oczywiście jak na razie. - zaznacza ze śmiechem terrorysty. - Więc? Który pierwszy?

▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌▌

Hejka ludziska :D

Po pierwsze sorka za jakiekolwiek błędy, bo pisałam ten rozdział wczoraj o 11:30 i oczy tak bardzo mi się kleiły, że nie wiem czy jest poprawnie napisany. Oczywiście mogłabym to teraz sprawdzić, ale jestem leniem :D

Po drugie wczoraj miałam takie nudy, że nie wiedziałam co mam robić. Natchnęło mnie na ONE SHOT' A z Zaynem jako gwałciciel xDDDD OMG XDDD Jestem ułomna xDDDD Z racji tego, że w tamto Halloween (co było) nie dodałam nic, to to następne się zmieni. 

 xDDD OMG xDDD Tak więc ( wiem, że to za wcześnie, ale lubię mieć wszystko gotowe i zaplanowane ) potrzebna jest mi okładka. Ci u których przeważnie zamawiam są zawaleni, więc, więc XDDD Jakby komuś się nudziło i by podjął się tego zadania, pisać na priv, albo w komentarzach :D

To chyba tyle...

Jutro Vampire, a w poniedziałek Fighter.

Buźka :****

Broken the law 2 ➡Z.M✅Where stories live. Discover now