♔ 40-Is this the end?

3K 257 31
                                    

< Perspektywa widokowa >

Jeden ze strażników budzi się przez chłodne podmuchy wiatru spowodowane przez źle domknięte drzwi. Potrząsa głową by odpędzić resztki senności i wstaje na równe nogi rozciągając swoje kości. Jednym zwinnym ruchem domyka drewnianą powłokę. Zauważa cieniutką smugę światła padając na rzeźbioną balustradę.

Pokój Belli.

Jest lekko zdziwiony faktem, że jeszcze nie śpi przez co chcąc zobaczyć czy wszystko w prządku idzie wzdłuż korytarza, jednocześnie widząc że w pokoju Yasera też się świeci. Po cichu wchodzi schodami na wyższe piętro, a następnie dociera do pokoju kobiety. Delikatnie puka w powłokę drzwi.

- Wszystko uporządkuj proszę pani? - dobrze pamięta słowa Christiana odnośnie jej bezpieczeństwa. Cały czas powtarzał im by teraz szczególnie na nią uważali. Jest załamania po stracie syna a w takich przypadkach różne rzeczy chodzą po głowie. - Proszę pani? - pyta już troszkę głośniej jeszcze raz pukając. Odpowiada mu cisza. Bez zastanowienia nad konsekwencjami wchodzi do środka. Rozpada się po pokoju ale nie ma jej. Przesyłka nerwowo silne wchodząc do jej łazienki.

Tam tez nic.

Od razu wybiega na korytarz a następnie pędem biegnie do komnaty Christiana.

- Panie twoja córka zniknęła. - nie sili się nawet na pukanie. Łączy fakty o źle dotkniętych drzwiach. Teraz ma sobie za złe zaśnięcie. Jest nowy i dopiero awansował na wyższe stanowisko, by pilnować z najlepszymi zamku króla. Miał się nauczyć czyjegoś co każdemu się przyda, jednak strażnicy oznajmili, że nic ciekawego się nie dzieje i jak zawsze mogą sobie pospać. 

Christian zrywa się zdezorientowany budząc przy tym Trishe. Zmarszczka pomiędzy jego brawami formuje się natychmiast i już ma opieprzyć na całej linii nowego, ale rezygnuje z tego gdy docierają do niego jego słowa.

- Jak to zniknęła? - pyta na wydechu sięgając po szlafrok.

- Nie mam pojęcia panie, światło się u niej świeciło, a kiedy poszedłem zobaczyć czy wszystko w porządku, nie było jej.

- Jasna cholera. - klnie pod nosem prezentując swoje włosy. - Wyjdź i powiedz rycerzom by sprawdzili cały zamek i za jego obrębem też.

- Tak jest. - wychodzi. Christian szybko ubiera się w swoje ubrania leżące na fotelu a następnie wyciąga bronić szuflady. - To było wiadome że tak postąpi. - mamrocze cicho do siebie. Już wcześniej miał dziwne przeczucie w związku z Bellą. Wiedział ze je zostawi tak tej sprawy z kartką informującą o szantażu. - Zamknij drzwi na klucz - informuje kobietę, która zaspana przecięta oczy. Ma na myśli nieporozumienia z Yaserem i z chęcią by go wyrzucił ale wie że jego pomoc jest niezbędna w poszukiwaniach wnuka.

- Uważaj na siebie - Trisha schodzi z łóżka podążając do drzwi. Ten tylko kiwa głową i odchodzi. Z westchnieniem zbiega schodami w dół do strażników, a kiedy widzi Yasera obok nich buduje się w nim złość. - Jeszcze nie śpisz? - pyta stając obok niego.

- Masz chujowych strażników. - Malik ignoruje fakt że Christian próbuje go zbyć. - Śpią na swojej warcie.

Właściciel zamku nie odpowiada tylko po kolei spogląda ma każdego z mężczyzn. Oczywiście że o tym wie i  nie przeszkadzam mu to. Jednak wydał im rozkaz by czuwali bo teraz najbardziej potrzebna jest mieszkańcom zamku ochrona, oni jednak to zignorowali. Jest wkurwiony na nich jak i na Belle, zrobiła coś czego jej zabraniał.

- Wojsko już się rozdzieliło i szukają jej panie. - jeden że strażników próbuje złagodzić sprawę. Christian nie odzywając się wychodzi na zewnątrz a za nim Yaser.

- I co? To wszystko? Nic im nie powiesz? - Yaser spogląda zaskoczony na Christiana. Dla niego takie coś jest karygodne.

- A co niby mam powiedzieć? - 

Malik tylko macha ręką. Jego zdanie o ciamajdowatym Christianie nic się nie zmieniło. Nadal uważa że zamiast być mężczyzna jest dupą.

                                                                        * * *

- I co?

- Nie znaleźliśmy jej panie.

- Jak to nie znaleźliście? - ojciec Belli jest zaskoczony tym faktem. Myślał że jeśli w zamku jej nie ma to znajdzie się gdzieś na zewnątrz. Jednak los lubi płatać figle, a Belli jak nie było tak nie ma. - Zejdź mi z oczu. - macha ręką przeczekać swoje włosy. Nie dopuszcza do siebie faktów, że mogła zabijać tak jak reszta.

                                                                        * * *

< Perspektywa belli >  

Moja głową bardzo boli kiedy z zamkniętymi oczami próbuje się podnieść. Po opacku badam miejsce znajdujące się z tyłu głowy. Otwieram oczy i rozglądam się spanikowana nie wiedząc gdzie jestem. Znajduje się w jakiej ciemnym i obleśnym pokoju, w którym na kilometr czuć pleśń. 

- Jest tutaj kto? - mamroczę jednocześnie z grymasem siadając. Łóżko, na którym siedzę jest mokre od ciemnej cieczy. Zdezorientowana przejeżdżam po tym palcem i podnoszę bliżej oczu. Jednak zbytnio nie rozpoznaję co to jest, przez co przysuwam delikatnie pod nos.

Krew.

Zaczynam panicznie schodzić z łóżka i może zeszłabym z niego normalnie gdyby nie coś przypięte do mojej nogi wywołujące wielki huk po zderzeniu z podłożem. Mój oddech przyśpiesza słysząc kroki dochodzące zza drzwi. Chwytam obiema dłońmi łańcuch  z kulą próbując jakoś go zdjąć, ale na marne. 

Ani drgnie.

Drzwi się otwierają rażąc mnie światłem żarówki. Już mam zacząć krzyczeć i podjąć próbę ucieczki, ale dostrzegam znajomą twarz.

- Lancelot? - dyszę nie mogąc w to uwierzyć.

Nagle olśniewa mnie.

- A widzisz tu kogoś innego? - prycha podchodząc do mnie. Gwałtownie łapie mnie za ramie skutecznie odwracając, a następnie wypycha z pomieszczenia. 

- Dlaczego ty? - dyszę próbując iść, ale kula cały czas mi na to nie pozwala, przez co zostaję od czasu do czasu popchana do przodu przez mężczyznę.

- Nie mam ochoty z tobą gadać. - ucina wyprowadzając mnie na zewnątrz.

- Byłeś moim przyjacielem. - kolejna łza spływa po  moim policzku.

Odwraca się do mnie twarzą.

- Przyjacielem. Tylko jebanym przyjacielem. 

Wzdrygam się na jego oschły ton i już prawie mam go błagać, by nie robił nic pochopnego, gdy zaciąga mnie w stronę ogromnego klifu, ale słyszę płacz.

Drake.

- Oddaj mi go. - chlipię próbując się wyrwać. - Słyszysz? - podnoszę głos kiedy nie odpowiada. Jednym zwinnym ruchem powala mnie na ziemię przykuwając do skały. Jęczę czując jak moja skóra bardzo boleśnie ociera się o chropowatą powierzchnię. Spoglądam spanikowana w stronę skąd dochodził płacz, ale nikogo nie widzę. Zapanowała grobowa cisza, ale mogę przysiąc, że moje bijąc serce słyszy także Lancelot.  - Zayn i Harry ci tego nie darują. - szepczę dławiąc się łzami.

- O nich mówisz?  - uśmiecha się ironicznie wskazując na skały kilkanaście metrów dalej. Dopiero teraz dostrzegam dwie zakneblowane postacie.

O mój Boże.

----------------------------------------------

I wszystko jasne xD
Jutro Fighter :3
Buźka i do następnego :**

Broken the law 2 ➡Z.M✅Kde žijí příběhy. Začni objevovat