Rozdział 10 - Tajemniczy Charlie

938 70 2
                                    

            Zatapianie smutków i żalów w alkoholu nie należało raczej do roztropnych czy też najlepszych wyjść, tym bardziej jeśli romansowało się z butelką taniego szampana sam na sam siedząc pod drzewem i spoglądając na samochody przemieszczające się w oddali. Jeden łyczek za spowodowanie kłótni, drugi łyczek za przegranie jej, trzeci za wstyd, czwarty za swoje żenujące życie, piąty za brak weny, szósty... Nie ważne za co, i tak będzie jeszcze siódmy, i ósmy, i dziewiąty, i... Aż do ostatniej kropelki. A dalej staczanie się z górki i pociągnięcie przeszczepów do wygodnego łóżeczka w domu i sen. Taki miałam ambitny plan.
            Cały dzień zadręczałam się wczorajszą sprzeczką w ogrodzie, a poczucie winy nie dawało mi spokoju ani na chwilę. Było mi ciężko na duszy, pragnęłam przeprosić wszystkich za swoje dziecinne i nieprzyzwoite zachowanie, ale póki co zarówno rodzice, jak i Anne stronili od rozmów ze mną. Fiona i Mark byli źli tylko i wyłącznie na mnie za wszczęcie tej nieprzyjemnej sytuacji. Nie obwiniali Harry'ego, gdyż uważali, że został on przeze mnie sprowokowany i miał prawo do obrony. Ich stanowisko przeciwko mojej osobie, co najmniej mnie zirytowało. Jak mogli odwrócić się od własnej córki? Mogli chociaż udawać, że stoją za mną murem, ale nie, zachciało im się szczerości. Nawet gdy wspomniałam o jego bezczelnym porównaniu, które „przypadkiem” usłyszałam, twierdzili, że mimo wszystko powinnam zachować zimną krew i nie wychylać się poza tłum. Zastanawiało mnie to strasznie mocno jak niektórzy ludzie po prostu lubili być niczym nie wyróżniającymi się szarakami, wolącymi omijać problemy szerokim łukiem zamiast stawiać im czoła. Po kim w takim razie odziedziczyłam taką wolę walki skoro moi rodzice byli zwolennikami porażki i trzymania buzi na kłódkę?
            Co do Anne, gniewała się na nas oboje, przy czym zapewne bardziej na swojego syna. W końcu był młodym mężczyzną, w dodatku żyjącym w świecie show biznesu, więc doskonale powinien znać pojęcia takie, jak powściągliwość czy opanowanie. Nerwy puściły z obu stron i zderzyły się tuż nad głowami naszych bliskich, czego ja niezmiernie żałowałam, niestety po fakcie. Najpierw myśl, potem przejdź do czynów, powiadają. Tak też zrobiłam. Zanim wybuchłam, zdecydowałam się na ten egoistyczny krok. Najwyraźniej miałam zbyt mało czasu, aby to dokładnie przeanalizować i podjąć odpowiednią decyzję. Ponadto szalejące wówczas wewnątrz mnie emocje zrobiły swoje. Czasu cofnąć nie mogłam, wypowiedzianych słów także. Musiałam wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, przetrwać jakoś sztorm oskarżycielskich spojrzeń i przeczekać aż świadkowie owego zdarzenia nieco ochłoną i zechcą przyjąć moje przeprosiny.
            Oparłam głowę o drzewo i popiłam trochę trunku prosto z butelki. Nie miałam cierpliwości do bawienia się w przelewanie szampana do kubeczka, poza tym z gwinta smakowało lepiej, a i cała scena żałości wyglądała bardziej zjawiskowo. Nancy Fritton opłakująca samotnie swój niechybny los nigdzie indziej, jak na Cotton Hill. Porażka dryfowała płynnie wokół mnie, nie dając o sobie zapomnieć. Łaskotała mnie po policzku, bawiła się włosami, drażniła niemiłosiernie i nie zamierzała odejść. Masz babo placek.
            - Wypij bimber, który se naważyłaś – mruknęłam pod nosem, już lekko wstawiona i odgarnęłam za ucho wpadające mi na twarz włosy. U podnóża Cotton Hill dostrzegłam Charliego wspinającego się dzielnie na sam szczyt. Nie wydawał się być radosny jak zazwyczaj. Piął się uparcie w górę z rękoma w kieszeniach dżinsowej kurtki, co raczej nie ułatwiało mu zadania. Ja zawsze machałam rękoma na prawo i lewo, kiedy wdrapywałam się na górę, między innymi po to, aby utrzymać równowagę i nie spaść.
            - Szukałem cię – powiedział na przywitanie z dziwną jak na niego powagą i dosiadł się do mnie, przy okazji lustrując prawie pustą butelkę, którą trzymałam w dłoni. Podciągnął nogi do siebie i oparł o nie ręce, charakterystyczna poza Milesa. Kiedy widzisz z daleka kogoś siedzącego w taki sposób, możesz spodziewać się właśnie jego.
            - Czy to było aż tak oczywiste, że tu jestem? - jęknęłam zrezygnowana, a Miles uśmiechnął się nieznacznie pod nosem. Co prawda, to prawda, bo gdzież indziej mogłabym być jak nie tutaj? To miejsce to moja wizytówka.
            - Słyszałem o kłótni – odezwał się po chwili ciszy, patrząc w dal. Jakoś nie bardzo mnie tym zadziwił, więc ani drgnęłam. Również podziwiałam urocze widoki Holmes Chapel skąpanego światłem zachodzącego słońca. Trochę się zasiedziałam od południa...
            - Od Minnie? - Byłam niemalże pewna, że to ona zrelacjonowała mu wszystko, zaraz po tym jak sama dowiedziała się ode mnie.
            - Nie, od Harry'ego – odparł Charlie bez większego przejęcia, a ja jak oparzona obróciłam się w jego stronę. Tym razem udało mu się mnie zaskoczyć.
            - Kiedy się z nim widziałeś?
            Każdy, najdrobniejszy szczegół tego spotkania mnie intrygował. Musiałam wiedzieć o jego okolicznościach, treści, przebiegu, jednak zdawałam sobie sprawę, że nie wypada mi o to wypytywać. Zaklęłam w duchu, kolejne zagadki do zastanawiania się nad. Niech to szlag.
            - Wczoraj wieczorem.
            - I co ciekawego cie powiedział? - spytałam podstępnie z nadzieją, że Miles zechce wyjawić mi choć rąbka tajemnicy. Na pewno wiedział jak cholernie ciekawska byłam i specjalnie odpowiadał tak zdawkowo. A to zdrajca...
            - Tylko o tym co się stało.
            Ton, jakim się posługiwał brzmiał, jakby zmierzał do dania mi lekcji dobrych manier, przyzwoitości, zwrócenia mi uwagi i wyrażenia dezaprobaty do mojego występku. Zapowiadało się na kolejne spięcie. Zdaje się, że uchodziłam za wroga publicznego numer jeden. Śmiało dajcie mi nalepkę, sama przykleję ją sobie na plecy.
            - Nie wspominał nic o tym jak wredną suką jestem? - Zupełnie niepotrzebnie rzuciłam z ironią, a Miles nie odczekując ani chwili dłużej wszedł mi w słowa.
            - Nancy... - mruknął załamany, wzdychając głęboko i wreszcie na mnie spojrzał. - Dlaczego doszukujesz się problemu, który nie istnieje?
            Ściągnęłam brwi na znak zdziwienia. O czym to oni sobie gawędzili, że Charlie nagle był taki tajemniczy i nie swój?
            - Co? - wykrzywiłam się, żądając wyjaśnień. Prawdopodobnie będąc w pełni trzeźwa nie zrobiłabym tak, ale alkohol wpływał w jakimś stopniu na moje poczynania.
            - Pewne rzeczy zmieniają się z biegiem czasu – zaczął swój marny wywód, który wzmagał moją irytację i tworzył coraz to nowsze wątpliwości. - Może to, co cię tak bardzo smuci i denerwuje tak naprawdę przeminęło już dawno temu, a ty jesteś jedyną osobą, która wciąż to rozpamiętuje.
            Zmarszczyłam czoło jeszcze mocniej. Co też on pieprzył za farmazony. Od kiedy to on jest taki oficjalny i poważny? Co Styles mu nagadał, że postanowił przeistoczyć się w dobrego przyjaciela łagodzącego sytuację? Benjamin Franklin się, kurwa znalazł. Chyba nie sądził, że jak ze mną porozmawia i jakimś cudem zadziała swoją siłą perswazji, to polecę na Cedar Close błagać Harry'ego o przebaczenie. To jakiś plan zepchnięcia mnie z klifu? Pokazania mi, że moja nienawiść do niego to durnota i wszyscy wkoło mają z tego ubaw? Proszę, proszę, jedno towarzyskie spotkanko ze starym kumplem i już zrobił mu pranie mózgu. Ani razu nie przeszło mi przez myśl rozdzielanie Charliego między mnie a Stylesa. Ani razu nie pomyślałam o tym za kim stoi i czyje racje popiera. Zawsze był NASZYM Charliem. Naszym. I bez względu na to, czy ja i Harry ze sobą rozmawialiśmy czy nie, nikt nigdy nie kazał mu wybierać. Jednak po usłyszeniu tych dwóch przepełnionych aluzjami wypowiedzi, nie mogłam powstrzymać się od zadania tego pytania.
            - Miałam cię o to w ogólnie nie pytać, ale czyją ty stronę trzymasz?
            - Tu nie chodzi o trzymanie czyjejś strony – powiedział niesamowicie rozgoryczony, prawie że podnosząc na mnie głos. Chciał dosadnie wbić mi do głowy swoje słowa. - Wszyscy są już zmęczeni tym głupim konfliktem. Nawet Minnie.
            Szklana osłona obronna, jaką wokół siebie zbudowałam momentalnie pękła, rozbijając się na miliony ostrych jak brzytwa kawałków. Pociągnęłam nosem, powstrzymując się od płaczu i nerwowo rozejrzałam się po bokach, byle by tylko nie spojrzeć na Charliego, który wbił we mnie wzrok i najwyraźniej nie zanosiło się na to, aby go gdzieś przeniósł. Zatem żyłam w obłudzie i kłamstwie, nawet przyjaciele nie potrafili powiedzieć mi prosto w twarz, co sądzą o moim zachowaniu. Udawali, że jest okej, kiedy w istocie przeszkadzało im to jak wyrażałam się o Harrym. Wysłuchiwali moich niemiłych słów wbrew własnej woli. Nic nie mogło sprawdzić, że poczuję się jeszcze podlej, jak świadomość, że byłam dla nich nieznośna.
            - Cóż... - szepnęłam ledwie słyszalnie. - Przepraszam za bycie żałosną i obiecuję poprawę – dodałam na odchodne i o dziwo bez zachwiania się, wstałam i zaczęłam schodzić pospiesznie z górki. Ostatnią rzeczą, o jakiej marzyłam było rozpłakanie się przed Milesem i wymuszanie na nim fałszywego współczucia czy też przytulenia mnie. Dziękuję, nie potrzebuję jego pocieszenia.
            - Jezu Chryste, Nancy! - krzyknął za mną niezwykle zirytowany i czym prędzej ruszył moimi śladami. - Czy ja nazwałem cię żałosną?
            - Nie bezpośrednio, ale pewnie nie raz tak pomyślałeś – rzekłam z lekkim smutkiem, nadal porając się z pokaźnej wielkości górką.
            Poczułam zimną dłoń Charliego na swoim nadgarstku, a zaraz potem oboje się zatrzymaliśmy. Chłopak złapał mnie za ramiona i obrócił w swoją stronę, nie puszczając mnie.
Westchnął ciężko i popatrzył mi wprost w oczy, jakby zbierając się na odwagę, aby coś powiedzieć.
            - Musicie to sobie wyjaśnić i wszystko wróci do normy.
            - Dobrze wiesz, że nie odezwę się do niego pierwsza – zaprotestowałam natychmiastowo, tym razem bardziej spokojnie.
            - Nie musisz. - On także zszedł z tonu i był już znacznie milszy niż, kiedy dyskutowaliśmy na samej górze Cotton Hill.
            Nie muszę... Czy to miało oznaczać, że Harry zrobi to jako pierwszy? Na co mi to wszystko... Następne pytania i materiały do studiowania. Następne powody, dla których nocami zamiast spać, będę przewracać się rozgorączkowana z boku na bok. Nie miałam już siły, aby pytać co miał na myśli, nie chciałam tego ciągnąć. Podejrzewałam też, że nie będzie skory do prostolinijnego wyjaśniania. Pogodziłam się z tym, że nic nie jestem w stanie zrobić. Chyba... tylko czekać.
            - Chodźmy do mnie pooglądać tv, kupimy po drodze pizzę – powiedział Charlie dla otuchy, wysyłając mi ciepły uśmiech, po czym oplótł mnie swoim ramieniem i przyciągnął bliżej siebie. Jak mogłam się na niego gniewać?


The Hesitate | h. s. ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz