Rozdział 29 - Urodziny Minnie

883 66 23
                                    

połowa kwietnia 2013

            Ding dong. Dźwięk dzwonka przerwał ciszę panującą w całym domu, rozpływając się po pomieszczeniach, a zarazem sprawiając, że w błyskawicznym tempie poderwałam się z kanapy jak oparzona. Wybiegając spomiędzy niej a stolika na kawę, zrzuciłam na podłogę pilota od telewizora i telefon, ale w tamtej chwili nie myślałam o tym, aby zawrócić i je podnieść. Wtedy liczyło się tylko to, aby jak najszybciej dotrzeć do przedpokoju. Szczerząc się jak nienormalna, dopadłam czym prędzej drzwi frontowe, szarpiąc za klamkę niesamowicie narwana. Wiedziałam na co czekałam, wiedziałam co za nimi zastanę, stąd ta cała porywczość. Gdy tylko drzwi odsłoniły mi całą postać stojącą za nimi, wydałam z siebie pisk podniecenia i zaczęłam skakać w miejscu, machając przy tym rękoma z radości.

            - Gracie! – pisnęłam i rzuciłam się na dziewczynę, zamykając ją w silnym uścisku. Tak strasznie cieszyłam się na jej widok, że nie potrafiłam tego okazać inaczej, jak wyściskaniem jej za te wszystkie dni, kiedy się nie widziałyśmy, a było ich sporo. Ostatnio odwiedziła nas w sierpniu, dlatego też po takiej przerwie odnosiłam wrażenie, że między innymi z tego powodu to spotkanie miało być wyjątkowe, ale główną przyczyną tej wyjątkowości był fakt, że przyjechała specjalnie na urodziny Minnie.

            - Ale dobrze cię widzieć! – powiedziała z ulgą Grace wprost do mojego ucha, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, o ile było to w ogóle możliwe. Tkwiłyśmy tak w progu mojego domu dłuższą chwilę, aż do momentu, w którym usłyszałam dźwięk spuszczanej wody, a z toalety wybiegła podekscytowana Minnie.

            - Grace! – wydarła się zupełnie tak samo, jak ja i wpadła w nas z impetem, przez co omal nie wylądowałyśmy na podłodze. Kiedy z powrotem złapałyśmy równowagę, objęłam Fletcher z jednej strony, a naszego gościa z drugiej i tak oto stałyśmy przez niespełna kilka sekund, ściskając się w magicznej euforii, po czym Mins zaczęła wesoło podskakiwać, a my nie zastanawiając się nad tym, poszłyśmy w jej ślady.

            Nie przypuszczałam, że przyjazd Grace tak pozytywnie na nas wpłynie. Co prawda obie wyczekiwałyśmy tego niecierpliwie, odliczając dni do tego upragnionego weekendu, ale nie sądziłam, że kiedy faktycznie zobaczę swoją dawną przyjaciółkę na żywo, nagle odżyję i dostanę takiego energicznego kopa. W chwili, gdy miałam przy sobie zarówno Minnie, jak i Gracie, a w głowie wirował mi fakt, że Harry był aktualnie w drodze do Holmes Chapel, zapomniałam o tym całym bałaganie, jaki mnie otaczał. Nie dbałam o to czy ktokolwiek zrobi mi jakieś zdjęcia na dzisiejszej imprezie klubowej Mins, czy też zaczną węszyć kim była dziewczyna, z którą skakałam po swoim domu i znów zainteresują się mną na tyle, by wypisywać małe artykuły w pismach za grosze. Bo w końcu nadszedł dzień, kiedy nie musiałam się niczym martwić choć przez kilka godzin i mogłam spędzić je beztrosko i przyjemnie w towarzystwie najbliższych mi osób, które – jak widać – samą swoją obecnością poprawiały mi humor.

            Pomysł zaproszenia Grace na dziewiętnaste urodziny Mins był strzałem w dziesiątkę. Jakże wielkie było nasze zaskoczenie, kiedy Powell bez cienia wątpliwości, natychmiast podzieliła nasz entuzjazm odnośnie tego i powiedziała, że choćby miała uciec z Londynu w sekrecie przed rodzicami, zrobiłaby to, żeby do nas przyjechać. I tak oto zawitała na stare śmieci na calutki weekend. Miała spać u mnie, z racji, że na imprezę miało zawitać jeszcze kilka innych osób, a w willi Fletcherów nie było aż tyle miejsca, by ich pomieścić.

            Od pojawienia się Grace do wyjścia do klubu dzieliło nas kilka dobrych godzin, które spędziłyśmy z dziewczynami tylko w trójkę. Ugotowałyśmy razem obiad, martwiąc mamę bałaganem w kuchni, ale przynajmniej nasze spaghetti jako tako smakowało, więc wybaczyła nam ten mały rozgardiasz. Opowiedziałyśmy sobie ostatnie kilka miesięcy, a buzie się nam nie zamykały. Czułam się naprawdę świetnie, mogąc spędzić czas w naszym trio i mimo tej długiej przerwy, ani trochę nie wydawało mi się, żeby coś było nie tak. Zero krępacji, tylko czysta swoboda, co świadczyło o tym, że nawet kilometry i bezlitosny czas nie zabije naszej relacji.

The Hesitate | h. s. ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now