Rozdział 31 - Coś się zmieniło

496 43 11
                                    


Bankiet trwał w najlepsze. Goście z coraz mniejszą krępacją sięgali po alkohol, a gwar rozmów robił się coraz donośniejszy. Kiedy chłopcy skończyli obgadywać interesy z Simonem i resztą tych eleganckich mężczyzn, których osobiście nie znałam, wreszcie mieli czas tylko dla siebie. Rozproszyli się po ogrodzie, każdy podążając w swoją stronę, natomiast ja, jak na porządną dziewczynę przystało, towarzyszyłam mojemu chłopakowi. Z początku przedstawił mnie paru osobom, z każdym zamieniając przysłowiowe kilka słów, ostatecznie zatrzymując się na dłużej przy jakimś facecie, z którym najwyraźniej miał sporo do pogadania, bo buzie im się nie zamykały. Samo stanie i wyglądanie dobrze szybko mnie znudziło, a w ich rozmowę najzwyczajniej nie miałam jak się włączyć, bo nie miałam pojęcia o czym mówili, więc grzecznie przeprosiłam i udałam się do łazienki. Niekoniecznie potrzebowałam z niej skorzystać, ale nie mogłam tak po prostu sobie odejść bez słowa, zaś ta wymówka brzmiała najlepiej.

Gdy po kilku minutach wróciłam na ogródek, po drodze biorąc od kelnera kieliszek z winem, dostrzegłam, że Harry nadal stał z tamtym brunetem. Nie miałam zbytnio ochoty na żadne udawanie, że się dobrze bawię, to też postanowiłam rozejrzeć się i sprawdzić czy przypadkiem któryś z chłopaków akurat nie był osamotniony. Przechadzałam się tak po trawniku, szukając blond czupryny, Devida Beckhama i misternego przystojniaka Malika, kiedy nagle mój wzrok napotkał czyjeś niebiesko-szare oczy. Zatrzymałam się w pół kroku i chwilę wpatrywałam się w twarz osoby stojącej niespełna trzy metry ode mnie, po czym szybciutko obróciłam się na pięcie, aby czym prędzej zmyć się z pola widzenia tegoż osobnika.

- Nancy! – Natychmiast usłyszałam za sobą głos Louisa. Wypowiedział moje imię w taki sposób jakbym była dzieckiem, które coś zbroiło i chce się zmyć z miejsca zbrodni. Zacisnęłam mocno usta i przeklęłam go w myślach. Czego on, do cholery, ode mnie chciał?! Nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku miesięcy, ignorowaliśmy się, czasem tylko przez przypadek na siebie spojrzeliśmy, nic poza tym, a on nagle mnie woła? Nie wiedziałam czego się po tym spodziewać, za to byłam pewna, że ostatnią rzeczą jakiej chciałam, była konfrontacja z Tomlinsonem w miejscu publicznym.

Zamiast ruszyć przed siebie, zatoczyłam tylko koło, znów stając z nim twarzą w twarz, przy okazji omal nie tracąc równowagi. W porę poratowałam się drugą nogą i od razu się wyprostowałam.

- Louis – odparłam oznajmującym, bardzo wymownym tonem, posyłając mu sztuczny uśmiech, a ten zrobił to samo i jak gdyby nigdy nic do mnie podszedł.

- Jak ci się podoba impreza? – zabrzmiał równie nienaturalnie, co ja przed sekundą, dlatego węszyłam podstęp w tej całej szopce, którą właśnie rozpoczął.

- Podobała mi się do tego momentu, bo nie mam zielonego pojęcia o co ci chodzi – powiedziałam prosto z mostu i dalej udając, że absolutnie nie przejmuję się tym, że mnie zaczepił, upiłam łyka wina. Nie widziałam potrzeby owijania w bawełnę, skoro byliśmy w takich, nie innych stosunkach.

- Spokojnie. Dzisiaj nie odczuwam aż tak wielkiej potrzeby nakarmienia swojego cynicznego ego, mimo że mam do tego idealną okazję – odpowiedział, zachowując się jak typowy on. Pewny siebie, pewny tego, co mówił, stał z ręką w kieszeni i zgrywał cwaniaka.

- Och, cóż za szczerość – prychnęłam, machając przy tym ręką. - Chyba zapiszę ten dzień w kalendarzu – burknęłam bardziej do siebie, a Louis... Louis cicho się zaśmiał. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby zrobił to tak, jak za każdym razem, gdy się odzywałam, czyli w ten bezczelny, lekceważący sposób. Ale nie. W tym jego jakże króciutkim i cichym śmiechu było coś niepokojąco prawdziwego. W tej chwili opuściły mnie wszelkie resztki mojej pewności siebie, a na ich miejsce wskoczyła maksymalna dezorientacja. – Czy ty właśnie zaśmiałeś się bez żadnej kpiny, czy jednak już tak bardzo się upiłam, że mam halucynacje? – zapytałam całkiem poważnie, mimo że treść pytania brzmiała jak żart i patrzyłam na niego jak na obłąkanego, czekając na reakcję. Jego twarz była nadzwyczaj rozluźniona, zero cienia powagi, widziałam tam tylko coś... Pogodnego?!

The Hesitate | h. s. ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now