Rozdział 15 - TRA-DYC-JA! cz. 1

821 60 3
                                    

            - Ale jak to?! - wypaliłam niemało zdziwiona wprost do słuchawki i aż poczułam jak mnie rozsadza z radości.
            - Tak jakoś wyszło – odparł Charlie, jak nigdy w dość nieśmiały sposób.
            Kto by pomyślał, że coś takiego się kiedykolwiek wydarzy? Charlie i Minnie, Minnie i Charlie? To brzmiało co najmniej jak jakiś żart! Tyle lat razem i nic się nie działo, a tu nagle taka diametralna zmiana. Miałam wrażenie jakby ktoś przywalił mi w twarz zdechłą rybą i powiedział, że Bush znowu wygrał wybory. Mniej więcej właśnie tak bardzo szokujące było to wyznanie telefoniczne. Byłam okrutnie ciekawa jak do tego doszło, ale wiedziałam, że Miles opowiedziałby mi to zwięźle albo w ogóle, za to mogłam być pewna, że buzia Mins się nie zamknie, a relacja, jaką mi zda będzie czymś więcej niż relacją szczegółową. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę ich razem i przekonam się, że ten związek to najprawdziwsza prawda, bo póki co wydawało mi się to być czymś doprawdy niemożliwym; czymś, w co uwierzę w pełni dopiero, gdy ujrzę to na własne oczy. Tak czy siak nie mogłam też wyczekać chwili, w której powiadomię o tym Harry'ego, a także jego reakcji. Podejrzewałam, że zrobi jakąś durną minę i zacznie mi wmawiać, że robię sobie z niego jaja.
            Wróciłam do domu przyjaciela z pustym notatnikiem, bo zdanie, które miałam zapisać zaraz przed przyjściem wiadomości od Charliego najzwyczajniej w świecie mi umknęło i za żadne skarby nie byłam w stanie go sobie przypomnieć. Próbowałam je jakoś odtworzyć na najróżniejsze sposoby, ale nic z tego nie wyszło, więc tymczasowo się poddałam i stwierdziłam, że zajmę się tym na spokojnie po powrocie do Holmes Chapel.
            Drzwi frontowe otworzyłam jak najciszej, ponieważ trochę się krępowałam, a po części też bałam się, że Louis wrócił przede mną i zrzuci na mnie jedno ze swoich piorunujących i groźnych spojrzeń. Nie myliłam się, Tomlinson był już w mieszkaniu i leżał jak ostatni obibok na kanapie, grając w Xboxa i zajadając się chrupkami. Nie potrzebowałam podchodzić bliżej, żeby zauważyć masę okruszków na jego brudnej od soku koszulce z napisem „Sexy Beast”. Gdybym tylko mogła zrobić mu zdjęcie i wrzucić je do internetu... To byłby istny hit. Widok pierwsza klasa. Zazwyczaj elegancki, schludny Louis z One Direction, na co dzień prosiak i cham. Rzecz jasna nie zwrócił na mnie uwagi. I dobrze, bo kto wie jakby się to skończyło. Po ostatniej sprzeczce byłam na niego trochę cięta i przygotowywałam sobie w zapasie jakieś riposty, żeby w przyszłości nie dać się zmieść z powierzchni ziemi.
            Wszystko wskazywało na to, że Harry'ego wciąż nie ma, więc skierowałam się do pokoju, w którym spałam, żeby nieco odsapnąć. Rzuciłam się bezwładnie na niewiarygodnie wygodne łóżko, ale nie mogłam zasnąć. Do wyjścia na wieczorną imprezę zostało jeszcze trochę czasu, a kto pogardziłby drzemką? Niestety coś zaprzątało mi głowę, a moje skupienie owinęło się właśnie wokół tej jednej myśli. „Jeśli będziesz cały czas ze mną...”, co to miało znaczyć? Nie potrafiłam postawić jasno choćby jednej, konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Powtarzałam sobie w kółko jego słowa w takiej samej intonacji, w jakiej zostały przez niego wypowiedziane, próbując coś z nich wyczytać, lecz szło mi nadzwyczaj słabo. Chodziło mu o to, że mam z nim być cały czas jako przyjaciółka, czy...? Nie, nie, nie. Niemożliwe. Nie może być. W życiu by tak o mnie nie pomyślał. Totalny absurd. Chociaż skoro Charlie i Mins... Ach!, cuda zdarzają się raz na ruski rok. Daj spokój, Nance.
            Nadinterpretacja to moja specjalność, która w większości przypadków doprowadzała mnie albo do nieporozumień, albo do niepotrzebnego zadręczania się nieprawdziwą konkluzją. W związku z tym chciałam jak najprędzej odrzucić myśli odnośnie tego, co stało się tego dnia w sypialni Harry'ego, aby przypadkowo nie zrobić czegoś dwuznacznego, co mogłoby zostać przez niego źle odebrane. Ledwo co zaczęliśmy odbudowę naszej relacji i faktycznie póki co szło nam fantastycznie, mimo to odnosiłam wrażenie, że najmniejsza rzecz mogłaby to zmieść. Nasza przyjaźń wydawała mi się nad wyraz delikatna, ale i wyjątkowa.




            Dochodziła jedenasta wieczorem, a my siedzieliśmy już od jakichś dobrych dwóch godzin w jednym z vip roomów w klubie Funky Buddah, jednym z ulubionych miejsc Harry'ego i jego znajomych. Poza członkami zespołu było z nami parę innych osób, rozpoznałam wśród nich jednego z chłopaków towarzyszących nam dzień wcześniej w restauracji, bodajże Nicka. Zresztą nie miało to większego znaczenia, bo nie zanosiło się, abym miała zamienić z nim choćby kilka słów, a to dlatego, że od samego początku imprezy był doszczętnie pochłonięty rozmową z filigranową blondyneczką o imieniu Amy.
            Na dość pokaźnych rozmiarów białym stoliku walały się zarówno puste szklanki po drinkach, jak i półmiski, na których przed sekundą leżały różne przekąski. Cóż, to drugie akurat nie było elementem często pojawiającym się na imprezach, na jakich bywałam z Minnie i Milesem. Po pierwsze żal nam było pieniędzy na jedzenie, jeśli dobrze wiedzieliśmy, że po powrocie do domu czekają na nas lodówki pełne maminego, tradycyjnego jedzonka, poza tym woleliśmy roztrwonić kasę na piwa albo fast foody niż na jakieś koreczki z oliwkami, za którymi notabene żadne z nas nie przepadało. Kiedyś i Harry tak robił, ale teraz, będąc sławnym, nie wypadało mu włóczyć się nocą po pijaku po mieście w poszukiwaniu najlepszego kebaba. Niby był to tylko szczegół, lecz chyba jeden z wielu, które uległy zmianie. Pytanie brzmiało ile ich było i jak bardzo wpłynęły na jego osobowość i styl bycia? Co prawda nie zauważyłam żadnych dramatycznych przewrotów, ale na drobnostki byłam poniekąd wyczulona.
            Znów skłoniłam się w stronę swojej okrutnej nadinterpretacji, co było jak najbardziej niewskazane podczas imprezy, która zdawała się rozkręcać w dobre albowiem w pomieszczeniu robiło się coraz głośniej, a kuso odziana pracownica klubu właśnie niosła ze sobą kolejne dwie butelki szampana zamówione przez Nialla. Chłopak narzucił takie tempo, że ledwo co był w stanie odnaleźć wśród nas kompana, który by za nim nadążył. Zayn starał się jak mógł, ale najwyraźniej nie miał aż tak silnej głowy jak Irlandczyk, bo widać było po nim, że alkohol zaczął z nim konkretną zabawę, zaś Horan trzymał się świetnie i do tego miał szampański humor. Harry dyskutował o czymś zacięcie z Louisem i co rusz zapijał każdą swoją wypowiedź łykiem piwa, zaś jego towarzysz wreszcie odpuścił sobie bycie nadąsanym frajerem i żartował nawet na forum, a co najważniejsze nie rzucał w moją stronę złośliwymi tekstami jak shurikenami. Natomiast ja wysłuchiwałam imprezowych opowieści Liama. Dowiedziałam się między innymi o tym, jak kiedyś Harry i Louis postanowili odegrać w swoim mieszkaniu scenkę z Dirty Dancing i podczas skoku Lou zarył głową w ścianę, a oboje runęli z hukiem na podłogę. Zważywszy, że twarde z nich chłopaki śmiali się z tego i spróbowali jeszcze raz. Druga próba nie dość, że zakończyła się powodzeniem, to została udokumentowana, a Payne obiecał mi, że pewnego dnia to zobaczę.
            - Wnieśmy jakiś toast! - zawołał nagle Niall bardzo, ale to bardzo donośnie, aż się lekko skrzywiłam, ponieważ chłopak siedział zaraz obok mnie.

The Hesitate | h. s. ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now